Algirdas67 Algirdas67
485
BLOG

Wspomnienia z PRL-u; Podtytuł: Każda przyjaźń ma granice cz.2

Algirdas67 Algirdas67 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Kolejną granicą Polski z lat kiedy Polska nazywana była PRL-em była granica z Czechosłowacką Republiką Socjalistyczną. I znowu muszę przypomnieć, że państwo to już nie istnieje. Tak jak NRD połączył się z RFN znikając z mapy Europy, tak Czechosłowacja wpierw zrezygnowała z bycia socjalistyczną, a wreszcie w sposób pokojowy podzieliła się na dwa państwa czyli dzisiejszą Słowację i dzisiejsze Czechy.

W latach słusznie minionych granice polskie były chronione i przejazd przez nie nie był sprawą prostą. To samo dotyczyło granicy z Czechosłowacją. Jednak ponieważ granica z Czechosłowacją przebiegała górami i dolinami Sudetów i Karpat tak wiec akurat na tej granicy nie było trudnym samodzielne i poza kontrolą przejście poza słupek z napisem "Uwaga Granica Państwa" .  Oczywiście konsekwencje były surowe kiedy obywatel polski przeszedł samodzielnie poza słupek graniczny o 5 kilometrów np. do najbliższego miasteczka po drugiej stronie granicy. Czeski naród jako społeczeństwo o wysokim poziomie świadomości socjalistycznej w przypadku zauważenia zabłąkanego turysty urządzał wtedy wyścigi kolarskie pod szczytnym zawołaniem – kto pierwszy ze wsi powiadomi o tym fakcie najbliższy komisariat lub strażnicę. Wtedy turysta zostawał złapany i przykładnie ukarany.

 Dlatego też polscy wczasowicze i turyści w Szklarskiej Porębie czy w Szczawnicy najczęściej robili sobie zdjęcie jedynie przy granicznym słupku i na tym ograniczali swoją chęć nielegalnego przekroczenia granicy.  Były jednak wyznaczone szlaki turystyczne, które były szlakami tak polskimi jak i czechosłowackimi. Oznaczało to, pewną eksterytorialność tych szlaków turystycznych. Oznaczało to, ze po danej górskiej dróżce mogli chodzić tak turyści czechosłowaccy jak i polscy. Na marginesie warto wspomnieć, ze przeciętny Polak w owych czasach zwykł mawiać na obywatela Czechosłowacji po prostu Czechosłowak co w bezpośrednim kontakcie z obywatelem tego państwa, który był Czechem, albo Słowakiem, albo Morawiakiem było dla tegoż kompletnie niezrozumiałe i wręcz obraźliwe.

Jak już wspomniałem przy opowieści o NRD każdy wyjazd Polaka zagranicę wiązał się z obowiązkowymi zakupami określonych artykułów. jak wspomniałem w NRD były to artykuły z zakresu sportowego co wynikało z faktu, że NRD chcąc być sportową potęgą to oprócz karmienia swoich reprezentantów wszelkimi hormonami i stosowania najbardziej wyrafinowanych medycznych środków dopingujących dla szarego narodu miało w sklepach niedrogie i dobre artykuły do uprawiania wszelkich sportów.

Czechosłowacja nie miała tak jak NRD aż tak wygórowanych ambicji na polu sportu (z wyłączeniem hokeja) , ale miała duży problem z ujemnym przyrostem naturalnym. Zatem w czeskich sklepach można było znaleźć dobre i niedrogie artykuły dziecięce czyli przede wszystkim ubrania, buty i zabawki. Szczególnym sentymentem z tamtych czasów darzę jednak czechosłowackie artykuły piśmiennicze czyli bajecznie kolorowe kredki i zestawy flamastrów zawierające tak wyrafinowane kolory jak szary i różowy.  Były to artykuły niedrogie tam , a kompletnie niedostępne w Polsce. Z czechosłowackich produktów pamiętam także gumę do żucia Pedro o prawie takim samym smaku jak Donald ( taki wzorzec gumy balonowej dla dzieci w PRLu). 

Dla wyjaśnienia warto poinformować, że z zagranicznymi zakupami wiązały się dwie bardzo ważne kwestie. Pierwsza za co kupić, druga jak to przewieźć. 

Za co kupić ? Wiadomo za pieniądze. Ale skąd polski obywatel lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych ubiegłego wieku miał wziąć wschodnioniemieckiego marki czy czeskie korony ? Były jedynie trzy możliwości: pierwsza to oficjalna wymiana złotówek na określoną walutę. Otóż każdy obywatel PRL miał możliwość posiadania tzw. Książeczki walutowej. Owa książeczka uprawniała do wymiany określonego limitu pieniędzy polskich na pieniądze  zagraniczne. W tym celu należało pójść do banku z dokumentami podróży czyli np. potwierdzeniem wycieczki z biura turystycznego, dokumentem tożsamości i ową książeczką walutową i wtedy w okienku otrzymywało się ustalony limit obcych pieniędzy. Limit był ustalany chyba na dwa lata wiec uprawnieniem owym należało dysponować mądrze.

Drugim sposobem na zakup obcych środków płatniczych był ich zakup u rodziny , znajomych bliższych lub całkiem dalszych. Skąd owi znajomi mieli te pieniądze ? Różnie. Czasem ktoś pracował zagranicą, czasem mu zostało z wyjazdu. Obrót tymi pieniędzmi był zakazany, ale w niewielkich ilościach nikt na to nie zwracał uwagi.

Kolejnym i chyba najważniejszym sposobem na posiadanie waluty obcego państwa była wymiana towarowa już na miejscu.  Nieocenionych źródłem co i gdzie wozić należy - były polskie bazary. Szczególnie ceniony przez mnie był warszawski bazar Różyckiego. Wystarczyło w latach osiemdziesiątych wejść miedzy stragany i krzyknąć:  jadę do Czechosłowacji...  eNeRDe ... Węgry ... Ruskich.... !!!  I już otrzymywało się  pełną paletę towarową przeznaczoną na tamtejsze rynki. 

Czechosłowacja to np. okulary typu lustrzanki i plastikowe torby z nadrukiem "Cinzano". U sprzedawcy od razu dowiadywaliśmy się po ile to sprzedawać i co należy tam kupować co ewentualnie naszego straganiarza by interesowało.

Oczywiście wszelkiego rodzaju handel poza oficjalną siecią handlową owych państw był surowo zakazany, ale można było wręcz w sklepie sprzedać komuś  "swoje" okulary bo zabrakło mi do zapłacenia za buty.  Poza wszystkim, w tamtych państwach też mieszkali ludzie spragnieni towarów, których w swoich sklepach nie mieli. Dotyczyło to zarówno urzędników poczty jaki i nawet milicjantów, którzy ryzykując najwięcej kupowali od Polaków upragnione okulary dla syna, czy torbę z nadrukiem Cinzano dla żony.

Ciekawe jest, ze nawet teraz jadąc zagranice mam z tylu głowy obowiązek kupienia czegoś czego w Polsce nie ma. Wiem, że to kompletny idiotyzm w czasach gdzie Lidle, Carrefoury, Tesco są w całej Europie i oferuja dokładnie to samo . Ale jednak miejscowe alkohole, jakieś miejscowe wędliny. Owoce , warzywa. :) zawsze coś muszę kupić. Choćby w Ostrawie kupuję czeskie pierniczki produkowane przez niemiecki koncern w Holandii. Jak mawiali starożytni Consuetudo altera natura Est czyli przyzwyczajenie drugą naturą człowieka jest – i mieli widać rację.

A jak przewożono  towary zakupione za granicą. Ooooo!!!!  to jest dopiero temat rzeka !!! Na kolejne długie opowiadanie.

Pomysłowość ówczesnych obywateli polskich w tej materii była wręcz niewiarygodna. 

Mnie utkwiło tylko w pamięci jak  pewnego upalnego dnia w sierpniu mama na przejazd przez Czechosłowacką granice założyła mi na nogi piękne, wyściełane kożuszkiem kamaszki, a do tego kazała siedzieć w nowonabytym w czeskim sklepie wełnianym sweterku.  Boże jak było mi gorąco !!!.  A najważniejsze przykazanie rodziców brzmiało, że w żadnym wypadku miałem nie rozmawiać z żadnym mundurowym, który wejdzie do naszego autokaru. Tylko "dzień dobry". Nic więcej. No cóż  nie jest to normalny kraj, gdzie dziadek przecinał kable bolszewikom co to wkroczyli do Polski, ojciec nosił konspiracyjne gazetki w ukryciu przez Niemcami,  a ja już jako sześciolatek przemycałem kamaszki Made in Czechoslovakia. Czy można w takim kraju być normalnym ?

Polska granica południowa uchodziła za obsadzoną najbardziej złośliwymi urzędnikami granicznymi i to z obydwu stron. Najlepszym "dowcipem" stosowanym przez czeskich pograniczników było nakazanie golenia wąsów i brody w przypadku, gdy delikwent w paszporcie miał zdjęcie w stanie ogolonym. Czasem cała wycieczka czekała, aż przysłowiowy Pan Mietek zgoli swój półroczny zarost, żeby autokar mógł wkroczyć na terytorium Czechosłowacji. Oczywiście polscy celnicy mieli swoje pomysły na odrobinę rozrywki przy takiej nudnej robocie. 

Co ciekawe jeszcze w kwietniu 2004 roku czyli na miesiąc przed likwidacją posterunku celnego na przejściu granicznym Kudowa Słone – Nachod  polski celnik z niebywałym zaangażowaniem szukał w moich bagażach ponadplanowej butelki alkoholu, której znalezienie skwitował taką radością jakby  trafił w toto-lotka szóstkę.

Butelkę zarekwirował ze wszystkimi szykanami czym zmusił mnie do ponownej wizyty w Czechach celem jej dokupienia. Kiedy dwa miesiące później przejeżdżałem przez to samo przejście graniczne pozbawione już celników nie mogłem się powstrzymać przed opowiedzeniem tej historii sprawdzającemu moje dokumenty żołnierzowi. Za kolejne 4 lata na tym samym  na przejściu nie było już  nawet żołnierzy od sprawdzania dokumentów.

Doceńcie młodzi przyjaciele w jakich czasach żyjecie.

I na tym zakończmy opis  granicy południowej.

W kolejnej dobranocce -  granica największej przyjaźni międzypaństwowej  czyli granica z ZSRR.

Dobranoc droga młodzieży.

 

Algirdas67
O mnie Algirdas67

Już szron na głowie już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj....

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura