Adalia Satalecki Adalia Satalecki
414
BLOG

GRABARZ TV JULIUSZ BRAUN

Adalia Satalecki Adalia Satalecki Polityka Obserwuj notkę 4

               Jego dobry kumpel opowiadał mi, że razem robili kiedyś w Kiecach „dni bez prasy”. Weszli do drukarni i nie pozwolili uruchomić maszyny rotacyjnej, gdy wydawało się, że w Polsce objętej strajkiem prasowym jedynie kieleckie partyjne „Słowo Ludu” ukaże się w dniu ogłoszonym przez „Solidarność” jako „dzień bez prasy”.

Jego przyjaciel opowiadał mi, że jako jedyni na Kielecczyźnie dziennikarze, obaj zostali internowani w stanie wojennym.

Kim wcześniej w Kielcach był Juliusz Braun?

Nikim.

W popołudniówce „Echo dnia” pisał jakieś neutralne kawałki o konieczności ochrony środowiska. Temat wówczas naprawdę marginalny…

Później, po wyjściu z więzienia, ten jego przyjaciel emigrował, a Juliusz Braun został przygarnięty przez częstochowską „Niedzielę”.

Minęły lata. Komuna przeminęła. Ale komuniści zostali przy władzy. Braun założył „Gazetę Kielecką”, która była organem miejscowego komunistycznego oligarchy. „Niedzielę” zapomniał. A z ojcem Rydzykiem toczył prawdziwy bój o przyznanie częstotliwości rozgłośni „Radia Maria”. Za to codziennie, demonstracyjnie, przyjmował w kieleckiej katedrze Jezusa pod postacią chleba…

 Minął jeszcze jakiś czas, a Juliusz Braun, głosami garstki ludzi z Kielc i okolic dostał się do sejmu. Palił wtedy Bogu Świecę i diabłu ogarek…

Jak twierdzi jego przyjaciel, jeździł wtedy do Paryża, do swojego przyjaciela na konsultacje i studiował możliwości stworzenia w Polsce rady radiofonii. Ponoć razem z tym przyjacielem stworzyli projekt Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wzorowany na podobnej, francuskiej instytucji.

Braun stworzył, przeforsował i został prezesem rady - RiT. Zrezygnował wtedy z posłowania.

W jakiś czas po tym rada zrezygnowała z niego.

Wtedy Juliusz Braun został zatrudniony przez stowarzyszenie telewizyjnych reklamodawców. Układy wówczas przez niego stworzone procentowały tym, że gdy został prezesem TP, emisje reklam tylko w TVP1 wzrosły o 32 procent. To tyle, co ponad 21.000 godzin. To 881 dni pieprzonych reklam jako misja telewizji polskiej.

Juliusz Braun – relikt prowincjonalnej, kieleckiej popołudniówki „Echo dnia”, wylądował w Warszawie z pensją ponad 25 tysięcy złotych miesięcznie, plus wykłady w Collegium Civitas w Pałacu Kultury i Nauki niegdyś imienia Józefa Stalina. Później jeszcze tylko podróż państwowa limuzyną z państwowym kierowcą z Warszawy do Kielc w piątek po południu.

I teraz  on, ten kielecki  karierowicz, grozi pracownikom polskiej telewizji, że gdy podejmą strajk w obronie swoich praw, to on z całą surowością będzie bronił prawa telewidzów do oglądania…

Czego, panie Braun?

Czego pan teraz broni, panie Braun?... 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka