MAREKERAM MAREKERAM
117
BLOG

Z życia pismaka – epizody z lat 2002 i 2003 (powieść cz. 25)

MAREKERAM MAREKERAM Kultura Obserwuj notkę 0

Łzy w oczach generała

Mimo dużej inteligencji i niemal przesadnej dbałości o szczegóły, Jarosław O. miewał jednak czasami spore „wpadki”. Co do rzetelności jego artykułów jako pierwsi nabrali podejrzeń dziennikarze z „Panoramy Szczecińskiej”. Przez kilka miesięcy szczegółowo i bez emocji analizowali oni „twórczość” kolegi z B… Efekt był porażający! Zdaniem Krzysztofa Abarkowiaka, który pierwszy zwrócił uwagę na drobne potknięcia w tekstach napływających do redakcji od Jarosława O.: „Ten człowiek zrobiłby zdecydowanie lepiej, gdyby zajął się pisaniem książek z gatunku science-fiction, a nie dziennikarstwem! Momentami mam wrażenie, że cała jego pisanina, to jedna wielka konfabulacja!” Musiał to w końcu przyznać nawet redaktor naczelny „Panoramy Szczecińskiej” – Jan Saczylas, który był wcześniej wielkim fanem tekstów Jarosława O.! Pod koniec kwietnia bieżącego roku ugiął się pod naciskiem kolegium redakcyjnego i bardziej wnikliwie zaczął sprawdzać teksty napływające od niesamowitego korespondenta. Efekt był taki, że już na początku maja wstrzymał, aż do odwołania publikowanie artykułów podpisanych nazwiskiem O. (…)

Saczylas: „To było niesamowite! Wystarczyło tylko znaleźć klucz do tych artykułów! Wtedy okazywało się nagle, że to jedno wielkie oszustwo! Kosztowało mnie to trochę pracy, ale udało mi się nawet odnaleźć strony w Internecie z których korzystał Jarosław O.! Był na tyle przebiegły, że niemal nigdy nie przepisywał gotowych fragmentów. Zawsze mocno je zmienia! Jedyna rzeczą, którą „brał” bez obaw były fakty i proponowany przez autora ciąg przyczynowo-skutkowy!” (…)

W „Expressie Wrocławskim” nikt z kierownictwa nie chciał z nami rozmawiać na temat Jarosława O. Chociaż wiemy, że w gazecie trwa intensywne wewnętrzne śledztwo, które ma wyjaśnić jaki mechanizm zadecydował o tym, że dziennikarz z B… mógł przez tak długi czas bezkarnie nabierać wydawców oraz czytelników. (…) Proszący o anonimowość młody redaktor stwierdził: „Całe to dochodzenie, to jedno wielkie mydlenie oczu! Sekretarz redakcji jeszcze kilka miesięcy temu śmiał się nam w oczy i twierdził, że powinniśmy brać przykład z Jarosława O. A my mogliśmy tylko bezsilnie patrzeć jak nasze teksty spadają z łamów, by zrobić miejsce dla korespondencji geniusza dziennikarstwa!” „Nie da się ukryć, że ten facet był prawdziwym pupilem kierownictwa gazety.” – stwierdza inny pracownik „Expressu”. (…)

Inne śledztwo trwa natomiast w kieleckim „Głosie Ludowym”. Prezes zarządu spółki wydającej ten tytuł chce się koniecznie dowiedzieć, kto z redakcji odpowiada za przeciek informacji o fałszywych korespondencjach Jarosława O. Konkurencyjny tytuł („Nowa Gazeta Kielecka”) urządził sobie bowiem z „Głosu” prawdziwe pośmiewisko, gdy afera wyszła na światło dzienne. „Oni chcieli ukręcić całej sprawie łeb, a my nie mogliśmy do tego dopuścić – mówi przedstawiciel „NGK”. – Sprawy miało po prostu nie być! Planowano, że Jarosław O. zniknie po cichutku z łamów i nikt nawet tego nie zauważy! Nie mogliśmy dopuścić do takiego skandalu!” Redaktor „Nowej Gazety Kieleckiej” zapomina jednak, że również i jego tytuł opublikował trzy korespondencje dziennikarza z B… Jarosław O. Pod pseudonimem Kazimierz Rukusz opisał dla tego tytułu pierwsze dni wojny w Iraku (między innymi atak sił specjalnych na port Umm Kasr)!

Dziennikarze w „Panoramie Szczecińskiej” nie są pewni kiedy tak naprawdę nabrali pewności, że materiały Jarosława O., to jedna wielka blaga. Jednak najczęściej przytaczana jest historia z końca marca (tuż przed atakiem koalicji na Irak), kiedy to do redakcji przyszły dwa materiały: pierwszy – wywiad z dowódcą jednej z amerykańskich jednostek pancernych zatytułowany „Łza w oczach generała”, a datowany na 18.03., drugi – relacja z amerykańskiej bazy Guantanamo na Kubie, w której przetrzymywani są przedstawiciele Al Kaidy nosząca tytuł „Ludzie w klatkach”. Z treści tego ostatniego wynikało, że był zrobiony między 17 a 20 marca!!! „Jarosław O. tłumaczył wprawdzie, że w pierwszym tekście najzwyczajniej w świecie pomylił daty, ale „Łza w oczach generała” stała się naszym koronnym dowodem! Po miesiącach wyłapywania drobnych nieścisłości mieliśmy w rękach silny argument dla naczelnego!” – mówi Krzysztof Abarkowiak z „Panoramy Szczecińskiej”. (…)

Wilczego biletu nie było

Wojna w Iraku zdecydowanie nie przysłużyła się karierze Jarosława O.! Być może stał się zbyt mało uważny, a być może stał się zbyt bezczelny! Jedno jest pewne, jego korespondencje z pola walki zaczęły budzić poważne wątpliwości w wielu redakcjach. A im bliżej Bagdadu znajdowały się wojska amerykańskie i brytyjskie, tym częściej relacje z Iraku lądowały w redakcyjnych koszach. (…)

Jarosław O. popełniał coraz więcej błędów! Za pierwszy z nich można uznać wysłanie 20 marca (dzień uderzenia na Irak) korespondencji z pierwszej linii frontu do „Echa Przemyśla”! Pech chciał, że przyjacielem redaktora naczelnego tego tytułu był Sławomir S. pełniący funkcję sekretarza redakcji w „Kurierze Poznańskim”! Pech chciał też, że obaj panowie spotkali się na konferencji prasoznawczej w Krakowie! Wreszcie pech zechciał, by redaktor naczelny „Echa Przemyśla” pochwalił się koledze swym szalejącym korespondentem, a kolega przypomniał sobie, że dzień przed atakiem Amerykanów rozmawiał z Jarosławem O. przez telefon. Dzwonił co prawda dziennikarz, ale redakcja „Kuriera Poznańskiego” ma przy wszystkich aparatach zainstalowaną identyfikację numerów, więc Sławomir S. bez trudu stwierdził, że gwiazda wojennego reportażu telefonowała z B…

„Echo Przemyśla” już następnego dnia przestało zamieszczać „korespondencje własne” z wojny w Iraku, ale redaktor naczelny jeszcze długo wierzył, że cała sprawa jest tylko fatalnym nieporozumieniem. Ostatecznym sprawdzianem okazała się „próba paszportowa”! Niestety Jarosław O. owej próby nie przeszedł! Poproszony o przyjazd do Przemyśla (na koszt gazety) i przedstawienie paszportu z wizami, obraził się. „Stwierdził, że uważa tę prośbę za dowód braku zaufania – mówi Witold Barsz kierownik działu publicystyki i reportażu w „Echu Przemyśla”. – W rozmowie telefonicznej z naczelnym stwierdził, że wobec tego rezygnuje z zaległych honorariów i zrywa współpracę.” (…) „Ponieważ Jarosław O. nie był naszym etatowym dziennikarzem, a w dodatku nie dysponowaliśmy żadnymi konkretnymi dowodami potwierdzającymi to, iż naprawdę jest nierzetelny, więc nie informowaliśmy innych tytułów w Polsce o swych podejrzeniach” – stwierdza redaktor naczelny „Echa Przemyśla”.

O dziwnych praktykach dziennikarza z B… milczał też sekretarz redakcji z Poznania Sławomir S. „Wilczy bilet można dać komuś, na kogo ma się silne, niepodważalne dowody. Jeśli są to natomiast tylko przypuszczenia, to lepiej nie rozpętywać afery!” – podkreśla jego przełożony redaktor Marcin Twormos.

Mistrz czy błazen?

„Korespondencje Jarosława O. były niezwykle powierzchowne i aż roją się od błędów! – twierdzi Krzysztof Abarkowiak z „Panoramy Szczecińskiej”. – Z artykułu o Afganistanie (opisującego miejsca, w których ukrywają się oddziały Talibów), wynika na przykład, że autor musiał poruszać się po tym górzystym kraju, pełnym bezdroży i krętych ścieżek, z naprawdę zawrotną prędkością. Skoro dotarcie z okolic Tora Bora (kompleksu jaskiń, które stanowiły jedno z ostatnich gniazd oporu Talibów podczas wojny) do Kandaharu zajęło mu zaledwie kilka dni! To co prawda zaledwie 600 kilometrów, ale każdy kto był w Afganistanie wie, że ich przebycie nie jest sprawą prostą!” (…)

Radosław Cz., korespondent wojenny Radia Jot, przebywał w Iraku przez dwa najgorętsze miesiące (od 7 marca do początków maja) i nie pamięta Jarosława O. chociaż zna wszystkich innych polskich dziennikarzy, którzy relacjonowali przebieg ataku na Bagdad! Podobnie jak Kamila Pawliszewska z „Gazety Obywatelskiej” i Marcin K. z telewizji TVM.

Radosław Cz.: „To po prostu niemożliwe, żebym nie zauważył polskiego dziennikarza! Szczególnie dziennikarza tak aktywnego jak Jarosław O.! Co ciekawe część korespondencji pochodzi z miejsc, gdzie było nas zaledwie kilku!!! Jedno muszę przyznać, niektóre jego teksty są zadziwiająco realistyczne i doskonale napisane. Naprawdę nie wiem, czy potrafiłbym zrobić je lepiej! Są też oczywiście i takie, które są żenująco naiwne, ale… Jarosław O. to z pewnością świetne pióro, ale pióro, które zbłądziło!” (…)

Kamila Pawliszewska: „Naprawdę nie mogę zrozumieć mechanizmu tej mistyfikacji! Artykuły Jarosława O. są momentami wręcz nieporadne warsztatowo! Ilość faktów, które ten człowiek myli i przeinacza jest po prostu zatrważająca! Nie mieści mi się w głowie, że gazety mające opinię odpowiedzialnych tytułów wpuszczały te wypociny na swe łamy! To po prostu zwykły skandal! Przecież na kilometr widać, że autor widział Irak jedynie na mapie w atlasie!”

Marcin K.: „Z moich analiz wynika, że Jarosław O. musiał korzystać z materiałów bardzo różnej jakości. Zdarzają mu się teksty, którym właściwie nic nie można zarzucić, ale zdarzają się i takie, w których aż roi się od błędów w szczegółach topograficznych, opisach formacji wojskowych oraz używanego sprzętu. Jedno jest dla mnie absolutnie pewne, ten człowiek nigdy nie był w Iraku! Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek wyjeżdżał z Europy!” (…)

Bohatera można stworzyć!

Jarosław O. pomimo, że był latającym reporterem, raczej nie lubił ruszać się z B…! Jego krajowe reportaże w większości też powstawały za biurkiem! Zadaliśmy sobie trochę trudu i sprawdziliśmy kilka tekstów geniusza pióra z B… Wynik był wstrząsający! Wszystkie, dokładnie wszystkie osoby cytowane w jego reportażach, zaprzeczyły, aby kiedykolwiek miały kontakt z Jarosławem O. To jednak jeszcze nie koniec niespodzianek! Spora część osób, których wypowiedzi znalazły się w podejrzanych tekstach, po prostu nie istnieje! Są tworem bujnej wyobraźni autora! (…)

Niezastąpiony fachowiec

Rozstanie z „Echem Przemyśla” w najmniejszym stopniu nie wpłynęło na współpracę Jarosława O. z innymi tytułami. Na początku maja ukazał się w dzienniku wychodzącym w Częstochowie tekst o polskim oddziale GROM walczącym w Iraku.

„Ten układ bardzo nam odpowiada. Jarosław O. pisze dla naszego tytułu jako wolny strzelec. Ma nieźle opanowany warsztat dziennikarski i zawsze proponuje ciekawe tematy – stwierdza Stefan Greb z „Życia Częstochowy”. – Nie ponosimy żadnych kosztów związanych z wysyłaniem korespondenta, a mamy wiadomości z samego centrum wydarzeń. Płacimy tylko za teksty!” Zastępca redaktora naczelnego zapewnia też, że bardzo uważnie czyta teksty nadsyłane przez dziennikarza z B… i uważa je za niezwykle udane. Nie chce jednak powiedzieć ile płacił Jarosławowi O.! (…) Podobnego zdania jest sekretarz redakcji tej gazety Piotr Muszak: „To bardzo profesjonalny i dobrze przygotowany dziennikarz. Jest zawsze tam, gdzie coś się dzieje. Jego teksty zawsze pełne są faktów! Nie mieści mi się w głowie, że mogłyby być wyssane z palca lub splagiatowane.”

Jarek odezwij się!

Nie udało się nam niestety skontaktować z bohaterem naszego artykułu. Pomimo, iż dysponowaliśmy numerem jego telefonu domowego, telefonu komórkowego oraz e-mailem pozostawał dla nas nieuchwytny przez ponad dwa tygodnie! I gdyby nie to, że dokładnie przeanalizowaliśmy „twórczość” Jaroslawa O., to moglibyśmy pomyśleć, że wyjechał on gdzieś daleko zbierać materiał do kolejnego pasjonującego reportażu! Ponieważ jednak znamy doskonale możliwości dziennikarza z B… sądzimy raczej, że w momencie, w którym wyczuł, iż grunt pali mu się pod stopami zaszył się gdzieś i czeka aż sprawa przycichnie!

Jarosława O. nie mogliśmy też zastać w pracy! Tak, tak! Nasza gwiazda reportażu pracuje bowiem w hurtowni zabawek! Tam też znaleźliśmy kolejny dowód dziennikarskiego oszustwa! Listy obecności Jarosław O. podpisywał regularnie i wynika z nich, że przez ostatnie pół roku nie opuścił ani jednego dnia pracy!!!

Piotr Sarma, Robert Wygwiż, „Przegląd Prasy Krajowej”, 19.05. 2003 r.

Rozdział 8

Odnaleźć magię

Wygwiż to jednak miły i uczynny człowiek! Zadzwonił do mnie we wtorek i słodziutkim głosem zapytał, czy kupiłem już nowy numer „Przeglądu Prasy Krajowej”.

- Nie – powiedziałem podejrzliwie. – A powinienem?

- Ależ oczywiście drogi kolego! Ależ oczywiście!

- A jest jakiś konkretny powód? – zapytałem niepewnie.

- To bardzo dobre czasopismo! – stwierdził ze śmiechem Wygwiż. – Są tam naprawdę ciekawe artykuły! Bardzo ciekawe!

- Ale…

Nie wiedziałem co powiedzieć. Facet najwyraźniej bawił się moim kosztem!

- Drogi kolego, to będzie bardzo pouczająca lektura! Zobaczysz! Miłej lektury!

Oczywiście natychmiast pobiegłem do kiosku i kupiłem „PPK”. Przejrzałem tygodnik w drodze do domu. „Wirtualny korespondent” zajmował aż trzy strony. Stałem na chodniku tuż obok kiosku i czytałem z rosnącym przerażeniem. Kiedy skończyłem miałem wrażenie, że wszyscy przechodnie patrzą na mnie oskarżycielskim wzrokiem. Czułem się jak napiętnowany, szczególnie paskudny przestępca! Wygwiż spełnił swoją groźbę! Dobrał mi się do dupy i to w sposób modelowy! Nie tylko pokazał całej Polsce mechanizm mojego oszustwa, ale też postarał się, żeby gazety, z którymi współpracowałem z dnia na dzień zapomniały o moim istnieniu! Kiedy jakiś czas temu poszczególne tytuły zaczęły nagle zawieszać ze mną współpracę, to wiedziałem, że dzieje się coś bardzo niedobrego, ale pełną wiedzę uzyskałem dopiero z artykułu przeczytanego koło kiosku.

MAREKERAM
O mnie MAREKERAM

Jaki jestem? Nie wiem!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura