Adam Wielomski Adam Wielomski
128
BLOG

Koronacja Obamy

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 0

Każdy kto kiedykolwiek interesował się przebiegiem uroczystości koronacyjnych królów wie, że mają one charakter głęboko symboliczny. Co więcej, jeśli tylko król nie jest skrępowany nadmiernie wymogami tradycji czy politycznych okoliczności, to za pomocą widowiska koronacyjnego zapowiada program swojego panowania.

Przykłady ilustrujące tę tezę można mnożyć w nieskończoność, zaczynając od koronacji Karola Wielkiego (800), który zabrał papieżowi koronę i sam sobie włożył ją na głowę aby pokazać niezależność władzy cesarskiej od papiestwa; to samo powtórzył potem Napoleon w czasie koronacji cesarskiej (1804); Karol X uczynił ze swojej koronacji wielkie neośredniowieczne misterium chcąc w ten sposób pokazać, że jego celem jest integralna restauracja świata sprzed Rewolucji Francuskiej (1824) – szaty koronacyjne z tej wspaniałej uroczystości można po dziś dzień podziwiać w Saint-Denis. Każda, czy prawie każda koronacja zawiera więc wątki symboliczne. Ogólna procedura wynika z tradycji, ale pewne charakterystyczne akcenty mają charakter indywidualny i są dla monarchii odpowiednikiem preambuły dla współczesnego konstytucjonalizmu.

Z wyniesieniem na urząd prezydenta jest podobnie. Ceremonia zaprzysiężenia niby jest zawsze taka sama, ale poszczególnie elementy i elemenciki można wymodelować tak, aby w sposób symboliczny wyrażały program prezydentury.

Piszę o tym wszystkim, gdyż prasa właśnie doniosła o interesujących szczegółach zaprzysiężenia Baracka Obamy: „Anglikański duchowny Gene Robinson, pierwszy w historii Kościoła protestanckiego w USA zdeklarowany homoseksualista, będzie przewodniczył modlitwom w czasie niedzielnych uroczystości inauguracyjnych przed zaprzysiężeniem Baracka Obamy na prezydenta USA. Decyzja zapadła w ostatniej chwili. Aby było całkowicie postępowo, otwarcie i tolerancyjnie, kazanie już po objęciu urzędu przez Obamę wygłosi Sharon Watkins "pani biskup", przewodnicząca Kościoła uczniów Chrystusa, od którego odcięli się anglikanie” („Nasz Dziennik”, 14.01.2009). Sam „celebrant” uroczystości oświadczył, że traktuje wybór swojej osoby jako głęboko symboliczny: „nowy prezydent chce dać do zrozumienia wszystkim mniejszościom, iż będzie rzecznikiem ich interesów”. Następnie zadeklarował, że jeszcze nie wie, w jaki sposób poprowadzi nabożeństwo, ale "z całą pewnością nie użyje Biblii" - będzie to modlitwa obejmująca "wszystkie wierzenia narodu amerykańskiego".

Trzeba przyznać, że te zapowiedzi wyglądają imponująco, szczególnie jeśli potraktujemy je jako sygnały tego, jak wyglądać będzie prezydentura Baracka Obamy. Media donoszą także, że jednym z celów tej prezydentury ma być przyjęcie The Freedom of Choice Act (FOCA), czyli ogólnokrajowego (a więc stojącego ponad regulacjami stanowymi) prawa zezwalającego na zabicie dziecka poczętego w sposób dowolny przez matkę: „Rząd nie może: 1/ pozbawić kobiety prawa wyboru czy chce ona: a) urodzić dziecko, b) zakończyć ciążę zanim płód nabędzie zdolności utrzymania się przy życiu, c) zakończyć ciążę po tym momencie, o ile jest to niezbędne, by ochronić życie lub zdrowie kobiety” (Czy Barack Obama zostanie rzeźnikiem Ameryki?, na: fronda.pl). Byłaby to radykalizacja wszelkich regulacji znanych w cywilizowanym (podobno) świecie zachodnim, gdyż znosi ograniczenie wieku płodu (punkt c), w praktyce umożliwiając zamordowanie niedoszłego noworodka na każdym etapie ciąży. Chodzi o legalizację procedury tzw. partial birth abortion, stosowanej wobec płodu powyżej 20 tygodnia życia (5 miesięcy!).

Na portalu YouTube można obejrzeć takie operacje partial birth abortion. Przyznam, że osobiście nie umiałem się przemóc aby rzucić okiem na filmiki rejestrujące mordowanie dzieci! Coś podobnego przydarzyło się jednak ostatnio pewnemu lewicowemu politykowi z Hiszpanii. Media donoszą: „Jeden z najważniejszych ludzi w rządzącej Hiszpanią Partii Socjalistycznej (PSOE), jej wiceszef, zdeklarowany zwolennik aborcji, José Blanco, przeżył prawdziwy szok, kiedy w czasie jednego z wywiadów telewizyjnych pokazano mu, jak w rzeczywistości wygląda aborcja przez częściowy poród. Materiał, który tak poruszył lewicowego działacza, nagrany został za pomocą ukrytej kamery i ukazywał zabicie 24-tygodniowego dziecka. W trakcie rozmowy w ogólnokrajowej telewizji prowadzący niespodziewanie wyemitował materiał z przeprowadzania tzw. aborcji w późnym terminie i poprosił Blanco o komentarz. „Jestem przeciwko aborcji. Aborcja to szczególny przypadek - wykrztusił po długiej chwili…”. Ale po kilku dniach znów doszedł do siebie i stał się aborcjonistą (Hiszpania: lewak zobaczył aborcję - przeżył szok, ale zdania nie zmienił, na: myslpolska.org).

Cytowane stwierdzenie Gene’a Robinsona, że „nowy prezydent chce dać do zrozumienia wszystkim mniejszościom, iż będzie rzecznikiem ich interesów” nie wydaje się być przesadzone. Mamy do czynienia z autentycznym ekstremistą, przy czym jego ekstremizm wydaje się tkwić nie tam, gdzie wszyscy go widzą. Nie jest problemem, że Barack Obama jest czekoladkowy, gdyż nie oznacza to końca żadnej „cywilizacji białego człowieka”; nie stanowi w sumie aż takiego problemu jego sympatia dla socjalizmu – wszak nie jest to żaden marksista-leninista, ale „tylko” lewicowy liberał w amerykańskim stylu, dawno dogadany z wielkim biznesem. Oczywiście, zapewne będzie dążył do zwiększenia kontroli państwa nad gospodarką i będzie chciał realizować nową wersję New Dealu, ale wywłaszczeń nie będzie, a kapitalistów nikt nie postawi pod ścianą.

Prawdziwy problem z Barackiem Obamą polega na tym, że to jest człowiek z kompletnej innej cywilizacji, wychowany na Szkole Frankfurckiej, filozofii Marcusego, Freuda, Lacana i innych lewackich pisarzy i filozofów. Obama stanowi krańcowy projekt kontestacji kulturowej lat sześćdziesiątych i krzyczy „Zabrania się zabraniać”!

Homosie, lesbijki, aborcjoniści, ekoświry – jest Wasz czas, macie swojego prezydenta!

Adam Wielomski

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka