Młoda Ukrainka przygotowuje się do walki za swój kraj. Fot. PAP/EPA/MYKOLA TYS
Młoda Ukrainka przygotowuje się do walki za swój kraj. Fot. PAP/EPA/MYKOLA TYS

Rocznica inwazji. "Wiele zastrzeżeń, ale jak Ukraina przegra, bić się będziemy musieli my"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 247
Po dwóch latach możemy mieć do Ukraińców wiele zastrzeżeń. W sprawie zbrodni wołyńskiej brakuje tego zwykłego przyznania się. Szokować mogą setki młodych mężczyzn, którzy bawią się w Polsce, imprezują, a mogliby być na froncie. Jednak niezależnie od tych pretensji, podobnie jak dwa lata temu, tak dziś uważam, że to nasza wojna. Nie ma wątpliwości, kto jest katem, a kto ofiarą. Ani co do tego, że Ukraińcy biją się za nas. Jeśli oni przegrają, możliwe, że bić się będziemy musieli my – mówi Salonowi 24 Przemysław Miśkiewicz, działacz opozycji w okresie PRL, w latach 2006-2013 kierownik projektu badawczego Encyklopedia Solidarności. Razem ze stowarzyszeniem Pokolenie organizuje wsparcie dla walczącej z Rosją Ukrainy i pomoc dla uchodźców z tego kraju.

Mijają dwa lata od momentu pełnoskalowego ataku Rosji na Ukrainę. Wtedy wielu Polaków rzuciło się z bezinteresowną pomocą, przyjmowało ludzi uciekających przed wojną pod swój dach. Pana stowarzyszenie do dziś organizuje wsparcie dla uchodźców, ale też wysyła pomoc na Ukrainę. Jednak nastawienie Polaków się zmienia. Jak porównałby Pan sytuację dwa lata temu i dziś?

Przemysław Miśkiewicz: Widać niestety zmęczenie społeczeństwa polskiego wojną. Niedawno byłem świadkiem sytuacji, w której podchmielony facet w tramwaju mówił do dziecka „ty też nie lubisz Ukraińców, bardzo dobrze” etc. Rzecz dwa lata temu nie do pomyślenia. Oczywiście, że po dwóch latach możemy mięć do Ukraińców wiele zastrzeżeń. W sprawie zbrodni wołyńskiej brakuje tego zwykłego przyznania się. Szokować mogą setki młodych mężczyzn, którzy bawią się w Polsce, imprezują, a mogliby być na froncie. Jednak niezależnie od tych pretensji, podobnie jak dwa lata temu, tak dziś uważam, że to nasza wojna. Nie ma wątpliwości, kto jest katem a kto ofiarą. Ani co do tego, że Ukraińcy biją się za nas. Jeśli oni przegrają, możliwe, że bić się będziemy musieli my.

Mamy demonstracje rolników i myśliwych przeciwko sprowadzaniu ukraińskiego zboża, pojawiają się na tych protestach skandaliczne napisy, choćby słynny transparent wzywający Putina do zniszczenia Ukrainy, czy Brukseli. Pana zdaniem to rozpacz rolników, którzy znaleźli się w fatalnej sytuacji, czy prowokacje strony rosyjskiej?

Tu jest kilka kwestii. Po pierwsze same protesty nie biorą się znikąd, my nie jesteśmy wyrwani z kontekstu, to się dzieje w całej Europie, w Polsce skala protestów jest stosunkowo mała w porównaniu z tym, co ma miejsce na Zachodzie. Demonstracje są efektem pewnych decyzji, które zapadają w Brukseli. Jedną z nich było właśnie wpuszczanie zboża i innych produktów z Ukrainy. Wiadomo, że jeżeli była jakaś luka, to sprytni ludzie z niej skorzystali. Rolnicy się burzą, to jest zrozumiałe, tylko weźmy też pod uwagę, że często wyjeżdżają traktorami, które kosztują setki tysięcy czy nawet ponad milion złotych. Więc to nie jest tak, że oni umierają z głodu.


No tak, ale zarobili na to, trudno kogoś winić za dorobienie się...

Ja im nie żałuję. Co więcej, w interesie polskiego państwa jest to, żebyśmy się mogli sami wyżywić, a importowali jedynie to, bez czego i tak możemy sobie poradzić. Co bardzo istotne, u nas są gospodarstwa dwudziesto, pięćdziesięcio czy nawet stuhektarowe, największe to chyba około 10 tysięcy hektarów. Na Ukrainie są ogromne latyfundia-przedsiębiorstwa, częstokroć zarejestrowane na Cyprze czy w innych rajach podatkowych, często zagranicznym kapitałem. Państwo ukraińskie praktycznie nic z ich działalności nie ma, koncerny te nie zostawiają tam podatków.

Trzeba jednak patrzeć na szerszy kontekst. Od kilku dni mój kolega, którego poznałem w 2014 roku podczas Majdanu, Ukrainiec polskiego pochodzenia mieszkający we Lwowie przysłał mi zdjęcia, które dostaje od kogoś, również jakieś teksty z rosyjskojęzycznych kanałów. Na przykład demonstracje przeciwko NATO, która nie jest mistyfikacją i rzeczywiście miała miejsce, kiedy nie wiem. Więc warto te kropki połączyć. Jeżeli do mojego kolegi spływają codziennie takie zdjęcia i filmiki, jeżeli zaobserwujemy co się dzieje wokół tych protestów rolniczych u nas, ile skrajnie prorosyjskich osób tam się pojawia, dołożymy do tego relacje, które są w rosyjskiej telewizji, to układa nam się to w logiczną całość.

I z jednej strony rolnicy mają powody, żeby protestować. Z drugiej pod ich protesty podpina się cała masa różnych prowokatorów i agentów.


Pana stowarzyszenie od początku pomagało uchodźcom, organizowaliście też zbiórki dla Ukrainy, pomoc wysyłaną na front. Ta trwa, co więcej, są przecież przypadki osób niegdyś mocno antyukraińskich, które po wybuchu wojny zmieniły podejście, same wsparcie się angażują. Więc chyba te skandaliczne transparenty są jedynie krzykliwym marginesem?

Robi się jednak rzecz bardzo nieprzyjemna, dlatego że kropla drąży kamień. Wszystko jedno, czy transparenty przynieśli prowokatorzy, czy osoby jakoś zdezorientowane, wracamy do sytuacji, w której społeczeństwa polskie i ukraińskie nie były w przyjaźni, tylko we wrogości. I doprowadzenie do tego nie jest wcale w tej chwili trudne.

Kilka dni temu wrzuciłem w mediach społecznościowych zdjęcie wspomnianego skandalicznego transparentu. Wywiązała się pod nim bardzo długa dyskusja. Co dla mnie szczególnie przykre, również moi koledzy z Ligi Republikańskiej, jeszcze niedawno bardzo proukraińscy, dziś prezentują zupełnie inną postawę.

Tylko że po dwóch latach wojny możemy mieć też do Ukraińców poważne pretensje – i o brak pochówków ofiar Wołynia, i zachowania niektórych Ukraińców wobec Polaków, wreszcie działania samych władz w Kijowie.

Dla mnie to tłumaczenie, że skoro Zełeński coś tam skandalicznego powiedział, mam zmieniać mój stosunek do tego, co dzieje się na Wschodzie, jest bez sensu. Bo wciąż trwa wojna, która jak wspomniałem, jest naszą wojną. Sam też mam duże pretensje do Ukraińców o różne rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że obraz jest prosty.

To Rosja jest naszym wrogiem, a Ukraina naszym sprzymierzeńcem. W moim ostatnim felietonie dla Dziennika Zachodniego rozliczam się z ostatnimi latami. Piszę o moich pretensjach do Ukraińców, na końcu jednak podkreślam, że jesteśmy na siebie skazani. Jeśli ktoś sobie wyobraża, że Ukraina przegra wojnę, a my na tym w jakiś sposób wygramy, jest w ogromnym błędzie. Tak się nie stanie, bo przegramy wszyscy.

Pojawiły się w internecie alarmujące wpisy, że przez protesty pomoc dla Ukrainy została całkowicie wstrzymana, nie trafia za naszą wschodnią granicę. To prawda, czy fake newsy?

Na pewno jest ona utrudniona, to nie ulega wątpliwości. Jest tu też jednak inny problem. Rzeczywista skala korupcji na Ukrainie spowodowała dużą niechęć do pomagania, na zasadzie wysyłamy pomoc na przykład do Charkowa, a Ukraińcy niech się podzielą. Dlatego bardzo wiele grup, które do tej pory pomagały, ma swoje konkretne miejsca, do których ta pomoc trafia. Jednocześnie coraz trudniej te pieniądze jest ściągnąć, bo wiadomo, że entuzjazm nie może trwać wiecznie.

Dawniej w celu zebrania 10 tysięcy złotych wystarczył jeden wpis w internecie. Teraz ten wpis musi być powtórzony, obdzwonieni znajomi, wysłane ileś SMS-ów i wtedy się udaje cokolwiek zebrać. Tu jest jednak też kwestia pewnej atmosfery, która się zmieniła. Ja jednak za każdym razem powtarzam, że jeśli my nie pomożemy, to nam trzeba będzie pomagać w przyszłości. To, gdzie jest racja i słuszność, nie ulega żadnej wątpliwości.

Tylko z samej Ukrainy docierają do nas sygnały o wszechobecnej korupcji, „młodych byczkach”, którzy kupują sobie zwolnienie ze służby wojskowej...

Oczywiście, że nas może bardzo wiele rzeczy irytować. Mój syn jest menadżerem klubu, w którym odbywają się dyskoteki. Tam co jakiś czas 300, 400 młodych chłopaków bawi się na ukraińskiej imprezie. Mogliby być w wojsku, ale nie są. Tu jest też kwestia wielu zaniechań, które państwo ukraińskie zrobiło. Biją się za nas, mamy obowiązek im pomagać, ale nie może być tak, że nie możemy powiedzieć ani słowa skargi, bo wiele rzeczy nam się nie podoba i musimy o nich mówić głośno i dobitnie.

Natomiast absolutnym policzkiem, napluciem w twarz jest dla mnie stwierdzenie, że Putin miałby rozwiązać nasze problemy. To jest niedopuszczalne i człowieka, który jechał tym traktorem, należałoby prześwietlić na wszystkie strony, dowiedzieć się, czy była to tylko jego głupota, czy agentura. Okazuje się, że władze sprawą się już zajęły i mimo że nie jestem zwolennikiem obecnie rządzących, w tej sprawie mogę im podziękować, powiedzieć, że bardzo się cieszę. W kwestii bezpieczeństwa państwa musimy się wznieść ponad podziały.

Źródło zdjęcia: Młoda Ukrainka przygotowuje się do walki za swój kraj. Fot. PAP/EPA/MYKOLA TYS

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo