Adam Wielomski Adam Wielomski
161
BLOG

Agenci mali i duzi

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 32

Prawica polska właśnie dostała obuchem po głowie: Marcin Libicki został usunięty z list wyborczych PiS do Parlamentu Europejskiego.  O takiej możliwości mówiło się już od dawna, choć – przyznam szczerze – nie wierzyłem, że Jarosław Kaczyński posunie się tak daleko.

Tym samym polityka Marka Jurka – który w 2002 roku wprowadził Przymierze Prawicy (PP), skupiające prawicowych secesjonistów z ZCHN, do PiS – ostatecznie zbankrutowała. Z polityków byłego PP w PiS ostali się: Artur Górski, Konrad Szymański i Michał Kamiński.  Przy czym pozycja polityczna Górskiego i Szymańskiego jest bardzo słaba. Ten pierwszy jest szeregowym posłem zagrożonym, że może nie trafić na listy wyborcze (choćby pod pretekstem „rasistowskiej wypowiedzi” o „upadku cywilizacji białego człowieka”); ten drugi miał zostać usunięty z list wyborczych PiS do PE, ale ocalał, gdyż Kaczyński zdecydował się dać mu „jedynkę” w Poznaniu, aby zatkać buzie resztkom pisowskiej prawicy, która krzyczy o dobijaniu konserwatystów w PiS. Jedynie Michał Kamiński ma w PiS pewną pozycję, acz za cenę niemiłosiernego lizusostwa wobec Lecha Kaczyńskiego.

Pozostali byli działacze PP zostali bezceremonialnie „wycięci” i zmuszeni do wystąpienia z partii Kaczyńskich. Poza PiSem są już praktycznie wszyscy ci, którzy w Przymierzu Prawicy byli: Marek Jurek, Artur Zawisza, Marcin Libicki, Filip Libicki, Jacek Tomczak, Kazimierz M. Ujazdowski, Kazimierz Marcinkiewicz (co byśmy o nim nie sądzili), Marian Piłka, Piotr Krzywicki, Jerzy Polaczek. Trudno nie dojść do wniosku, że mamy tu do czynienia z zaplanowaną eksterminacją polityczną wszystkich tych, którzy w Przymierzu Prawicy byli. Mówi o tym wprost Artur Górski (jeszcze w PiS) w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” : „W interesie PiS jest to, by była to partia światopoglądowo szeroka, także ze skrzydłem prawicowo-konserwatywnym. Biorąc pod uwagę dotychczasowe sytuacje, także z poprzedniej kadencji Sejmu, nie widać tu konsekwentnego działania. I gubimy kolejnych wiarygodnych polityków. To sprawia, że w przyszłości wszelkie próby budowania takiego skrzydła mogą zostać uznane za niewiarygodne. Być może komuś w PiS na tym zależy, aby to skrzydło było jak najsłabsze. Ja sam jestem w niekomfortowej sytuacji wobec tego, co się stało. Odchodzą z PiS moi ostatni starzy przyjaciele polityczni, prawdziwi polscy i europejscy konserwatyści” („PiS zwija prawe skrzydło”, „ND”, 10.04.2009).

W oficjalny powód usunięcia Marcina Libickiego nikt nie wierzy. Oczywiście, ja o sprawie jego rzekomej agenturalności nic nie wiem, ale sprawa jest dosyć jasna. Przecież nawet propisowski IPN nie zarzuca Marcinowi Libickiemu, że był agentem SB! To jakieś gazety lokalne oraz „Wprost” przynoszą takie rewelacje.  Jeśli IPN nie posądza Marcina Libickiego o „kłamstwo lustracyjne” to znaczy to, że tej sprawy oficjalnie nie ma – istnieje wyłącznie na poziomie plotek.

Czy PiS usunął Libickiego z listy do PE na podstawie plotek? Czy rzeczywiście jest to kwestia „standardów” o których mówił Jarosław Kaczyński? Nie bądźmy śmieszni – przecież kilkanaście dni wcześniej Lech Kaczyński usprawiedliwił agenturalne kontakty swojego ministra Mariusza Handzlika, uznając, że sprawa jest drobna, mimo że w tym przypadku sprawę postawił na wokandzie sam IPN; wcześniej „wybaczono” kontakty z WSI Pawłowi Kowalowi. Wniosek z tego jest prosty: ludzie z najbliższego otoczenia Kaczyńskich mogą nie mieć czystego konta, ale braciom Kaczyńskim to zupełnie nie przeszkadza. Z Libickim sytuacja jest inna: to nie jest byle kto – to bardzo poważne nazwisko polityczne, autentyczny lokalny lider mający grono oddanych współpracowników w Poznaniu i okolicach. To człowiek, który nie zawdzięcza kariery Kaczyńskiemu; autorytet; człowiek autentycznie niezależny i z rzeczywistym poparciem społecznym; co gorsza, to konserwatysta posiadający własne poglądy.

I tu jest istota rzeczy: Marcin Libicki myśli niezależnie i nie składa hołdów Jarosławowi Kaczyńskiemu; nie rzuca się do stóp, a na zjazdach partyjnych bije brawo tylko wtedy gdy zgadza się z Prezesem. Dla takich ludzi w PiS nie ma miejsca! PiS to prywatna partia Kaczyńskich, gdzie oficerami mogą być ludzie intelektualnego formatu Gosiewskiego, Kurskiego, Kuchcińskiego czy Szczypińskiej. Oni nie są groźni dla Prezesa, nawet potencjalnie. Nawet gdyby chcieli się zbuntować, to by nie umieli tego zrobić.

Jarosław Kaczyński, usuwając Libickiego, zakomunikował prawej części sceny politycznej, że w jego partii nie ma miejsca na nazwiska, samodzielność, inne autorytety niż on sam. Każdy kto umie myśleć potencjalnie może krytycznie pomyśleć o Prezesie…

Adam Wielomski

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka