To nas czeka na rynku pracy w 2024. Firmy zwalniają ludzi na rzecz SI

Redakcja Redakcja Praca Obserwuj temat Obserwuj notkę 14
O perspektywach rynku pracy, najważniejszych trendach, szansach, potrzebach i wyzwaniach w nadchodzącym 2024 roku rozmawiamy z Krzysztofem Inglotem, założycielem Personnel Service i ekspertem rynku pracy.

Salon24: Od kilkunastu miesięcy na rynku pracy panuje spokój i stabilizacja. Jak można podsumować kończący się rok?

Krzysztof Inglot: - Mijający rok był pierwszym od kilu lat bez znaczących szoków na rynku pracy, takich jak pandemia, szybko rosnąca inflacja czy wojna. Stabilizacja, z którą mieliśmy do czynienia, utrzyma się w kolejnym roku. Przedsiębiorcy raczej z optymizmem patrzą w przyszłość, choć miejsc pracy będzie mniej, a bezrobocie nie wzrośnie. Debatę publiczną w tym roku zdominowały kwestie związane ze sztuczną inteligencją, która szturmem weszła na rynek pracy i na pewno zmieni jego funkcjonowanie. Jedno jest pewne – zawody będą się zmieniały, co wymusi modyfikację kompetencji pracowników oraz będzie impulsem do przyjrzenia się systemowi edukacji w kontekście jego dopasowania do umiejętności przyszłości. Jednocześnie przez cały rok mierzyliśmy się z wyzwaniami związanymi z migracją.

Salon24: Z jakimi wyzwaniami będą musieli się zmierzyć pracownicy i pracodawcy w 2024 roku? Jeśli w ogóle będą jakieś wyzwania?

Krzysztof Inglot: Na pewno będą. Trzy kluczowe kwestie w 2024 roku, o których już dzisiaj wiemy to sztuczna inteligencja oraz automatyzacja, edukacja przyszłości oraz polityka migracyjna.

Salon24: Emigracja, imigracja i migracja to w Polsce ciągle trudny, by nie powiedzieć drażliwy temat.

Krzysztof Inglot: I taki zawsze pozostanie. Polsce potrzeba mądrej polityki migracyjnej. W 2023 roku nasz kraj zaczął mierzyć się ze spadającą podażą pracowników z Ukrainy, przed którymi otworzyło się wiele państw. W tym gronie znalazły Niemcy, Wielka Brytania, Kanada czy kraje skandynawskie. Właśnie te destynacje nasi wschodni sąsiedzi wybierają najchętniej. Z naszych szacunków wynika, że spora część Ukraińców, których jest w Polsce ok. 2 mln, potraktowała nasz kraj jako tranzytowy. W Niemczech jest ich ponad 1 mln, a w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy może być to łącznie 3,5 mln. 


Salon24: Proszę wybaczyć, ale to trochę sny o potędze.

Krzysztof Inglot: Ma pan rację. Polska nie może rywalizować z Niemcami, Kanadą, Wielką Brytanią czy krajami skandynawskimi poziomem płacy minimalnej. Natomiast możemy postarać się, aby rodziny osób pracujących w Polsce – ich dzieci, rodzice czy dziadkowie – mogli liczyć na takie samo wsparcie socjalne, czyli m.in. dostęp do służby zdrowia, żłobków, przedszkoli, szkół, jak to się dzieje u naszych największych konkurentów. Kluczowe jest też wypracowanie czytelnej i niezmiennej polityki migracyjnej. To pomoże w ustabilizowaniu kierunków migracji, które powinny wspierać rozwój polskiej gospodarki i wypełniać wakaty w kluczowych obszarach rynku.

W kwestii deficytowych obszarów rynku możemy wzorować się m.in. na rozwiązaniach australijskich czy kanadyjskich. Myśląc natomiast o ustabilizowaniu kierunków migracji wiadomo już, że Polska musi otworzyć się na inne kraje niż Ukraina. Najlepiej z naszego punktu widzenia byłoby postawić na pracowników z Białorusi, ale nie tylko. Takie kraje jak Uzbekistan czy Azerbejdżan również powinny być na tej liście, bo dobre wzorce i doświadczenia ukraińskich migrantów, przełożą się pozytywnie na zainteresowanie pracowników z tych krajów rynkiem pracy w Polsce. 


Salon24: A może zamiast korzystać z napływu pracowników z innych krajów zaprząc do pracy nowe technologie, ze sztuczną inteligencją na czele.

Krzysztof Inglot: Jak na razie i może na szczęście AI nie zastąpi wszystkich pracowników, ale już dzisiaj niemal co trzeci przedsiębiorca w ostatnim roku zwolnił co najmniej jedną osobę na rzecz robota lub sztucznej inteligencji – wynika z naszego raportu „Barometr Polskiego Rynku Pracy”. Potwierdzają to pojawiające się w ostatnim czasie informacje o masowych zwolnieniach w wielkich koncernach. Chodzi m.in. o Nokię, która zapowiedziała, że pracę straci ponad 14 tys. osób. Na redukcję liczby pracowników zdecydowała się również spółka Ericsson, która planuje likwidację 8,5 tys. etatów. W Polsce jeden z banków zwolni ok. 900 osób, a duży wytwórca mebli rozwiąże umowy z 230 pracownikami. Dodatkowo, od początku roku z rynku taxi ubyło ponad 700 firm, głównie jednoosobowych działalności, a przeszło 3 tys. kolejnych zawieszono.

Automatyzacja i AI w firmach będą coraz powszechniejsze. Gotowość do ich wdrożenia deklaruje 70 proc. przedsiębiorców, z czego 19 proc. już to robi. Czeka nas zmiana modelu w globalnej gospodarce, gdzie utrzymanie czy polepszenie wskaźników makroekonomicznych nie będzie wprost korelowało ze wzrostem na rynku pracy. W przeciwieństwie też do poprzednich rewolucji przemysłowych, najbardziej dotknięci zostaną pracownicy o średnich kompetencjach, czyli szerokie grono white collars. To otwiera szeroką dyskusję związaną z tym, co się wydarzy z tymi osobami. Nie z każdego kierowcy czy księgowej zrobimy eksperta od AI czy programistkę. Konieczne będą systemowe rozwiązania, które pozwolą nam uniknąć scenariusza, w którym pracownicy będą się prosili o pracę, bo po prostu będzie jej dużo mniej. Ten trend widać już teraz. Mimo że bezrobocie na razie nie rośnie i tak zostanie w całym 2024 roku to podaż miejsc pracy spada.

Salon24: Wspomniał Pan o systemowych rozwiązaniach, ale tak naprawdę każdy pracownik zaczyna się od edukacji. Czy Pana zdaniem również tutaj potrzebne są zmiany?

Krzysztof Inglot: Żaden system, a w tym edukacji, nie jest wieczny. Wymaga modyfikacji i dostosowania do aktualnych warunków. A te są dynamiczne. Zarówno edukacja podstawowa jak i wyższa musi nadążać za zmianami społecznymi i technologicznymi, bo inaczej może oznaczać ogromne problemy. Przykładem jest Finlandia, która była mistrzem w międzynarodowym teście 15-latków PISA. Z czasem kraj spadał w rankingu, a ostatnie wyniki pokazują gwałtowne tąpnięcie. Jednym z powodów jest migracja i wynikający z niej wzrost różnorodności uczniów. To pokazuje, że brak wrażliwości i zmian na otoczenie społeczne może mieć negatywne skutki.

Podobnie z nienadążaniem za postępem technologicznym. Szkoły podstawowe i uczelnie wyższe powinny kształtować umiejętności, które pozwolą następnie wchodzącym na rynek pracy młodym ludziom bez problemu znaleźć swoje miejsce. A już teraz wiadomo, że w walce ze sztuczną inteligencją pomagają takie umiejętności jak empatia, kreatywność, umiejętność pracy w grupie i rozwiązywania złożonych problemów. Szkoła musi kształtować te kompetencje. 


Fot. Pixabay/zdj. ilustracyjne

Rozmawiał Tomasz Wypych

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo