kabir chan kabir chan
456
BLOG

AFGANISTAN; HAMMAM ‘ŁAŹNIA’ Z MASAŻEM W SZEBERGANIE

kabir chan kabir chan Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
12 czerwiec 2006 Nocną podróż przez przełęcz Salang poczułem mocno w kościach, więc pod koniec jazdy, nad ranem zamarzyła mi się gorąca kąpiel i masaż. Salim obiecał mi, że jak dojedziemy do Szeberganu, to pójdziemy wszyscy do typowej hammam ‘łaźni” Różne są łaźnie, brudne i mniej brudne, gorące i mało gorące. W Szeberganie było mało brudno i woda była dużo ciepła. W sześciometrowym, podziemnym korytarzu po obu jego stronach znajdowało się ponad tuzin drzwi do małych pokoi kąpielowych. Cały ten westybul był pomalowany na kolor ciemnostalowy, pewnie radziecką farbą olejną, kupioną na lewo od kwatermistrzostwa bohaterskiej armii. Z wysokiego sufitu, na cienkim przewodzie smętnie zwisała, może, sześćdziesięciowatowa żarówka, która rzucała ponure i słabe światło na centralną część pomieszczenia. W kątach czaił się mrok. Betonowa podłoga, ściany i sufit były suche. Na pewno nie ze względu na „okno” pod sufitem, o średnicy jednego metra. Wewnątrz tego otworu leniwie, ruchem wymuszonym przez rozgrzane powietrze, poruszało się śmigło wiatraka. Przez tę dziurę pod sufitem można było zobaczyć też skrawek nieba i poznać, że chyba na dworze jest dzień. Łaziebny pouczony przez Jassina zaprowadził mnie do kabiny, pokoik miał półtora metra szerokości, trzy metry długości, a w łukowatym suficie na wysokości trzech metrów widniało malutkie, brudne oszklone okienko. Pierwszy raz szkło było czyste, gdy dwadzieścia lat temu je wstawiano. Drugiego razu nie było. Ważne, że szyba była cała i nie wypuszczała nagrzanego powietrza. Ściany pomieszczenia pomalowane szaroczarną olejną farbą, przypominały kazamaty Gestapo. Natomiast kabinę oświetlała jedna, mała dwudziestopięciowatowa żarówką wisząca pesymistycznie, lekko kołysząc się, niczym samobójca po udanej próbie. Otoczenie nie zachęcało do zabawy; nie było muzyki, obrazków na ścianach, ani kwiatków w wazonach. Nie było też orientalnych i bajecznie kolorowych kafelków, które kiedyś zdobiły wnętrza miejskich łaźni w Kabulu, Teheranie, czy też Samarkandzie i Bucharze. Szaro-buro, odgłosy prychających klientów i szum lanej obficie wody. Klimat trochę przypominał burdel w Kabulu przy parku Szari Nał w 1976 roku; miejsce wątpliwej uciechy i niewątpliwego syfilisa. Ogrzewanie w hammam jest podobne do starożytnego, greckiego hypokaustonu, gdzie palenisko znajduje się piwnicy pod budynkiem, a nagrzane powietrze krąży w przewodach podłogowych i ściennych. Jest to ekonomiczny i prosty w obsłudze system, niezmieniony od starożytności. Działa on w luksusie i, jak widać na załączonym obrazku, w spauperyzowanym otoczeniu. Pomieszczenie przypominało starą pralnię, pełną pary i zapachu mydlin, rozlanej wody z chlorkiem do bielenia pościeli, kotła pełnego roztworu ultramaryny, która nadawała niebieskawą poświatę śnieżnobiałym poszwom, prześcieradłom i powłoczkom. Hammam było jednak suche jak pieprz, pachniało wysuszoną zgniłą ścierką i szarym mydłem rodzaju „Biały jeleń” oraz tanim szamponem produkcji radzieckiej typu „Robotniczy pot”. Kiedy rozebrałem się w kabinie do nagusa, wszedł niski Afgan i wybałuszył oczy na moją gołą sempiternę. On sam przepasany był skrawkiem materiału koloru ściany lub podłogi, w zależności od punktu patrzenia klienta. - Ej, Mister, jestem kisemol ‘masażysta’ załóż lungi ‘opaskę’, przyszedłem ci wymasować obolałe ciało. Lungi jest odpowiednikiem rzymskiego personicum osłaniającego intymne części ciała i nogi za kolana. W Indiach i dalszej południowowschodniej Azji jest dużo dłuższe i noszone jest mężczyzn na ulicy. Przybyły kisemol rozłożył mocno zużytą ceratę na gorącej, gołej, betonowej posadzce i polecił mi rozciągnąć ciało na, chyba, czystym gumowanym prześcieradle. Kolor ochronny mojego posłania był tak dobrany, by nie można było określić ani jego, ani poziomu jego czystości. Higienę wprowadzało gorące powietrze. Łaziebny miał na ręce kise ‘kieszonka, woreczek, myjka’- od tego sprzętu wzięła się nazwa zawodu. Za ciepło było, aby mnie dopadły wirusy AIDS czy gonokoki. Bez strachu, z lekkim wstrętem zległem na brzuchu, a masażysta rozpoczął od klepania moich pleców, potem nastąpiło ugniatanie, czasami wydawało się, że może molestowanie byłoby najbliższym określeniem dla czynności wykonywanych na moich plecach i dupie. Im więcej czasu upływało, tym kisemol bardziej zbliżał się do mojego siedzenia. Pewnie jestem dla niego przysmakiem. W łagrach sowieckich mawiają, Łutsze niet wlagaliszcza, czem oczko towariszcza. ‘Nie ma lepszego mokradełka od dupki koleżki.’ W łaźni byli tylko dżentelmeni, oprócz mnie. Mówię specjaliście od wygniatania: - Nie boli mnie tyłek, lecz łydki i ścięgna Achillesa. -Rozumiem, ale TO też muszę (czytaj: lubię) masować, jako twoją integralną białą część – odpowiedział z błyskiem w oku i znaczącym uśmiechem na licu. Widziałem, że jest ciekawy czy jestem sanati ‘obrzezany’, czy też nie. On, był prawidłowo ochrzczony scyzorykiem. Cudzoziemskiego ptaszka nie miał okazji zobaczyć, gdyż do takich miejsc Europejczycy nie przychodzą ze strachu przed mikrobami albo kandaharczykiem, czyli synonimem amatora męskiego tyłka. W końcu łaziebny poprosił, abym odwrócił się brzuchem do góry. Obróciłem się. Kisemol nic nie powiedział. Masował dalej, ale raczej omijał dłońmi moją intymną część. Masażyście, podczas całego zabiegu nie zamykały się usta. Pierwszy raz miał możliwość poklepać obcokrajowca i to takiego, który komunikuje się w jego języku. Jak zwykle było pięćdziesiąt stereotypowych pytań, o wyznanie, o zarobki, o pracę, o żonę, o dzieci, o warunki mieszkaniowe, co ja tutaj robię itd. Ja mu zadawałem te same pytania. Z rozmowy wynikało, że: • - Praca jest ciężka – to szablonowa reakcja, mająca uświadomić mi obowiązek dania mu bakszyszu, gdyż jemu nie jest lekko. Preferuje pracę lżejszą od snu. A kto nie lubiłby? • - Jest muzułmaninem sunnitą i ja też powinienem przejść na Islam – standardowa odpowiedź i obowiązek nawracania każdego poganina. Islam jest najlepszą na świecie religią, a obrzezanie zwiększa potencję i daje większą gamę doznań. Był zdziwiony, że nasze religie są mocno związane, a islam podobnie jak chrześcijaństwo mają swoje korzenie w judaizmie. Potem dodał, że islam, jako najmłodsza religia jest najnowocześniejsza, ergo najlepsza! Na temat seksualny nasze doznania i doświadczenia różniły się tak jak dzień od nocy. Liczy się technika wykonania, a nie ilość i czas trwania. Jego zbliżenia mają właściwie na celu spłodzenie progenitury, a moje są hedonistyczno-sybaryckie. • - Zarabia tu około 60 dolarów miesięcznie. Ma dom za wysokim murem i ogród z drzewkami migdałowymi oraz altanką obrośniętą winoroślą. Migdałów zbiera rocznie 3 sir’y, a winogron 20 sir’ów (1 sir to około 7 kilogramów). Ma też 15 kur. Jednak to wszystko, to jest bardzo mało na jego rodzinę i ja powinienem mu dać sowity bakszysz, bo jest biedny, a świętym obowiązkiem bogacza jest, by wspierał biednych zakat ‘datkiem‘ – on nie ma, a ja muszę mieć. • - Ma jedną żonę – najczęstsza odpowiedź, ale chciałby wziąć sobie jeszcze jedną, jeszcze lepiej dwie żony. Wtedy będzie miał więcej dzieci czyli dobre zabezpieczenie na starość (w Afganistanie nie ma ubezpieczeń społecznych). Poza tym, zawsze któraś żona będzie w nocy do jego dyspozycji, więc będzie mu miło, miękko i ciepło. Jednakże jest biedny i ja powinienem mu dać sowity bakszysz, – on nie ma, a ja muszę mieć. Poradziłem mu by inwestował w owce, bo zimą też może mieć miło, miękko i ciepło. No i będzie miał więcej jedzenia dla swoich dzieci i żony. • - Ma czterech synów, którzy chodzą do szkoły i brakuje mu pieniędzy na książki i zeszyty, bo jest biedny. Zasugerował, bym partycypował w zakupie wyprawek szkolnych dla wszystkich synów, no może trzech najstarszych, no może dwóch młodszych, no może w ostateczności tylko dla najmłodszego. Próbę negocjacji zwekslowałem na inny temat. • - (powiedziane niechętnym, ściszonym głosem) Ma dwie córki i jest biedny, gdyż musi zbierać na ich posagi. Im lepszy posag zbierze tym lepiej je sprzeda za mąż. Dziewczynki nie chodzą do szkoły, tylko matka przysposabia je do bycia dobrymi, pokornymi, posłusznymi i usłużnymi żonami. Im nie jest potrzebna umiejętność pisania i czytania, one MUSZĄ umieć prać, gotować, szyć. Do obowiązków przyszłej pani domu należy umiejętność wydojenia krowy, kozy lub owcy i zrobienia z mleka różnorodnego nabiału. Jak dostanie bakszysz… Reszta, jak wyżej! Zasugerowałem mu by wysłał dziewczynki do szkoły, bo za wykształcone narzeczone można uzyskać wyższą cenę, mieć lepszych kandydatów na męża, a co za tym idzie szersze koneksje w różnych instytucjach. Łaziebny wolał starać się o bakszysz, niż myśleć o losie córek. Jest biedny, a to determinuje jego status społeczny, jako kisemola. • - Na koniec naszej pogawędki, doszedł do wniosku, że skoro ja mam zamiar pracować w Afganistanie, to pewnie będę potrzebować kucharza, służącego, ogrodnika i szofera. On to wszystko bardzo dobrze wykonuje i tylko za jeden tysiąc dolarów miesięcznie on pojedzie ze mną do Kabulu i rzuci tę pracę, a rodzinę będzie odwiedzać raz na tydzień, na mój koszt. Bo on jest biedny. Tego typu rozmowy są dla mnie chlebem powszednim. Nie krytykuję rozmówców, ani się z nich nie naśmiewam. Takie jest życie w Afganistanie, mocno klaustrofobiczne i bardzo ciężkie. Fakt, że mój interlokutor ma mnie za bogacza i próbuje wyciągnąć coś dla siebie, pozostaje faktem. Skoro jestem w Szeberganie to znaczy mam pieniądze. Mój pobyt w hammam i znajomość języka oznacza, iż znam warunki bytowe w Afganistanie, ale może nie do końca rozumiem jak tu jest ciężko. Wniosek jest dla mojego rozmówcy jeden – powinien dostać suty napiwek! Datek daję czasami, przeważnie, starym ludziom, zaś dzieciom czasami kupuję coś treściwego do zjedzenia na ulicznym straganie – buloni, zupę lub inny afgański fast food. Po ponad godzinie pobytu w łaźni, jak nowonarodzony, wyszedłem na świeże powietrze. Kisemol wyszedł ze mną i na podwórku łaziebnym, Salim dał masażyście napiwek, nie wiem, jaki, ale jestem pewien, że nie było to sto dolarów. Na pewno nie poczuł się pokrzywdzony, ale na pewno był rozczarowany. Rzeczywistość brutalnie gwałci marzenia. Jednak łaziebny pożegnał nas szerokim uśmiechem i polecał swoje usługi - już jutro. PARŁA AST Z hammam udaliśmy się na śniadanie, do uzbeckiego tatusia mojego uzbeckiego kierowcy. Obecnie uzbeckiego przyjaciela, inżyniera Jassina. Tatko Jassina jest właścicielem arusi hana ‘pałacu ślubów’, w którym odbywają się wesela oraz balangi z okazji przyjęcia chłopców do wspólnoty muzułmańskiej, czyli rytuału odcięcia napletka od reszty ciała. Z czego tu się cieszyć? Pałace ślubów to temat na osobny rozdział. Mam nadzieję, że będzie to interesujący wątek dla czytelnika nieobznajmionego z Orientem. Wreszcie nastąpił ostatni etap podroży do miejscowości Sari Pul i obiecany odpoczynek w nowej chatce Jassina. Jazda była wspaniała, żadnych przeszkód na drodze, czukuri ‘dziur”, dżamp’ow ‘wyboi’, słowem droga gładka jak abriszum ‘jedwab’. Po wejściu do samochodu zasnąłem niczym niemowlę. Po półtorej godziny otworzyłem zmęczone oczy przy furcie siedziby. Jak lunatyk przeszedłem paręnaście kroków z podwórka do gościnnego pokoju i padłem na materac. Z gleby zapowiedziałem wszystkim, że do jutra się nigdzie nie ruszam z mojej gawry. Salim nic nie powiedział, spojrzał na zegarek i też uwalił się na podłogę jak byk na rżysko. Była 07.40, czyli czternasta godzina podróży. Odpoczynek.
kabir chan
O mnie kabir chan

nietuzinkowy, podróżnik po Azji, gawędziarz, od 36 lat zafascynowany Afganistanem, ale trzeźwo patrzącym na tematykę tu i tam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości