Alexander Degrejt Alexander Degrejt
924
BLOG

Frekwencja czyli hurtem do urn

Alexander Degrejt Alexander Degrejt Polityka Obserwuj notkę 38

Za dwa tygodnie wybory samorządowe i już z medialnych szczekaczek zaczęło się bombardowanie...

Nie, nie spotami komitetów, polityków czy działaczy chcących się wdrapać na stołki ale reklamami samych wyborów i tłuczeniem nam do głów jaka to ważna jest frekwencja, jakie znaczenia ma udział w tym wydarzeniu i spełnienie obywatelskiego obowiązku.

A ja powiem przekornie – guzik prawda! Im niższa frekwencja, im mniej ludzi weźmie udział w plebiscycie tym jego wynik lepszy. Po prostu w pierwszej kolejności rezygnują z udziału ludzie, którzy w ogóle nie interesują się polityką, nie mają pojęcia kto jest kim a swoją decyzję opierają na subiektywnych uczuciach powstałych w wyniku obejrzenia ulotek, plakatów, spotów i skosztowaniu piwa z kiełbachą na pikniku wyborczym. Merytoryczne argumenty nie mają do tych ludzi dostępu, programów nie znają, nie wiedzą co dany kandydat chce zrobić po swoim ewentualnym zwycięstwie i dlaczego to akurat ma być dobre dla wyborców. Jeżeli oni nie pójdą do urn to tym samym na wynik głosowania nie będzie miała wpływu fryzura, garnitur czy śnieżnobiałe zęby ubiegającego się o mandat polityka/działacza a na pierwszy plan wysunie się konkret.

Moim skromnym zdaniem dzisiejszy nacisk na powszechność wyborów jest błędem, który ma bezpośredni wpływ na jakość naszej polityki i organów władzy. Udział w wyborach nie powinien być żadnym obywatelskim obowiązkiem a przywilejem ludzi, którzy wiedzą czego chcą i poprzez swój głos chcących świadomie uczestniczyć w życiu społecznym i politycznym kraju, regionu czy swojej miejscowości. Ci, którzy mają to wszystko w nosie a raz na cztery lata ruszają się z domów tylko po to, żeby spełnić jakiś mityczny obowiązek lepiej niech zamiast do lokalu wyborczego pójdą do knajpy – mniej szkody narobią a ponarzekać i tak będą sobie mogli.

Udział w wyborach to wzięcie na siebie odpowiedzialności za przyszłość kraju/regionu/gminy. Wielkiej odpowiedzialności, która polega m.in. na tym, że kiedy nie wiemy co robić to po prostu rezygnujemy z działania – nie wiedząc na kogo zagłosować nie wrzucajmy głosu na byle kogo tylko dlatego, że potrafi on pięknie przemawiać i dobrze wygląda na zdjęciu wdrukowanym w wyborczą ulotkę.

Ciekawe, że kiedy człowiek nie wie jak naprawić auto to idzie do warsztatu i oddaje je w ręce kogoś kompetentnego, jeżeli nie umie wyleczyć bolącego zęba rusza do gabinetu dentystycznego i oddaje się w ręce fachowca, nie umiejąc upiec chleba kupuje go w sklepie okazując zaufanie piekarzowi – a kiedy nie zna się na polityce rusza do urny i decyduje nie tylko za siebie, ale za nas wszystkich. A media podpierające się autorytetami wbijają mu do głowy, że tak właśnie ma być bo udział w wyborach to obowiązek. Absurd kompletny, którego konsekwencją są kretyńskie ustawy, idiotyczne uchwały i stado baranów, których nazwisk nie wymienię, pielgrzymujące po stacjach radiowych i telewizyjnych by wygłaszać swoje mądrości.

A na tym wszystkim korzystają największe partie i ich wodzowie, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że tylko dzięki powszechności wyborów coś jeszcze znaczą i mogą mościć swoje zadki na wygodnych stołkach...

Zapraszam do księgarni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka