Alexander Degrejt Alexander Degrejt
4008
BLOG

Smoleński autotrolling wyborczej

Alexander Degrejt Alexander Degrejt Polityka Obserwuj notkę 121

Wczoraj na łamach „Gazety Wyborczej” miała miejsce premiera cyklu „Posmoleńskie dzieci”, którego celem – poza odpowiedzią na „Resortowe dzieci” - jest ośmieszenie wszystkich tych, którzy nie wierzą w oficjalną wersję wydarzeń z 10 IV 2010 roku. Wspaniały cel oraz szczytna idea, zapewne pociągnie za sobą jakieś nagrody przyznawane sobie wzajemnie przez różne towarzystwa wzajemnej adoracji. Byłoby pięknie oraz sielsko, byłby wróg pokonany i wbity w udeptaną ziemię, gdyby nie jeden szczegół – inicjatywa dziennikarzy z Czerskiej okazała się mistrzowskim przykładem autotrollingu...

Piotr Głuchowski, Jacek Hołub – autorzy pierwszego odcinka – wielkimi wołami wypisali w charakterze śródtytułu „Gdyby nie było zamachu trzeba by było go wymyślić” po czym podają przykłady dziennikarzy uwiedzeni zamachową teorią i głoszący wbrew jedynie słusznej prawdzie o błędzie pilotów, pijanym generale Błasiku i prezydencie mającym pilotów zabić jeżeli nie wylądują podważali raport generałowej Anodiny i jego kopię wykonaną przez komisję Jerzego Millera. Semka, Terlikowski, Karnowscy i... Ziemkiewicz (tak, Rafał Ziemkiewicz też został „posmoleńskim dzieckiem” mimo publicznych i wprost wypowiedzianych zapewnień, że nie jest przekonany do hipotezy zamachowej a winą Rosjan był nieprawdopodobny bajzel panujący na lotnisku Siewiernyj) zostali zaliczeni do klubu świrów głoszących nieprawdopodobne bzdury i oskarżających Rosjan o spowodowanie (celowe bądź też przypadkowe) śmierci 96-ciu osób, o ukrywanie prawdy i manipulację dowodami. Bo przecież wszystko było wiadome już dziesięć minut po katastrofie, współpraca z Rosjanami układała się lepiej niż dobrze, ziemia została przekopana „na metr w głąb” a polscy anatomopatolodzy wspólnie ze swoimi ruskimi kumplami (dzielnie im asystowała sama ówczesna ministra zdrowia a obecna marszałkini sejmu Ewa Kopacz) wykonali sekcje ofiar wspinając się na szczyty profesjonalizmu. Wrak, czarne skrzynki i cała reszta nie była do niczego potrzebna stronie polskiej, bo Rosjanie przebadali je dokładnie, porobili kopie i wszystko to przekazali nam w atmosferze wzajemnego zrozumienia zapoczątkowanej uściskiem Tuska z Putinem jaki nastąpił pod smoleńskim niebem. Prawda?

No nie całkiem prawda, niestety. Też bym sobie życzył, by śledztwo smoleńskie przebiegło sprawnie i w ekspresowym tempie, żeby nie było wątpliwości co do faktów i dowodów, żeby „nasi przyjaciele Moskale” uczciwie współpracowali, żeby politycy i propagandyści nie mataczyli. Też bym chciał, żeby katastrofa smoleńska okazała się „zwykłym” wypadkiem co potwierdziłyby niezbite dowody i naukowe badania oraz symulacje. Niestety, jak dotąd wszystkie oficjalne informacje wyjaśnienia są o kant tyłka potłuc a nieoficjalne... nieoficjalne, choć rzetelniejsze bez wątpienia, to nadają się do tego samego – sejmowa komisja pod wodzą Antoniego Macierewicza i współpracujący z nią eksperci także nie mają dostępu do dowodów i materiałów będących wciąż w posiadaniu Rosjan, choć przyznać trzeba, że z tej drobnicy do której dotarli wycisnęli wszystko co się da masakrując raporty Anodiny i Millera oraz próby ich wyjaśnienia przez doktora Laska.

Ale to nic w porównaniu z dowcipem, jaki czerskim pismakom, wiertniczym gadającym gębom i rządowym propagandystom zrobiła Naczelna Prokuratura Wojskowa, która wyprzedziła nieco Prima Aprilis i ogłosiła wczoraj, że „do czasu zgromadzenia pełnego materiału dowodowego wydanie opinii kompleksowej nie będzie możliwe”. Pięknie, prawda? Prokuratura nie ogłosi bo nie ma dowodów, które przecież po pierwsze miała, a po drugie nie potrzebowała. Dalej państwo prokuratorstwo wyjaśniło w czym rzecz i czego im brakuje: „Istotą sprawy, jeśli chodzi o uzyskanie wraku czy rejestratorów, jest możliwość nieskrępowanego do nich dostępu i czynienia stosownych badań”. A podobno wrak został przebadany, ogłaszali to wszyscy wokół wyśmiewając rodzące się w głowach „smoleńskich sekciarzy” pomysły by zażądać od Rosjan jego zwrotu. Nieprawdopodobne wręcz, prawda? Szkoda, że prokuratorom ta genialna myśl wpadła do głowy po czterech latach od zdarzenia, ale co tam – jak mówi stare przysłowie pszczół „lepiej późno, niż później”. Teraz trzeba poczekać na reakcję speców od czterdziestometrowej, pancernej brzozy, chociaż coś mi mówi, że do wiadomości oświadczenia NPW nie przyjmą i zaliczą jej pracowników do grona „posmoleńskich dzieci”. Cóż, podobno kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą – w tym wypadku tych powtórzeń musi być więcej bo polskie umysły jakoś mało podatne na gebbelsowskie mądrości...

Zapraszam do księgarni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka