Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
1165
BLOG

„Liberalny Faszyzm” Goldberga – zapiski autoetnograficzne :-)

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Polityka Obserwuj notkę 9

 

 

Zachęcony informacją o ukazaniu się (pod nazwą „Lewicowy Faszyzm”) polskiego przekładu książki Jonaha Goldberga „Liberal Fascism_The Secret History of the American Left, From Mussolini to the Politics of Meaning”, sięgnąłem w cyfrowy stos książek odłożonych do przeczytania na później i przeczytałem. W oryginale, więc mogą tu czytelnicy spotkać z sytuacją, w której pewne niuanse odczytam inaczej niż czytelnicy polskiego tłumaczenia (które na pewno jest kompetentne, ale o skali problemu związanego z tłumaczeniem świadczy już konieczność zmiany tytułu w polskim tłumaczeniu, tak, aby jego znaczenie było oczywistem dla polskiego odbiorcy).

Na początku pewna uwaga ogólna: przeprowadzona przez Goldberga paralela jest dla mnie jak najbardziej zrozumiała i prawidłowa. To, co w obrazowej i skrótowej formie napisał m.in. Suworow (że panowie H i S. różnili się przede wszystkim kształtem wąsów), Jonah Goldberg ciągnie dalej, dociekając zarówno przyczyn jak i śledząc mutacje lewicowych (no, lewackich) ideologii, i jego argumentacja przemawia do mojego - podobno prawackiego, ergo maleńkiego rozumku – co prawda jak pokazuje przykład i Anatola France i Lenina, wielkość mózgu nie  przekłada się bezpośrednio na inteligencję, ale niech „im” tam będzie.

Generalnie polemizować trudno, bo podawane przez Goldberga paralele są, jakby to Francuzi powiedzieli, frapant (czyli biją po oczach swą oczywistością). Chociaż denuncjacja Woodrow Wilsona jako twórcy faszystowskiego reżymu Polaka może zdumiewać, amator historii przypomni sobie zarówno stanowisko demokratów wobec kwestii niewolnictwa, jak i to, kto stworzył warunki do rozwoju tak „wspaniałej” kariery jak ta J. Edgara Hoovera.

Co do szczegółów. Goldberg wpada momentami w typową dla anglosaskiego spojrzenia na historię i geopolitykę koleinę, wrzucając różne fenomeny do tego samego wora, z tytułu właśnie tego, że dla świata anglosaksońskiego były one wrogie.

Dotyczy to na przykład zrównywania Robespierre’a i Napoleona jako dwu terrorystycznych dyktatorów i typowych przedstawicieli protofaszyzmu jakobińskiego. Dla „kontynentalnego Europejczyka” jest dość jasne, wydaje mi się, że Napoleon był w istocie oświeconym kontrrewolucjonistą, a znakomita większość z jego poczynań, jako członka Triumwiratu i potem Pierwszego Konsula i cesarza Francuzów była skierowana de facto na zniwelowanie podziałów i „odkręcenie” szkód ideologicznych i intelektualnych spustoszeń poczynionych przez Terror (między innymi poprzez przeniesienie agresji „na zewnątrz” Francji). Bonaparte nie był też zwolennikiem masowej likwidacji fizycznej wrogów, urojonych lub rzeczywistych, a w podbitych czy też raczej podporządkowanych krajach, likwidacji elit nie przeprowadzał.

Dlatego też ciąg myślowy Robespierre – Napoleon – Mussolini – Lenin – Hitler jest o tyle nieuprawniony, że Napoleon wybitnie odstaje od reszty. Być może, dlatego, że Robespierre nie mógł być Napoleonem, a pozostali trzej, choć to w miejscu Lenina należy postawić jego wąsatego kontynuatora, tak jak zdecydowana większość małych i dużych oraz miękkich i twardych dyktatorów XIX i XX w bardzo chciało być Napoleonami (od jego bratanka przez, z całym szacunkiem dla niego, Piłsudskiego, do „wynalazków” typu Castro). Po prostu nie można np. obronić konstrukcji myślowej, że np. post Robespierre – Napoleon, ergo post Lenin – Stalin. W ten sposób autor, świadomie lub bezwiednie, staje w szeregu rewizjonistycznych pseudohistoryków takich jak Pieter Geyl i Claude Ribbe. Niby mała rzecz, ale mnie zmartwiła.

Z drugiej strony, pomimo rozlicznych ataków na Goldberga, zarzucających mu nienaukowe podejście (co najprawdopodobniej jest prawdą, jeno „Liberal Fascism” nie jest książką historyczną a publicystyczną i, do pewnego stopnia, wchodzi w dziedzinę politologii), jego teza o wspólnych korzeniach faszyzmu, nazizmu, progresywizmu, komunizmu – tkwiących w twórczości i poglądach Georgesa Sorela jest mocno umotywowany i zaakceptowany w literaturze i tradycyjnych środowiskach naukowych. Oczywiście, liberalni historycy uważają poglądy Sorela za typową manifestację skrajnie prawicowego światopoglądu (zgodnie z paradygmatem prawicowości faszyzmu i nazizmu). Nowością jest tu znajdowanie paraleli pomiędzy Sorelem i jego poglądami, działaniami i doktrynami faszyzmu oraz zachowaniem amerykańskiej lewicy (co u Golberga oznacza raczej Demokratów niż KPA).

Niewątpliwie nośny jest również argument Goldberga wskazujący liczne podobieństwa, ba, wręcz kalki zachowań faszystowskich i nazistowskich bojówkarzy odgrywane przez przedstawicieli europejskiej i amerykańskiej Nowej Lewicy.

Można oczywiście mieć (i ja też mam) pretensję i żal, że upraszczając i przycinając do możliwości przeciętnego czytelnika swój argument, Goldberg ledwie przelotnie, a i to zupełnie w innym niż by się można było logicznie spodziewać miejscu, wspomina o wpływie i zależności pomiędzy włoskimi faszystami a futurystami. Bardzo chętnie w tym miejscu widziałbym, narzucająca się wręcz analogię pomiędzy Włochami a sowiecką Rosją wczesnych lat dwudziestych (futuryści włoscy vs rosyjscy i ich rola w kształtowaniu świadomości w początkowej fazie życia obu reżymów, a następnie ich upadek i prześladowania – podobną paralelę być może da się również przeprowadzić pomiędzy wydarzeniami hiszpańskiej wojny domowej a oddziaływaniem intelektualnym Generacion ’27). No, ale autor jest przede wszystkim publicystą politycznym i jak się wydaje nie ma zamiaru tracić czasu na coś, co w końcu jest tylko pewnym ozdobnikiem, przynajmniej według niego. Nie ukrywam, że spłyca to w moich oczach pracę Goldberga. Choćby dlatego, że nie ma w niej ani słowa o Francisco Franco, w gruncie rzeczy jedynym przedstawicielu prawicowych dyktatorów, któremu można by przypiąć łatkę faszysty. Odnoszę wrażenie, że Goldberg zobaczył w Franco kawałek nie pasujący do układanki, starannie go więc ominął. A szkoda, bo wyjątki, właściwie zanalizowane, potwierdzają reguły.

Niemniej faktem pozostaje, iż analiza porównawcza przeprowadzona przez Goldberga pokazuje jedną charakterystyczną rzecz: wszystkie te ideologie (faszyzm, nazizm, komunizm, Nowa Lewica) głoszą z jednej strony wyższość instytucji i organizacji, jej celów i zadań nad dążeniami jednostki, z drugiej strony zaś epatują frazeologią „rozwalania systemu”, krwi, brutalności i morderstw (rzeczy, które są niewyobrażalne jako metoda działania dla większości konserwatystów). Łączą je cechy charakterystyczne, które z niepokojem odnajduję w zachowaniach nie tylko lewicowych krzykaczy, ale i brukselskich luminarzy:

Kult Państwa (lub Superpaństwa) włączając w to podporządkowanie legislacji jego celom i elastyczną jej interpretację („nie może być tak, że władza przegrywa”);

Negatywny stosunek do wszelkich form zachowania religijnego nie podlegającego kontroli zewnętrznej (np. koncesjonowani księża epoki jakobińskiej i ich odpowiedniki epoki stalinowskiej, urzędy ds. wyznań, etc), to samo dotyczy też obsesyjnej kontroli edukacji i jej instytucji;

Epatowanie nowoczesnością i modernizmem, jako niezbywalną cechą składową „lepszego społeczeństwa” i jednoczesne wskazywanie i stygmatyzowanie przywiązania do tradycji i konserwatyzmu jako „ekstremizmów” (zadziwiające, jak wielu ludzi daje się nabierać na tą bzdurę, będącą sprzecznością samą w sobie);

Adresowanie atrakcyjnego komunikatu („wszystko wolno”) do ludzi o nieukształtowanej świadomości i/lub będących w fazie negacji – czy to z powodu rozgoryczenia czy to odrzucenia społecznego czy też po prostu wieku (studenci, uczniowie, etc.). Komunikat „wszystko wolno” rozszerzany jest w swojej skrajnej formie również na zabijanie ludzi a połączony z kultem Superpaństwa technicyzuje zabijanie i czyni je elementem składowym budowli państwa (tak było i w faszyzmie i w komunizmie, Nowa Lewica już nie musi tak czynić, glajchszaltung zaszedł tak daleko, że wystarczy od czasu o czasu kogoś pobić lub jakąś jednostkę zabić – np. jakiegoś reżysera filmowego czy publicystę);

Rasizm– bardzo istotna cecha tych systemów. Przejawia się różnie, od antysemityzmu oficjalnie głoszonego przez arabofilię (jakby antysemityzm au rebous, może być głoszony oficjalnie) do głoszenia konieczności „ukarania” określonej rasy (białej) lub narodu za rzeczywiste lub zmyślone, a najczęściej rzeczywiste, lecz wyolbrzymione niewspółmiernie przewiny przodków. Tym niemniej, wszystkie te systemy tak czy inaczej element szowinistyczny lub rasistowski prezentują.

I dodatkowo – o wszystkie te grzechy z ochotą oskarżają innych.

Skończyłem książkę i zamyśliłem się. Właściwie, książka Goldberga, skierowana do czytelnika ze Stanów Zjednoczonych (nie chcę pisać – Amerykanina, bo wszak Peruwiańczyk jest takim samym Amerykaninem a jest równie daleko od zawiłości historii politycznej USA, co Polak), jest momentami dość hermetyczna i nie mam gotowego aparatu porównawczego, aby sprawdzić czy np. porównania ekonomiczne i statystyki są prawdziwe, nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że gdy włączymy telewizor zobaczymy w krzywym zwierciadle mainstreamowych mediów dokładnie te same mechanizmy i zjawiska, o których pisze Goldberg.

Ogólna, subiektywna ocena książki jest pozytywna, z caveat dotyczącym pewnej zaściankowości i przywiązania do, dzielonych przez lewicę i prawicę, stereotypów świata anglosaskiego.

Kończąc ten nieco przydługi wywód – ciekaw jestem innych opinii (poza wzmiankowanym chyba tekstem @zebe i komentarzami pod nim). Tylko, na litość Boga Ojca, przeczytajcie najpierw książkę! To nie powinno być zbyt trudne.

Krzysztof Rogalski

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka