AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt
1940
BLOG

Debata antyfaszystowska, czyli totalny odlot

AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt Polityka Obserwuj notkę 22

Trzeba być skrajnym idiotą żeby w Polsce organizować debatę poświęconą zagrożeniu faszyzmem i wybrać do tego celu datę tak symboliczną jak rocznica śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego. Dla człowieka myślącego oczywistym jest fakt, że jeżeli ktoś chciałby szukać w naszym kraju podnoszącego łeb totalitaryzmu to raczej powinien to robić na przeciwnym biegunie lewackiej ideologii – Komunistyczna Partia Polski działa sobie całkowicie legalnie i bez żadnych przeszkód, a jakoś nie słyszałem by faszyści podjęli jakąkolwiek próbę zarejestrowania swojej partii czy organizacji. Powód jest prosty: komunistów w naszym kraju, tak bardzo doświadczonym ideologią Marksa i Lenina, jest wciąż pod dostatkiem a faszyzm to zjawisko skrajnie marginalne. Niestety, dla towarzystwa z Czerskiej oczywistym jest coś całkowicie innego – faszyzm, nazizm i pokrewne im idiotyzmy czają się wszędzie, a już zwłaszcza wśród ludzi, którzy nie posiadają w domu portretu oberredaktora i kompletu jego dzieł przyozdobionego tęczowym sztandarem.

Przyczyn zorganizowania tego cyrku długo szukać nie musiałem – według sondy Newsweeka połowa Polaków w ogóle nie boi się powrotu Prawa i Sprawiedliwości do władzy. Najwyraźniej Adam Michnik i jego przyboczni są w tej drugiej połowie, której gacie wypełniają się ambiwalentnymi uczuciami na samą myśl o powrocie krwawego Kaczora. Strach ten jest absolutnie absurdalny i kompletnie od czapy, a dławieni nim ludzie powinni czym prędzej skorzystać z porady dobrego psychiatry. Przecież nawet gdyby Jarosław Kaczyński został prezesem kuli ziemskiej czy cesarzem galaktyki to w żaden sposób nie mógłby zagrozić środowisku związanemu z Gazetą Wyborczą tak jak nie zagroził mu w podczas swoich rządów w latach 2005 – 2007. Tak jak wtedy mogliby pisać paszkwile, szkalować kogo popadnie i bredzić o zagrożonej demokracji, która już, lada moment, upadnie pod berłem okrutnego, acz niewysokiego tyrana. Odlot totalny wymagający silnych leków dostępnych wyłącznie na receptę. Potrafię go sobie wytłumaczyć tylko w jeden sposób – układem władzy, biznesu postnomenklaturowego i wiodących mediów, układem zainicjowanym bruderszaftem w Magdalence, który panicznie boi się by ktoś z zewnątrz nie nasypał piachu w doskonale dopasowane tryby.

Zresztą, michnikowszczyzna (pozwolę sobie pożyczyć od Rafała Ziemkiewicza to określenie idealnie opisujące czerski twór) już od ponad dwudziestu, może z drobnymi przerwami na zaczerpnięcie oddechu, biadoli nad odradzającym się faszyzmem, nazizmem i wszelkimi możliwymi odmianami koloru brunatnego, absolutnie przy tym nie zauważając czerwieni własnych koszul. Albo sami daltoniści, albo tak już się do tego twarzowego kolorku przyzwyczaili, że wydaje im się on całkowicie naturalny. No, ale korzenie w KPP – nie w tej odrodzonej a w jej niesławnej pamięci poprzedniczce – do czegoś zobowiązują, a stałe i z pasją uprawiane poszukiwania wrogów klasowych (dziś zwanych dla niepoznaki wrogami demokracji) to jedna z części tego dziedzictwa. Druga jego część to paszkwile, fałszywe oskarżenia, sfingowane procesy i dół wykopany ciemną nocą w ustronnym miejscu dokładnie taki jak ten, w którym wylądowało ciało rotmistrza Witolda Pileckiego zamordowanego bestialsko w mokotowskim więzieniu przed sześćdziesięciu pięciu laty...

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że zarówno komunizm jak i faszyzm (a właściwie nazizm, który dyskutanci uparcie z faszyzmem mylili) to dwie odmiany tej samej, zbrodniczej ideologi zapoczątkowanej dziełami Marksa i Engelsa, różniące się właściwie tylko drobnymi szczegółami technicznymi. Ale cóż, nie istnieje na tym świecie większa nienawiść niż ta, która zrodzi się pomiędzy pokłóconymi bliźniętami...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka