Sprawa AMBER GOLD śmierdzi na kilometr układem polityczno-medialnym. Jej prezes to człowiek wyzuty z sumienia i przyzwoitości dlatego nie może dziwić fakt, że razem z żoną i konkubiną postanowili założyć nową działalność paragospodarczą. Mógł Palikot, Kulczyk czy Krauze, może i Plichta.
W Polsce karierę robią najwięksi złodzieje. Na palcach jednej ręki można wyliczyć uczciwych pracodawców, którzy swój pomysł na biznes opierają na przejrzystości, pomysłowości i pracowitości. Na zachodzie takie podejście króluje stąd we wszystkich rankingach Polska gospodarka systematycznie spada ustępując miejsca Kazachstanowi czy Gabonowi.
Sprawa Plichty to przepis na sukces ale w...Polsce. Trachę bajeru, pare reklam w TVN, kilka znanych twarzy w zarządzie, syn Premiera na bilbordach i koprodukcja filmu o Wałęsie. Lemingi wiele nie potrzbują do szczęścia by oddać komuś swoje życiowe oszczędności.
W historii AMBER GOLD najdziwniejsze jest jednak zachowanie samego Michała Tuska, który oferował się nawet jako tzw. "twarz" tego przedsiębiostwa. I sam pewnie nie miałby żadnych skrupułów w wykorzystaniu swojego medialnego potencjału i zaufania jakie syn Premiera budzi w oczach lemingów gdyby nie jakieś ostrzeżenie z kręgów rządowych. Tajna wiedza z ABW, którą w posiadał Tusk została ujawniona stąd tak konieczne wydaje się dzisiaj opublikowanie bilingów latorośli obecnego premiera, który swoją ekskluzywną i tajną wiedzę wykorzystał do celów prywatnych.
W USA za takie zachowanie grozi więzienie i wieloletni wyrok skazujący. U nas Tusk i jego rodzina mogą spać spokojnie, bo są w rodzinie...na swoim.