MAREKERAM MAREKERAM
98
BLOG

Z życia pismaka – epizody z lat 2002 i 2003 (powieść cz. 26)

MAREKERAM MAREKERAM Kultura Obserwuj notkę 0

Jedynym przyjacielem człowieka napiętnowanego jest alkohol! Alkohol w ilościach hurtowych (a pracowałem przecież w hurtowni)! We wtorek piłem z panem Lulkiem, którego spotkałem wracając z „Przeglądem Prasy Krajowej” do domu. Sąsiad chciał mi początkowo sprzedać „aparat fotograficzny najnowszej generacji z zoomem i mongolską elektroniką” i to po bardzo atrakcyjnej cenie. Na szczęście zamknął się w końcu i piliśmy już jak prawdziwi Polacy – wzdychając od czasu do czasu, że życie jest ciężkie, niesprawiedliwe oraz pełne pułapek!

W środę przed południem piłem z Dianą Baxter z BBC WORLD, a od piętnastej z „Bolem” w zbrojowni PONS-u. Osiłek był dobrym kompanem do kielicha, bo mówił niewiele i przeważnie bez sensu. Zupełnie nie przeszkadzało mi to w napawaniu się swoim cierpieniem! Byłem przecież dziennikarzem upadłym i potępionym na wieki! Tuż przed osiemnastą przyszedł „Sumo”.

- Pijesz z tym miłośnikiem Żydów i Cyganów? – zapytał oburzonym tonem swego partyjnego kolegę. – Chyba kompletnie zwariowałeś?!

- My tylko tchak… – zabełkotał „Bolo”

- Wypadzik – powiedział „Sumo” wskazując mi drzwi. – W podskokach!

Butelkę musiałem więc skończyć z Malvinem Offrey z CNN!

W czwartek obudziłem się na fotelu przed telewizorem kilka minut po trzynastej. Byłem kompletnie połamany, za oknem lało, a mój kac miał rozmiary piramidy Majów. Możliwość klina była natomiast raczej nikła. Chyba, że udałoby mi się wycisnąć coś z pustej butelki leżącej na podłodze! „Może pan Lulek będzie miał jeszcze coś na składzie” – pomyślałem. Pamiętałem, że w lutym usiłował mi sprzedać jakąś chińską wódkę ze żmiją zwiniętą w środku. Pomysł obrzydliwy, ale człowiek potrzebujący przełknie każde świństwo w celach leczniczych.

Niestety sąsiada nie było w domu! Perspektywa wycieczki do monopolowego wydała mi się straszna, ale nieodwołalna. Wróciłem więc do mieszkania, żeby się trochę ogarnąć przed spotkaniem z cywilizacją. Pocztę elektroniczną sprawdziłem odruchowo podczas mycia zębów. To co przeczytałem sprawiło, że wyprawa po wódeczkę wydała mi się nagle mało ważna (chociaż kac był odmiennego zdania)!

 

Od: ola777@supernet.pl

Do: ”Jarosław” <jaerjar@onet.pl>

Wysłano:22 maja 2003 11:43

Temat: Puk, puk!

Jarek,

Od dwóch dni usiłuję się z tobą skontaktować! Nie odbierasz telefonów! Moje maile też olewasz! Odezwij się w końcu, bo muszę z Tobą bardzo poważnie porozmawiać! Tylko bardzo proszę, daj znak życia jeszcze w tym kwartale! Pozdrowienia!

Ola

Zadzwoniłem najpierw do domu. Odebrał Bartek i powiedział zniecierpliwionym, opryskliwym tonem, że Ola jest w pracy. Pewnie przechodził przez kolejny poziom jakiejś supergry i mój telefon przeszkodził mu w zostaniu bohaterem. Podobno odkąd stracił pracę nie zajmował się niczym innym tylko mordowaniem obcych, krążeniem po labiryntach, walką o ocalenie ludzkości i tym podobnymi szczytnymi obowiązkami.

Zadzwoniłem więc do „Ipressmedii”, gdzie już po czterech przełączeniach z aparatu na aparat mogłem rozmawiać z Olą.

- Chciałaś ze mną…

- Słuchaj mam ważną sprawę, ale teraz nie mogę rozmawiać – powiedziała Ola. – Zresztą to i tak nie jest temat na telefon. Wpadnij do mnie dzisiaj około osiemnastej!

- Czy to coś…

- O osiemnastej – zaszczebiotała Ola i odłożyła słuchawkę.

Punktualnie o 15:00 dostałem SMS-a od Arka.

CHCE SIE Z TOBA W KONCU ROZLICZYC. CZY MOGE WPASC DZISIAJ O 19:00? A.

Zgodnie z prawdą odpowiedziałem mu, że nie i zaproponowałem piątek.

NIE! NIE MOGE!

Zapytałem więc kiedy może, ale nie otrzymałem odpowiedzi.

- Słabiutko wyglądasz – powiedziała Ola kiedy siedliśmy w kuchni, żeby pogadać.

- Przesadziłem trochę ze smuteczkami – burknąłem.

- Z czym?

- Ze smuteczkami! No, z wódą! Miałem ostatnio trochę…

- „Wirtualny korespondent” tak cię zdołował? – upewniła się Ola.

- A co? Ciebie by nie zdołował?

- Nie! Bo nigdy nie przyszłoby mi do głowy takie szachrajstwo jak tobie! Ale muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem. Gdybyś trochę uważał… No i nie narażał się miejscowym rekinom… Mógłbyś to ciągnąć latami!

- Mógłbym! Ale teraz to już nieaktualne. Wszystkie redakcje traktują mnie jak trędowatego.

- No, chyba im się nie dziwisz?

- Dajmy już spokój tej masakrze… O czym mamy rozmawiać?

Ola uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się dziwny błysk.

- Z tobą można rozmawiać właściwie tylko o jednym… O Asi!

- Czy coś się zmieniło? Wraca?

Ola ponownie się uśmiechnęła.

- Widzisz z tym jest właśnie problem! Ona ma coraz mniejszą ochotę na powrót!

- No to przekonaj ją jakoś! – jęknąłem. – Przecież mówiłaś…

- Ja wiem co mówiłam – powiedziała Ola. – I doskonale wiem co mam robić! Doskonale!

- Więc… To o czym chciałaś rozmawiać?

- Powiedz mi, czy ty naprawdę chcesz, żeby ona wróciła?

- Po co to pytanie? Przecież wiesz!

- I jesteś pewien?!

- Ola, co ty masz na myśli? – zapytałem z nadzieją. – Powiedz!

- Nic nie wiem! Nic!

- To po co się spotkaliśmy? – zapytałem bezradnie.

- Mam do ciebie interes – powiedziała szeptem Ola. – Chodzi mi o Bartka. On już dostaje świra od tego lenistwa. Nie pracuje, nie szuka pracy, nie rejestruje się jako bezrobotny… Tylko całymi dniami gra w te durne gry komputerowe. Niedługo przyrośnie do krzesła! Chciałabym, żebyś pomógł mi go trochę rozruszać!

- W jaki sposób? – zapytałem zaskoczony.

- Wymyśliłam sobie, że pójdziemy na taki rajd wokół B… jak ty wtedy z Asią. Może jak dostanie trochę w kość, to zacznie myśleć!

- Może – powiedziałem sceptycznym tonem. – A jaka jest moja rola?

- Bartek nigdy by nie poszedł na rajd, gdybym mu trochę nie wjechała na ambicję! Powiedziałam, że ty też idziesz i że jestem ciekawa, który z was pierwszy „pęknie”!

- Dzięki – powiedziałem. – Rozumiem, że załatwiłaś mi forsowną przechadzkę!

- Oj, skoro raz przeszedłeś… Teraz też dasz radę!

- Kiedy? – zapytałem bez entuzjazmu.

- „Człaputki” wyruszają w najbliższą sobotę. To dla nich otwarcie sezonu wycieczkowego!

- Już w tę sobotę? Cholera!

- No, poświęć się dla koleżanki! Bądź człowiekiem! Bo jeszcze trochę i mój mąż zapuści korzonki w fotelu!

- Co mam powiedzieć? Dobra!

- Fajnie! To pamiętaj sobota, Łęg, godzina 19:00!

Do domu wróciłem o 22:20. Już kładłem się spać kiedy dostałem kolejnego SMS-a od Arka.

DOBRA! ZMIENILEM PLANY! MOGE W PIATEK! BĘDĘ U CIEBIE O 19:00! NARESZCIE BEDZIEMY MOGLI SIE ROZLICZYC! AREK

MAREKERAM
O mnie MAREKERAM

Jaki jestem? Nie wiem!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura