Wraz z odżywającym salonem odżywa też Lewiatan obudzony komentarzem Wojciecha Wybranowskiego, któremu jako uwieńczenia zmian w salonie brakuje usunięcia mnie z niego. A skoro potwór już się obudził, to wraca do propagowania liberalnego zepsucia, udowadniając, że nie należy wywoływać wilka z lasu, bo a nuż naprawdę wyjdzie. :)
Aby przerwać milczenie wywołane lekkim nadmiarem pracy skłonił mnie też nius, którego - dla mnie radosny - wydźwięk dobrze ilustruje czym tak naprawdę jest liberalizm. Otóż brytyjski rząd zdecydował, że edukacja seksualna we wszystkich szkołach będzie obowiązkowa. Mało liberalne prawda? Na dokładkę wkurza mnie przesadyzm, czyli edukowanie już od 5 (sic!) roku życia. Jednak zanim zerwie się burza protestów przeciwko deprawacji młodych Brytyjczyków, trzeba dodać jeszcze trzy ważne informacje.
1. Rodzice mają pełne prawo nie puścić dziecka na te zajęcia.
2. Szkoły o profilu religijnym, czyli np. katolickie, mogą umieścić tą edukację w kontekście zgodnym z wyznawanymi wartościami, czyli np. krytykować antykoncepcję, homoseksualizm i seks przed ślubem.
3. Program Personal, Social and Health Education (PSHE) zawiera również takie elementy jak zarządzanie własnymi pieniędzmi, bezpieczne korzystnie z sieci i zasady radzenia sobie ze szkolną przemocą.
Oczywiście można tu zaatakować sam koncept edukacji seksualnej jako nieskuteczny, ponieważ statystyki na temat ciąż u nieletnich w Wielkiej Brytanii mówią same za siebie. Jednak wciąż myśl stojąca za argumentami przeciwników, czyli że niewiedza jest błogosławieństwem, a wiedza szkodzi jest dla mnie nieakceptowalna.
Według danych z 2001, gdy jeszcze liberalne zepsucie nie zakorzeniło się w naszym społeczeństwie 22% badanych młodych polskich kobiet w czasie pierwszego stosunku zastosowało stosunek przerywany, a tyle samo nie zastosowało żadnej metody antykoncepcji. Owocuje to często aborcją albo ciążą, wymuszonym małżeństwem i... rozwodem, bo rozpada się 80% takich "związków". Jak by nie patrzeć, tylko w 2000 urodziło się 2 żywych dzieci 12-latkom, 9 kolejnych 13-latkom, a już 50 ich rok starszym koleżankom. I to też nie są dobre statystyki.
Dodatkowo, w czasach, gdy nawet kościół dostrzega wagę udanego życia seksualnego, warto się też zastanowić, czy ilości sfrustrowanych impotentów i kobiet, które porzucają życie seksualne z powodu negatywnych doświadczeń i niewiedzy nie są równie ważne co ilość ciąż u nastolatek. Niestety, dla wszystkich fundamentalistów, seks jest tak samo integralnym elementem ludzkiego życia jak oddychanie, picie i jedzenie.
Jednak to nie sama edukacja seksualna jest clu tekstu, lecz wybór dany rodzicom i szkołom. Z mojego punktu widzenia salomonowa decyzja brytyjskich władz kończy na wyspach spór o edukację seksualną, ponieważ oddaje decyzję w tej sprawie rodzicom, a później szkole do której - z pełną świadomością jej ideowej orientacji - posłali swoje dziecko.
Wilk syty, bo chętni by wychować swoje pociechy w liberalnym zepsuciu mają taką możliwość i owca cała, ponieważ religijni rodzice mogą swoje dzieci przed tym uchronić lub wybrać szkołę, która wytłumaczy co to jest gumka, jak jej użyć i wyjaśni, że jest zła. :) Żadna z grup nie jest dyskryminowana mogąc wychować swoje dziecko zgodnie ze swoim systemem wartości, które pociecha najprawdopodobniej później oleje i wytworzy sobie z wiekiem własny, aby w podobny sposób próbować ukształtować własne dzieci.
Przy okazji unikamy moralnego totalizmu charakterystycznego dla maniakalnych zwolenników demonstrowania dzieciom wibratorów i katolickich zwolenników teorii, że za masturbację trafia się po śmierci do piekła.
Fajnie, nie?
