Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
94
BLOG

11 luty 2022 - św. ŁUKASZA ŚWIATOWY DZIEŃ CHOREGO

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Ten dzień przejdzie do historii.

Czy minister zdrowia Niedzielski wie co to za dzień w historii ludzkości na Ziemi.

Jako wierny uczeń Klausa Szwaba pewnie zapomniał, że to Światowy Dzień Chorego ogłoszony przez papieża św. Jana Pawła II.

Niech dobry Bóg obdarza wszystkich pracowników służby zdrowia tymi łaskami, których najbardziej potrzebują, aby podejmowali dobre decyzje, byli współczujący i delikatni, rozważni, życzliwi i wyrozumiali, ... Święty Łukaszu, Patronie Służby Zdrowia – Módl się za nami!

#JanPospieszalski #Wpospiechu

POSPIESZALSKI o badaniach nad amantadyną. O czym MILCZĄ LEKARZE? || w pośpiechu

107,045 viewsFeb 18, 2022

PCh24TV · Polonia Christiana

Jan Pospieszalski w programie "w pośpiechu". 

https://www.youtube.com/watch?v=-fmifvtD0Bk

#Gadowski #Warzecha #Karpiel

GADOWSKI i WARZECHA rozliczają NIEDZIELSKIEGO! "Druga Kanada" w Polsce?! || Prawy Prosty. Plus

82,271 viewsFeb 17, 2022

http://www.zbawiciel.gda.pl/artykuly/jan-pawel-ii/homilia-skierowana-do-chorych-i-sluzby-zdrowia-w-bazylice-mariackiej-gdansk-12-czerwca-1987

HOMILIA SKIEROWANA DO CHORYCH I SŁUŻBY ZDROWIA W BAZYLICE MARIACKIEJ, Gdańsk, 12 czerwca 1987
Umiłowani Bracia i Siostry,

Oto Chrystus wezwany do łoża chorego. „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. „Przyjdę i uzdrowię go” (Mt 8, 6.7).

Jest to wydarzenie — jedno z wielu, cała Ewangelia pełna jest podobnych wydarzeń. Chrystus wzywany do chorych. Chrystus wzywany przez chorych. Chrystus na posłudze ludzi cierpiących.

Słowa Pisma Świętego, jakie czytamy przy okazji dzisiejszego spotkania, są skierowane do nas wszystkich i do każdego z nas, wówczas, gdy stajemy oko w oko z cierpieniem drugiego człowieka, naszego brata czy siostry.


Wciąż jesteśmy wzywani. Wszyscy, poniekąd wszyscy jesteśmy wzywani — chociaż każdy w inny sposób. Wezwanie — zaproszenie, jakie ewangeliczny setnik skierował do Chrystusa, nieustannie się powtarza. Na różnych miejscach cierpi człowiek, czasem „bardzo cierpi”. I woła drugiego człowieka. Potrzebuje jego obecności.

Kiedy więc ktokolwiek z nas, drodzy bracia i siostry, gdziekolwiek na tej polskiej ziemi, jest wezwany ludzkim cierpieniem, niech mu stanie przed oczyma to wydarzenie z Ewangelii. I Chrystus, który mówi do setnika: „Przyjdę i uzdrowię go”. Nieraz onieśmiela nas to, że nie możemy „uzdrowić”, że nie możemy nic pomóc. Przezwyciężajmy to onieśmielenie. Ważne jest, żeby przyjść. Żeby być przy człowieku cierpiącym. Może nawet bardziej jeszcze niż uzdrowienia, potrzebuje on człowieka, ludzkiego serca, ludzkiej solidarności.


Wydarzenie ewangeliczne w sposób szczególny odnosi się do was wszystkich, którzy swój zawód, swe powołanie życiowe, związaliście z ludzkim cierpieniem. Do was, lekarze. Do was, farmaceuci. Do was, pielęgniarki, laborantki, rehabilitantki. Do was — wszyscy, o których mówi nazwa „służba zdrowia”.

Wy przede wszystkim, drodzy bracia i siostry, winniście mieć przed oczyma Chrystusa wezwanego do sparaliżowanego sługi setnika — Chrystusa, który mówi: „Przyjdę”. To również i wasza odpowiedź: „Przyjdę... uczynię, co będę mógł, dla twojego zdrowia...”


Kiedy tak mówię, mam przed oczyma tu obecnych: lekarzy, pielęgniarki, wszystkich przedstawicieli służby zdrowia. Równocześnie wszystkich waszych kolegów i koleżanki na całej polskiej ziemi. Mam przed oczyma instytucje, które służą zdrowiu ludzkiemu: przychodnie lekarskie i stomatologiczne, szpitale, kliniki, instytuty, uzdrowiska, sanatoria, domy opieki.

Zawsze żywiłem i nadal żywię głęboką cześć dla tego powołania, które tak bardzo zdaje się zakorzenione w Ewangelii, a równocześnie w całej humanitarnej tradycji ludzkości, również przedchrześcijańskiej i pozachrześcijańskiej.

Chrystus, który mówi: „Przyjdę... uzdrowię”. I każdy z was, który winien mówić i mówi: „Przyjdę, uczynię wszystko, na co mnie stać, dla twojego zdrowia”.


Uczynię wszystko” — czyli będę miał wolę, gotowość, a także radość z niesienia pomocy cierpiącemu, z owego „zatrzymania się przy cierpieniu człowieka”, z owej wrażliwości, wzruszenia i przejęcia się cudzym cierpieniem i „samarytańskiego daru z siebie samego”, tak bardzo potrzebnego człowiekowi choremu.


Stan zdrowotny społeczeństwa polskiego budzi uzasadnione obawy. Nadal wzrastają w tym społeczeństwie choroby układu krążenia i nowotwory, nadal wiele osób, w tym młodzież, przejawia uzależnienie od alkoholu, narkotyków i nikotyny. Niezadowalający jest również stan zdrowotny dzieci. Jest to wielkie pole do działalności profilaktycznej i leczniczej służby zdrowia. Przygnębiający jest fakt, iż nadal na oddziałach szpitalnych masowo wykonywane są zabiegi przerywania ciąży.

Medycyna współczesna bardzo się rozwinęła i wyspecjalizowała. Stąd, aby można było „uczynić wszystko dla zdrowia człowieka”, należy stworzyć odpowiednie ku temu warunki, jak na przykład: dostateczna liczba odpowiednio wyposażonych w sprzęt medyczny i aparaturę szpitali, przychodni, odpowiednich leków i innych środków, których niedobór, niestety, w Polsce się odczuwa. Ten niedobór, brak łóżek szpitalnych, długie wyczekiwanie w przychodniach lekarskich, wyczekiwanie na zabieg operacyjny — wszystko to utrudnia i tak niełatwą już i bardzo odpowiedzialną pracę lekarzy. Wymaga od nich równocześnie tym większej wrażliwości moralnej, wysokiej etyki zawodowej oraz zrozumienia swej służebnej roli wobec cierpiącego.


Trzeba podtrzymywać za wszelką cenę piękną polską tradycję: działalność lekarza czy pielęgniarki traktowana nie tylko jako zawód, ale także — a może przede wszystkim — jako powołanie. Opieka nad ludźmi niesprawnymi i starymi, opieka nad ludźmi chorymi psychicznie — te dziedziny są bardziej niż jakakolwiek dziedzina życia społecznego miernikiem kultury społeczeństwa i państwa.

Wczuwając się w ten niełatwy dzień powszedni pracowników służby zdrowia, „myślę o wszystkich ludziach, którzy swą wiedzą i umiejętnością oddają wielorakie przysługi cierpiącym bliźnim” — i pragnę, w imieniu Kościoła, złożyć pod ich adresem wyrazy głębokiego uznania i wdzięczności.


 „Sługa mój... bardzo cierpi”.


Chrystus jest nie tylko Tym, który „uzdrawia”, stwarzając ewangeliczny wzór dla wszystkich, co służą chorym. Chrystus równocześnie mówi o sobie: „Byłem chory”. A słowa te należą do obrazu ostatecznego sądu według Ewangelii św. Mateusza: „Byłem chory, a przyszliście do Mnie” (por. 25, 36).

Nie widzimy Jezusa w Ewangelii jako chorego na łożu boleści — ale znajdujemy Go u szczytu cierpienia: umęczonego, poddanego straszliwym torturom ciała i duszy. Widzimy Go naprzód podczas duchowej agonii Ogrójca, a nazajutrz podczas straszliwej agonii ukrzyżowania. Zaprawdę jest Mężem Boleści. Zaprawdę, przeszedł przez sam zenit człowieczego cierpienia: fizycznego i moralnego — wyszydzony i wzgardzony od ludzi. Prawdziwie „robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgarda pospólstwa” (por. Ps 22, 7). Syn Boży, który „wyniszczył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci” (por. Flp 2, 8).


A więc będzie mógł powiedzieć w dniu Sądu: „Byłem chory”, „Wypiłem kielich cierpienia aż do samego dna...”

Może tak powiedzieć.

A kiedy, zaskoczeni Jego słowami, ludzie zapytają: „Kiedyśmy Ci to uczynili? Kiedy byłeś chory, a przyszliśmy do Ciebie?”, odpowie: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, to Mnie uczyniliście” (por. Mt 25, 39-40).


Drodzy bracia i siostry, tu zgromadzeni i wszyscy na ziemi polskiej chorzy i cierpiący! Niezwykłe jest to, co Chrystus mówi. Niezwykłe jest to Jego utożsamienie się z każdym i z każdą z was. To jest zarazem jakaś ewangeliczna „karta tożsamości” dla każdego i dla każdej. A św. Paweł, który niejako do końca doprowadza myśl zawartą w powyższych słowach Odkupiciela, napisze: „Oto dopełniam w ciele moim cierpienia Chrystusa, za Jego ciało, którym jest Kościół” (por. Kol 1, 24).


Tej sprawie, tak bardzo zasadniczej dla poszczególnego człowieka i dla całego Kościoła, poświęciłem wiele miejsca w liście apostolskim Salvifici doloris.

„Kościół, który wyrasta z tajemnicy Odkupienia w Krzyżu Chrystusa, winien w szczególny sposób szukać spotkania z człowiekiem na drodze jego cierpienia” — tak więc na drodze posługi kapłańskiej, w różny sposób szuka spotkania z człowiekiem cierpiącym w instytucjach leczniczych i w domach ludzi chorych. W Kościele chory, cierpiący jest „wezwany do uczestnictwa w owym cierpieniu, przez które dokonało się Odkupienie... O ile człowiek staje się uczestnikiem cierpień Chrystusa — w jakimkolwiek miejscu świata i czasie historii — na swój sposób dopełnia tego cierpienia, przez które Chrystus dokonał Odkupienia świata” (Salvifici doloris, 24). Stąd cierpiący „znajduje jakby nową miarę całego swojego życia i powołania”. Na tej drodze posługi spotyka się kapłan z lekarzem, aby wspólnie posługiwać choremu, którego obszar cierpień jest zróżnicowany i wielowymiarowy, tak jak wielowymiarowa jest egzystencja człowieka. Taka wspólna posługa duszpastersko-medyczna ma szczególne znaczenie dla chorego, który zbliża się do kresu ziemskiego bytowania.


Z uznaniem myślę o „Hospicjum”, które podjęło swą służbę w Gdańsku i promieniuje na inne miasta. Zrodziło się ono ze wspólnej troski duszpasterstwa chorych i lekarzy stojących przy łóżku chorego o należne miejsce i warunki, w których znajdują się chorzy u kresu swojego życia. Troska ta wyraża się we wspólnym pochyleniu się i czuwaniu przy chorym w jego domu, w serdecznym i bezinteresownym „darze z siebie samego”. Lecz większym jeszcze darem jest mądrość i dojrzałość, którą otrzymuje się od ciężko chorego: „Wówczas, gdy ciało jest głęboko chore, całkowicie niesprawne, a człowiek jakby niezdolny do życia i do działania — owa wewnętrzna dojrzałość i wielkość duchowa tym bardziej się jeszcze uwydatnia, stanowiąc przejmującą lekcję dla ludzi zdrowych i normalnych” (Salvifici doloris, 26).


Przyjąłem z ogromną wdzięcznością przemówienie jednej z was, tutaj zgromadzonych chorych, w imieniu nie tylko tu obecnych, ale wszystkich chorych i cierpiących w jakikolwiek sposób na ziemi polskiej. Przyjąłem z wielkim przejęciem ten wielki list od chorych, jakby polskie dopełnienie mojego listu do chorych o cierpieniu sprzed kilku lat. Kiedy to mówię, uprzedzam już jakby to przemówienie radiowe, które mam wygłosić do chorych w najbliższą niedzielę w związku ze Mszą św. z kościoła Świętego Krzyża, transmitowaną przez radio.


Cierpienie ludzkie zawsze jest tajemnicą. I bardzo trudno człowiekowi samemu przedzierać się przez jego mroki. Na horyzoncie naszej wiary pozostaje ten jeden punkt odniesienia — Krzyż Chrystusa — zenit ludzkiego cierpienia i to cierpienia kogoś najniewinniejszego, Baranka bez skazy.


Sprawując Eucharystię, w momencie Komunii św. mówimy: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata...”

A z kolei odpowiedź: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie...”

Te słowa wyszły z ust setnika. Należą one do całości zaproszenia Zbawiciela do sługi, który „bardzo cierpi... sparaliżowany”. „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie” (Mt 8, 8).

„...powiedz tylko słowo, a będzie zbawiona dusza moja”.

Dni Kongresu Eucharystycznego w Polsce to czas, kiedy każdy z nas winien odnowić w sobie głęboką świadomość tych słów, wypowiedzianych po raz pierwszy przez rzymskiego setnika.


Drodzy bracia i siostry! Wszyscy chorzy i cierpiący. Jesteście wpisani bardzo głęboko w tę przejmującą tajemnicę wiary: Krzyż — Eucharystia — wieczernik — słowa setnika.

Pamiętajcie, że Chrystus „do końca nas umiłował” (por. J 13, 1) przez Krzyż, a miłość ta trwa w Eucharystii.

Pamiętajcie! Niech to będzie waszą mocą w słabości. Wy także jesteście wezwani, aby miłować „do końca”.

I wy, drodzy bracia i siostry, lekarze, pielęgniarki, członkowie służby zdrowia — wy także jesteście wezwani, aby miłować „do końca”.


Rozważcie, co to znaczy!

Co to znaczy?


https://voxdomini.pl/prorocy/lourdes-francja/

image

Objawienia Matki Bożej w Lourdes (1858): «JESTEM NIEPOKALANYM POCZĘCIEM…»

Historia objawień w Lourdes

W roku 1858, kiedy ukazała się jej w Lourdes Matka Boża Bernadeta miała 14 lat. Była najstarszą córką rodziny Soubirous. Brakowało jej wszystkiego: pieniędzy, zdrowia, wykształcenia. Nie umiała ani czytać, ani pisać, często chorowała, nie chodziła do szkoły, nie przystąpiła do Pierwszej Komunii św. Rodzice mogli jej dać jedynie wiarę, prostą i żywą. Ją właśnie, Swoją “najbiedniejszą córkę” wybrała Maryja dla przekazania ludziom orędzia.

image

Showing results for loURDES OTWARTE

Search instead for lURDES OTWARTE

https://www.vaticannews.va/pl/kosciol/news/2020-05/francja-sankutarium-lourdes-otwarte.html

Lourdes ponownie otwarte, początkowo tylko dla miejscowych

Po dwóch miesiącach w przyszłą sobotę zostanie ponownie otwarte sanktuarium maryjne w Lourdes. Jest to dla nas wielka radość i źródło nadziei – napisał rektor sanktuarium ks. Olivier Ribadeau Dumas.

Krzysztof Bronk - Watykan

         Początkowo do Lourdes będą mogli przybyć tylko pielgrzymi miejscowi, którzy mieszkają w promieniu 100 km. Aby wejść na teren sankturium czy skorzystać z basenów będzie trzeba mieć maskę. Pielgrzymi będą się poruszać w dziesięcioosobowych grupach po wyznaczonych trasach. Będą się mogli pomodlić przed grotą, wyspowiadać, zapalić świecę i napić wody. Wizyty będą z konieczności krótkie.


         Sanktuarium maryjne w Lourdes zostało zamknięte 17 marca. Był to pierwszy taki przypadek od czasów objawień. Pomimo zamknięcia trwała w nim jednak modlitwa, którą prowadzili posługujący w sanktuarium kapłani. Za pośrednictwem internetu uczestniczyły w niej codziennie co najmniej 3 mln osób.Image result for loURDES OTWARTE

Sanktuarium w Lourdes po dwóch latach ponownie otwarte dla pielgrzymów. Grota w Lourdes, na południowym zachodzie Francji, zostanie udostępniona pielgrzymom po dwóch latach zamknięcia z powodu pandemii Covid-19. Sanktuarium maryjne ponownie zaprasza wszystkich wiernych i turystów.Feb 9, 2022


https://fr.wikipedia.org/wiki/Apparitions_mariales_de_Lourdes#/media/Fichier:VirgendeLourdes.JPG

https://fr.wikipedia.org/wiki/Apparitions_mariales_de_Lourdes


Joseph-Hugues Fabisch, Notre-Dame de Lourdes (1864), Lourdes, grotte de Massabielle.

Tego dnia ogłoszony wyniki "wnikliwych badań" nad amantadyną - lekiem zdaniem dr Bodnara i wielu innych lekarzy jako lek skuteczny w walce z chorobą zakaźną wirusową atakującą płuca i system imunologiczny pacjenta Covid-19 SarsCov2.

Luerdes znwóż otwarte!


image

https://pch24.pl/wsciekli-na-objawienia-jak-wrogowie-kosciola-obsmiewali-lourdes/

8 LUTEGO 2018

Wściekli na objawienia! Jak wrogowie Kościoła obśmiewali Lourdes

image

Objawienia z Lourdes widowiskowo potwierdziły prawdziwość wiary katolickiej. Nie dziwi zatem, że wrogowie Kościoła próbowali i nadal próbują je „zdemitologizować”. Jednak ich argumenty, po bliższym przyjrzeniu się, same okazują się dość łatwymi do obalenia mitami.

Początek drugiej połowy XIX wieku to trudny czas dla chrześcijan. W 1859 roku Karol Darwin opublikował książkę „O pochodzeniu gatunków”. Wbrew woli autora wykorzystano ją do walki z religią. Z kolei trzy lata później ukazało się „Życie Jezusa” Ernsta Renana. Jego autor próbował „dowieść”, jakoby Pan Jezus był zwykłym, acz wyjątkowym człowiekiem. Po upływie kolejnych pięciu lat Karol Marks i Fryderyk Engels wydali „Kapitał”. Pozycję tę niejednokrotnie wykorzystywano do zwalczania religii.


Jakby antycypując te ataki, w 1858 roku w miejscowości Lourdes w południowo-zachodniej Francji Matka Boża objawiła się 14-letniej ubogiej analfabetce Bernadecie Soubirous. Matka Boża w Lourdes, w grocie Massabielle zjawiła się 18 razy. Po raz pierwszy 11 lutego 1858 roku, a ostatni, osiemnasty, 16 lipca 1858 roku. Kulminacyjnym momentem jest objawienie szesnaste. Wówczas to, w Święto Zwiastowania, 25 marca Matka Boża powiedziała „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Stało się to 4 lata po ogłoszeniu przez błogosławionego Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Matki Bożej. Jednak Bernadeta, jako pochodząca z ubogiej rodziny analfabetka, nie wiedziała o tej prawdzie wiary. Podczas objawień Matka Boża wezwała też do odkopania źródła, do dziś służącego cudownym uzdrowieniom. Gorąco prosiła także o pokutę za grzeszników, a także ukazywała różaniec.

Oprócz niezwykle istotnej treści tego objawienia, co najmniej równie istotne jest to, że w ogóle się ono wydarzyło. Jak bowiem zauważa Vittorio Messori w książce „Tajemnica Lourdes – Czy Bernadeta nas oszukała”: „jeśli Bernadeta nas nie oszukała, jeśli nie oszukiwała samej siebie, to nie oszukuje siebie też katolik, wierząc w prawdę Ewangelii i kierując się nauką Kościoła, który jest tej prawdy autentycznym gwarantem. (…) Ta grota jest więc punktem oparcia, kołem ratunkowym podarowanym wiernym, by mogli się go uchwycić w dramatycznym momencie zwrotnym współczesnej historii, w którym racjonalizm, pozytywizm, socjalizm, liberalizm i wszelkie inne izmy, wszelkie inne ideologie postchrześcijańskie przypuściły wielki atak na korzenie wiary jako takiej”.

Innymi słowy, jeśli objawienia w Lourdes są fałszywe, to upada tylko jeden z licznych argumentów za prawdziwością wiary. Katolicyzm może i tak być religio vera – religią prawdziwą, choć z innych powodów. Jeśli jednak Lourdes nie jest zmyśleniem, jeśli rzeczywiście zjawiła się tam Matka Boża z różańcem, prosiła o przekazanie informacji katolickim księżom, mówiła o procesji, o budowie kaplicy, o katolickim dogmacie Niepokalanego Poczęcia, to stanowi to dowód prawdziwości Kościoła i wartości katolickiej pobożności.

Kto chce ten może, przy odrobinie dobrej woli, dojść do prawdy na temat Lourdes. Tym bardziej, że praca źródłowa została już wykonana przez ludzi takich jak Vittorio Messori. Mimo to wciąż pojawiają się, nawet w wypowiedziach „uczonych”, twierdzenia dawno już obalone. Powiela się je wyłącznie by walczyć z Kościołem i głoszoną przezeń prawdą. Warto przyjrzeć się bliżej tym kłamliwym tezom.

Rzekome oszustwo rodziców

Zgodnie z jedną z karkołomnych prób „racjonalistycznego” wyjaśnienia objawień w Lourdes, stanowiły one spisek… rodziców dziewczynki. Ci bowiem, wcześniej zamożni, popadli w ruinę. W dodatku cieszyli się złą sławą. Ojciec, ledwie rok przed objawieniami, z powodów humanitarnych został zwolniony z aresztu. Mimo to wiele wskazywało na to, że rzeczywiście był winny zarzucanego mu czynu: kradzieży mąki. Matka natomiast „cieszyła się” złą sławą osoby nader często używającej alkoholu.

„Zważywszy na to” – pisze Messori – „można było zakładać oszustwo zorganizowane przez owych nędzarzy, wykorzystujących najstarszą córkę, żeby zebrać ofiary od naiwnych bigotów i wyjść z nędzy, w którą wpadli po wcześniejszym okresie dobrobytu”.

Prawda jest jednak całkowicie inna, jak precyzuje włoski pisarz. Przecież rodzicom Bernadety wręcz zależało na ukróceniu jej wizji. Niepokoiły ich tłumy ciekawskich chcących zobaczyć córkę. Komisarz policji Dominique Jacomet wmawiał wprawdzie, że rodzice nakłaniali dziewczynkę, by ta chodziła do groty. Posunął się do sfabrykowania zeznań Bernadety, skarżącej się jakoby na tego typu przymus. W rzeczywistości to jednak komisarz (podobnie jak jej ojciec) nakłaniali dziewczynkę do rezygnacji z chodzenia do groty objawień. Ta zaś nie uginała się pod presją. – Nie proszę pana, nie mogę nie pójść. Obiecałam – mówiła do komisarza.

„Wiarygodności świadectwu Bernadety przydała, może w sposób ostateczny, całkowita obojętność młodej dziewczyny na korzyści oraz jej troska, by to, co się wydarzyło i co się działo, nie przyniosło profitów ani jej samej, ani jej rodzinie. Dzięki temu obalone zostały podejrzenia władzy, które – niechętnie, jak przypuszczam – wreszcie zrezygnowały z tezy o oszustwie w celu ciągnięcia zysków” – podkreśla Messori.

Bernadetta, pomna na słowa Matki Bożej pilnowała, by nie osiągnąć żadnego zysku z objawień. Dlatego też nie przyjmowała podarunków. Zasadę tę rozumiała dosłownie: nie chciała nawet podarowanych jej książek religijnych. Odmówiła też przyjęcia drogocennego różańca od biskupa. Także rodzina nie wzbogaciła się na wizjach Bernadety. Jeśli już, to można mówić o stracie. Wszak ciekawscy przybywający do domu… odrąbywali tynk ze ścian i podniszczali stół.

„Kiedy ktoś przyjeżdżał z Lourdes i przekazywał jej wieści o najbliższych, zawsze mówiła, kręcąc głową: Oby tylko się nie wzbogacili. I rzeczywiście, mimo otwarcia sklepiku Jean Marie ani żadne z Soubirous, nigdy się nie wzbogacił – ani wtedy, ani później” – podkreśla Vittorio Messori.

Rzekome oszustwo księży

Zgodnie z inną pogłoską, Lourdes to wymysł ówczesnego kleru, liczącego bądź na zysk, bądź też na przyciągnięcie ludu do wiary. Jednak i ta pogłoska rozbija się o skałę faktów. Nie wykluczał jej wprawdzie komisarz policji, Dominique Jacomet. Sam wierny katolik, był co najmniej równie wiernym policjantem.

Wszystko jednak wskazuje przeciwko tej tezie. Kler nie tylko nie promował wizji Bernadety, lecz stanowczo się jej sprzeciwiał. Autor bestsellera poświęconego Lourdes, Henri Lasserre, zarzucał wręcz duchownym ignorowanie ludu, widzącego w objawieniach „palec Boży”. Jest w tym sporo prawdy, choć tak ostra krytyka jest nieuzasadniona. Zdrowy sceptycyzm w odniesieniu do objawień prywatnych stanowi bowiem stałą praktykę Kościoła. Pozwala on na odróżnienie objawień prawdziwych oraz fałszywych.

Właśnie takim racjonalnym podejściem cechował się ówczesny biskup diecezji Tarbes, na terenie której dochodziło do objawień. Rygorystyczny i surowy, popierał jednocześnie postęp naukowy i techniczny. Mawiał, że gdyby nie powołanie kapłańskie zostałby inżynierem. Z pewnością tego spokojnego hierarchy nie da się oskarżyć o wichrzycielstwo czy łatwowierność. „Tego typu człowiek mógł dać się przekonać jedynie faktom, które przeszły próbę konkretnych badań” – zauważa Vittorio Messori.

Co więcej, księża w ogóle nie mogli udawać się do groty objawień z powodu zakazu władz kościelnych. Jedynym duchownym, jaki podczas obowiązywania biskupiego zakazu zobaczył objawienia, okazał się Antoine Desirat. Usprawiedliwiając się, że nie mieszka w Lourdes, dołączył pewnego dnia do świeckich podążających do groty objawień. Stał tuż przy wizjonerce.

Po opuszczeniu groty nie zamierzał swojego pobytu ukrywać. Gdy jednak opowiedział całą historię w seminarium w Saint-Pe w rozmowie z dwoma księżmi „przerwał mu wybuch śmiechu obu duchownych, którzy zaczęli natrząsać się z jego łatwowierności. Niechże, jeśli już musi, poświęci czas na poważne kwestie, teologiczne, biblijne, a nie ugania się za bajkami i duchami z ludowych zabobonów” – mówili. Dobrze odzwierciedla to ówczesne podejście lokalnego kleru do sprawy.

Ktoś jednak może stwierdzić, że duchowieństwo, nie wierząc w objawienia wymyśliło je dla zysku, dla przyciągnięcia pielgrzymów i zwiększenia ich datków. Stosunek Bernadety do korzyści finansowych był, jak już wiemy, całkowicie negatywny. A co z duchowieństwem?

Jak już wspomniano, początkowo sprzeciwiało się ono objawieniom i zniechęcało do dawania wiary rewelacjom Bernadetty. Nawet jednak po uznaniu objawień przez biskupa miejsca i rozpoczęciu budowy sanktuariów, objawienia nie przyczyniły się do wzbogacenia lokalnego kleru ani diecezji. Francuska władza, całkowicie oddzielona od Kościoła, nie wspomagała budowy sanktuariów nad Gave de Pau. Oficjalnej pomocy nie udzielił też Watykan. Wpływały jedynie osobiste datki: papieży i hierarchów, ale przede wszystkim wiernych. Handel w Lourdes, sprzedaż pamiątek religijnych et cetera od razu przekazano „wolnemu rynkowi”. I tak też jest do dzisiaj.

Generalnie, jak zauważa Vittorio Messori „Lourdes nie było interesem, tylko studnią bez dna, przede wszystkim ze względu na konieczność poniesienia olbrzymich wydatków na zakup ziemi, gdyż biskup chciał, aby teren był jak najrozleglejszy, by ochronić nieprzekraczalny święty pas wokół groty”. Budowa i utrzymanie kompleksu także nie należały – i nie należą – do tanich. Co zaś z handlem pamiątkami religijnymi? Otóż „jedną z pierwszych decyzji diecezji w Tarbes było pozostawienie handlu w rękach osób prywatnych”.

Hipoteza o komedii

Twierdzenia o wpływie kleru lub rodziców na Bernadetę okazują się zatem błędne. Walczący z prawdą nie poprzestają jednak na nich. Jedną z najbardziej obraźliwych, jakie wysuwają jest „hipoteza komediantki”. Zgodnie z nią, Bernadeta, nawet jeśli nie działała w imię zysku, chciała po prostu zwrócić na siebie uwagę.

Przeanalizujmy zatem także tę hipotezę. Otóż jej prawdziwości przeczy przede wszystkim charakter wizjonerki. Wszak Bernadeta wszystko czyniła z umiarem „(…) sprowadzała do samej istoty w sposób naturalny, bez cienia pokazowego mistycyzmu. Przychodziła do groty w ostatniej chwili w towarzystwie jedynie paru koleżanek, cicha i zamyślona, często biegła, spiesząc się na spotkanie z cudowną Postacią, z radosną twarzą, bez żadnych oznak udawanej pokory”. W objawieniach brakowało jakiejkolwiek teatralności. Ekstaza trwała krótko, a jedynym jej objawem okazywała się przemiana twarzy dziewczynki podczas wizji” – pisze Mesorri.

Co istotne, dziewczynka nie zgadzała się też spełniać życzeń osób pragnących dotykać jej, niczym relikwii. Przeciwnie, zachowywała całkowitą skromność. Co ciekawe, Bernadeta sprzeciwiała się przedstawianiu Matki Bożej w postaci innej, niż ta, jaką rzeczywiście ujrzała. A więc drobnej dziewczynki. Obstawała przy tym, pomimo, że kłóciło się to z wyobrażeniami dominującymi w ówczesnym Kościele.

Co więcej, objawienia Bernadety wywołały na krótki czas modę wśród okolicznych mieszkanek na udawanie wizjonerek. Zachowanie oszustek, pragnących zwrócić na siebie uwagę i usuwającej się w cień Bernadety okazało się jednak krańcowo inne.

Halucynacje? Żadną miarą!

Hipoteza mniej obraźliwa, a z pozoru naukowa, to twierdzenie o halucynacjach, na jakie rzekomo cierpiała Bernadeta. Z powodu niedożywienia, biedy, wątłego zdrowia uległa ona rzekomo złudzeniom. Zwolennicy tej wersji zachowują prawdę o nieskazitelności charakteru Bernadety, a jednocześnie chronią się przed przyjęciem do wiadomości „zabobonu”. Nie dziwi zatem, że to twierdzenie zyskało sobie popularność wśród inteligencji.

Szkopuł tkwi jednak w tym, że ono także rozmija się z prawdą. Bernadeta była wprawdzie słabo wykształcona, ale zdrowego rozsądku jej nie brakowało. Wręcz przeciwnie. Nie wykazywała żadnych symptomów histerii ani podobnych zaburzeń. Nigdy nie skarżyła się na brak zrozumienia ani na choroby, a jej opowieści cechował wielki realizm.

Ponadto 27 marca 1958 roku trzech lekarzy na polecenie władzy świeckiej miało orzec o zaburzeniach psychicznych wizjonerki. Chodziło o podkładkę służącą umieszczeniu jej w zakładzie dla obłąkanych. Mimo nacisków władzy lekarze, znajdujący się w rzeczywistości pod wrażeniem dziewczynki, wydali salomonowe orzeczenie. Służyło ono oddaleniu groźby umieszczenia Bernadety w przytułku, bez jednoczesnego rozdrażniania władzy.

Gmach wznoszony przez zwolenników racjonalizmu nieskładnie, choć z wielkim mozołem, rozpada się zatem jak domek z kart. Pozostaje prawda o niezwykłych uzdrowieniach, odnowie życia religijnego, o Niepokalanym Poczęciu. Pozostaje prawda katolicka, prawda o Bogu stale wybierającym „właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców (…) to, co niemocne, aby mocnych poniżyć”. Wszak „to bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.” (1 Kor 25;27).

Korzystałem z książki Vittorio Messori „Tajemnica Lourdes czy Bernadeta nas oszukała” Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.

Marcin Jendrzejczak

https://www.youtube.com/watch?v=40duLoPGZ4s

Homilia Jana Pawła II wygłoszona podczas Mszy Św. na Placu Zwycięstwa

41,131 viewsJun 2, 2019

TAKA JEST NASZA HISTORIA 

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo