Rządowa "Rossijskaja Gazieta" postanowiła skomentować ostatnie wyskoki Stephana Mulla, negocjatora ze strony USA w sprawie tarczy rakietowej. Z widoczną satysfakcją pisze, całkiem udatnie opisując aktualną postawę USA w sprawie tarczy: "Jednemu polskiemu marzeniu nie dane będzie się spełnić. Waszyngton przerwał lot fantazji Warszawy. Dał jasno do zrozumienia, że nie będzie dawać swojemu sojusznikowi drogich prezentów w odpowiedzi na wyrachowaną przyjaźń. Wprost przeciwnie - zmusi Polaków, by się poważnie wykosztowali".
Od konkretów przechodzi do komentarza: "
wygląda na to, że polskie władze jeszcze dobrze pamiętają 'piękne' czasy, gdy ZSRR praktycznie nieodpłatnie dosłownie zasypywał swoich wschodnioeuropejskich satelitów wyposażeniem dla fabryk, sprzętem dla rolnictwa i - co najważniejsze - najnowszymi modelami broni". Może to wywoływać nasz pobłażliwy uśmiech, lub zgrzytanie zębów, ale znajomi, którzy mieli okazję zwiedzić Rosję twierdzili, że przeciętny Rosjanin tak własnie postrzega "przyjaźń" Polsko-Radziecką, czyli faktycznie Polsko-Rosyjską, bo wszyscy wiemy kto rozdawał karty w "partnerskim" Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Szczęśliwie, mimo szkodliwych wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego, który
śpiewał unisono z amerykańskim negocjatorem, sytuacja nie jest tak zła, jak przedstawia ją rosyjska gadzinówka. Opierając się na cytowanych przeze mnie wcześniej wypowiedziach Mulla, gazeta twierdzi, że "
Mullowi prawdopodobnie zlecono, by nagłośnił ostateczne stanowisko Białego Domu". Jednak,
jak donosi "Rzeczpospolita", sam Stephen Mull wycofuje się z ostatnich - niemal obraźliwych - wypowiedzi rakiem.
Na dzisiejszej telekonferencji z polskimi korespondentami w Waszyngtonie amerykański
negocjator sugerował, że jego wypowiedź dla agencji Reutera, że Polska "
ma marzenia" odnośnie do amerykańskiej pomocy - sugerująca, że polskie postulaty są nierealne - była wynikiem przejęzyczenia, albo została przekręcona przez agencję. "
Nie lubię tego terminu: marzenia. Nie użyłem tego tak dokładnie" - dodał. Zapytany wprost, czy uważa polskie żądania za nadmierne, odpowiedział: "
Tego bym wcale nie powiedział. Żałuję, że stworzyło to takie wrażenie", podała "Rzeczpospolita".
Nie oznacza to jednak, że USA składa broń i postanowi nam zapłacić za umieszczenie tarczy na naszym terytorium adekwatnie do niesionych przez nią ewentualnych zagrożeń. Mull wciąż podkreśla, że większość kosztów modernizacji naszego systemu obrony powietrznej będziemy zmuszeni pokryć sami i daje mgliste obietnice pomocy w "w dłuższej perspektywie", warte nie więcej niż taśma na jaką je nagrano. Przypomina rónież, że USA przeznaczyło 27 mln na pomoc wojskową dla Polski w tym roku. Dla porównania, za 48 salmolotów F-16 zapłacilismy niemal 3,5 mld dolarów, co dawało by około 73 mln na samolot, a koszt szkolenia jednego pilota-instruktora, to około 3,2 miliona.
Jedyna rada, to nie dać się zastraszyć i twardo obstawać przy swoim. Rosjanie wciskali nam swoje zabawki na siłę wraz z żołnierzami. Stany za bazy na naszym terenie mają nimi zapłacić. "Rossijskaja Gazieta" słusznie pisze o "zmianie patrona". Tylko że z nowym nie musimy prowadzić negocjacji z klęczek, więc nie padajmy na kolana z własnej woli.