Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
214
BLOG

Narodowcy do EP czyli zwyczajowa hubris „przyszłych wodzów”

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Polityka Obserwuj notkę 2

 

 

Słychać ostatnio głosy, pochodzące z kręgów zbliżonych do Ruchu Narodowego, że jego przedstawiciele powinni koniecznie wystartować w wyborach do Europarlamentu w 2014 roku.

Argumentują za tym również czołowi działacze ruchu Narodowego (link). Po przedarciu się poprzez wyjątkowo nieczytelny wywiad (wygląda to, jakby ktoś po prostu spisał „setkę” z taśmy z wywiadem i bez adiustacji, korekcji czy autoryzacji po prostu wrzucił „w internet” – w rezultacie mamy do czynienia z produktem niestrawnym) z Marianem Kowalskim, jestem przekonany, że obywatele chcą podążać zwyczajową droga polskich polityków, tj. wyprawa po konfitury i zjazd do bazy.

Chęć dorwania się do, elegancko to nazwiemy, finansowania, w ramach Europarlamentu, maskowana jest argumentami o konieczności „przetarcia się” działaczy RN w wyborach, po to również, aby zdobyć doświadczenie, które potem przełoży się na sukces w wyborach lokalnych.

Tłumaczenie takie jest albo naiwne (i dowodzi również naiwności, żeby nie powiedzieć prymitywizmu myślowego) albo nieprawdziwe. Trudno jest mi uwierzyć, że ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógł:

  • Stawiać znak równości pomiędzy wyborami lokalnymi i wyborami do EuroParlamentu, jeśli chodzi o hasła, strategie, cele, etc. może tylko człowiek który albo nie ma pojęcia czym są wybory do Europarlamentu, albo nie wie czym są wybory do władz lokalnych (a w szerszym kontekście, czym jest demokracja lokalna). Bardziej prawdopodobna jest ta druga sytuacja, o czym szerzej napisze w dalszej części noty.
  • Na serio argumentować, że wiedza zdobyta w czasie eurokampanii będzie stanowiła źródło, cytuję: wiedzy praktycznej przydatnej w „samorządówce", bo gdzie Rzym, gdzie Krym a gdzie logika,
  • Tłumaczyć koniecznością, nieodzowną wręcz, wzięcia udziału w życiu politycznym – już w maju 2014, nie można poczekać do października, absolutnie nie, pod żadnym pozorem nie można opóźnić bo będzie katastrofa.

Szczerze przynajmniej p. Kowalski mówi: „Mamy struktury w całej Polsce, młodych ideowych ludzi, którzy palą się do działania, nie można pozwolić sobie na to, by ich energia poszła niczym para w gwizdek, za te 5 lat będą mieli rodziny i najprawomocniej spłacali kredyty za mieszkanie albo będą musieli wyjechać”. Czyli cel jest prosty: załapać się. Bo jak się nie załapią, to będą musieli zając się po prostu zarabianiem na życie. Czyli ich ideowość, tych młodych ludzi, ma dla p. Kowalskiego pięcioletni okres przydatności do spożycia. Dobrze wiedzieć.

Skutki tak uroczo zaplanowanych działań są łatwe do przewidzenia. Oto zdarzy się rzecz następująca:

  • Wybory do EuroParlamentu odbędą się przy zwyczajowej, 20-25% frekwencji. Ruch Narodowy nie dostanie żadnego mandatu. Ewentualnie dwa – trzy.
  • W rezultacie, w trakcie wyborów lokalnych 2-3 liderów RN zademonstruje albo niepoważny stosunek do EP, albo osłabi własną formację polityczną, nie uczestnicząc 100% w samorządowej kampanii wyborczej.

Nieprzygotowani działacze RN będą występować w kampaniach lokalnych głosząc górnolotne hasła wszechpolsko – patriotyczne. Bo tego właśnie nauczą się w czasie kampanii do EuroParlamentu. Nie wzbudzą zainteresowania lokalnych wyborców, którzy będą się chcieli dowiedzieć co z drogą nr. 704, obwodnicą, szpitalem, szkołami, kto sfinansuje bibliotekę, etc.

Koniec końców, polegną również w kampanii samorządowej. Wątpliwym ocieraczem łez będą konfiturowe posadki brukselsko – sztrasburskie. I tu docieramy do sedna.

Działacze ruchu Narodowego są takimi samymi karłami intelektualnymi jak inni polscy politycy – ledwo poczują choćby cień wiatru w zaglach, wyobraźnia ponosi ich ekstraordynaryjnie.

Stawiają się w tym momencie w jednym szeregu z Ziobrami, Wiplerami, Gowinami. Albo nawet przed tym szeregiem.

Przypomnijmy:

  • Ziobrze odbija, że może być szefem partii parlamentarnej, dopiero, gdy już był ministrem, gdy jest europarlamentarzystą i delflinem PiS. Wtedy, zagrożony utratą brukselskich konfitur, Ziobro wraz Kurą, oznajmia trzęsącym się głosem, że dokonuje apostazji. Dla 7000 EUR miesięcznie plus 12000 na koszty i biura.
  • Wipler, poczuwszy „siłę i moc” przemawiania „w imieniu Narodu”, a nie tylko tych 5 tys. Ludzi, którzy na niego rzeczywiście głosowali, „oddziela się” i zakłada swoje kanapowe coś.
  • Gowin, po –nastu latach zbierania konfitur w czułych objęciach rządzącej jaczejki, partii Platformy żartobliwie zwanej Obywatelską, usiłuje przekonać ludzi, że nic nie wiedział i w ogóle nigdzie go nie było.

Widzę, że p. Marian Kowalski robi taki sam numer PRZED uzyskaniem jakiegokolwiek, najbardziej iluzorycznego mandatu społecznego.

Skąd to wynika, poza ograniczoną inteligencją naszych, pożal się Boże, polityków? Wynika to z wielkiego sukcesu komuny. Największego sukcesu komuny. Udało się komuchom przekonać niemal wszystkich obywateli Polski, a co najmniej wszystkich polityków, że „prawdziwa” władza to władza centralna. Że nie warto się zabijać o jakieś tam marne posadki na szczeblu gminy czy powiatu, że tylko przy warszawskim żłobie jest fajnie, pięknie, i naprawdę światowo. No i z tego też wynika, że skoro Warszawa jest tak zarąbista, to „stolyca zednocczonych stanów EUropy”, Bruksela, jest jeszcze fajniejsza bo jeszcze bardziej centralna nie mówiąc o kasie.

Demokracja lokalna, jej znaczenie i świadomość, zostały zabite przez bezmyślnie powtarzane klisze typu „Polacy nie dorośli do okręgów jednomandatowych”, „JOW to 460 Stokłosów w Sejmie”, „Polska nie Ameryka”, „partie muszą być dotowane z budżetu, inaczej będą je dotować aferzyści” (swoją droga niezły ładunek samokrytycyzmu polskich polityków i członków partii w tym ostatnim stwierdzeniu), „system prezydencki jest niezgodny z duchem polskiego parlamentaryzmu” i tym podobne głupoty. Powtarzają je działacze wszystkich partii parlamentarnych. Widzę, że działacze RN ulegli dokładnie tej samej propagandzie.

Zamiast tego, p. Marian Kowalski i jego koledzy powinni naprawdę pochylić się nad wyborami lokalnymi. Ponieważ ubezwłasnowolnia się coraz bardziej (finansowo i administracyjnie) samorządy lokalne, przeto można „ludziom” pozwolić na troszeńkę więcej demokracji (JOW w okręgach poniżej 20 tys. Wyborców, etc.). Tam trzeba celować, tam uderzać.

Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że 200 zł diety za sesję rady powiatu ani nawet 7.000 – 10.000 zł pensji burmistrza czy starosty to nie jest TO, to nie są wielkie brukselskie konfitury i że Pcim czy Kłaj to nie są miejscowości w których funkcjonują ekskluzywne restauracje serwujące mule, które w dodatku samodzielnie sobie możemy wybrać.

Ale jeśli ktoś poważnie myśli o Polsce i Polakach powinien pracować właśnie tam, w Kłaju i Pcimiu, i w Wąchocku i Parzęczewie a nie w Brukseli. Europarlament to dodatek, kwiatek do kożucha, a stosunek Ruchu Narodowego do tychże będzie dla mnie papierkiem lakmusowym szczerości intencji.

A gdyby ktoś tam w RN byłby zainteresowany, to ja, w swoim grajdołku, mogę spróbować pomóc. Tylko podejrzewam, że będzie tak jak ze wszystkimi inicjatywami pomagania np. PiS w ostatnich wyborach parlamentarnych. Czyli brak zainteresowania i zlewka. Bo wodzowie „wiedzą lepiej”.

 

Krzysztof Rogalski

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka