Bo wiecie...
Od dziewiątych bodajże wyborów dostają "kopa", który uskrzydla ich marzenie
o wygranych. Prawie zawsze tak było, że "już zaraz, za chwilę, za momencik", albo bardziej spazmatycznie: " koniec reżymu, wolność u progu, koniec szajki morderców"..
Co najciekawsze - ich najwspanialsze chwile radości pokrywały się z momentami, gdy łża PKW liczyła głosy i gdy przez kilka sekund ich partia "wygrywała".
Ileż było tańców, hołubców, łez szczęścia, poczucia patriotyzmu...etc..
Dzisiaj dostrzegam to samo. Nawet wielki analityk Gregory, który na SG wiecznie gości - stwierdził, że Komorowski może iść do dziury... No... jak Grzegorz tak sądzi - to co mają pisać Eski, Maudy, Rosemanny, czy inne pijane ze szczęścia propisowskie osobniki?
Pytanie jest proste:
Czy mają rację - i Duda wygra?
Czy - jak zwykle - "pocieszają się" w aurze chwilowego sukcesu?
Wg mnie - sprawa tkwi we frekwencji. Duda wygrał w I turze dzięki temu, że ledwie połowa uprawnionych pofatygowała się do urn. Tym razem będzie inaczej. Ci - którzy poszli sobie na grilla, albo wyjechali na Capri - teraz oddadzą głos na Komorowskiego. Bo jeden procent "przewagi" Dudy - będzie stanowił wspaniałą motywację dla jego przeciwników...
Nawet podejrzewam, że lepiej by było, gdyby Dudziaczek lekko przegrał w I turze :))
Teraz - nie będzie jeńców, nie będzie "zmiłuj się"... Nie będzie leminżego "a, dajcie mi spokój!"
Duda przegra - dlatego, że przegrała.
thx