Kilka dni temu CBA zatrzymało byłego senatora PiS Jarosława Chmielewskiego. Oskarżono go o ustawianie wielomilionowych przetargów w Opolskim. "Dziennik" ustalił, że prokuratura i CBA wiedziały o tym już rok temu!
Od początku byłem zwolennikiem istnienia CBA, mimo uzasadnionych wątpliwości, że może zostać wykorzystane w celach politycznych. Mimo faux pass Kamińskiego, który mógł być posądzony o sprzyjanie PiS, gdy ujawniano sprawę Sawickiej, podtrzymywałem tą opinię. Zwłaszcza, że o konieczności istnienia CBA przekonały mnie do reszty właśnie słowa Sawickiej, gdy mówiła o węszących wszędzie agentach.
Okazuje się jednak, że wbrew moim obawom CBA nie rozróżniała przestępców według przynależności partyjnej. Od tego była prokuratura pod rządami Zbigniewa Ziobry. Wskazuje na to, cytowana przez "Dziennik" wypowiedź pracownika CBA, który stwierdził, że w sprawie Chmielewskiego: "wielokrotnie składaliśmy plany śledztw z listami osób do zatrzymania. Prokuratura nie wydawała jednak żadnych decyzji".
Podobne "opóźnienia" można było odnotować również w sprawie zatrzymania Lipca, mimo że Ziobro w innych sprawach działał błyskawicznie. Na przykład, skazując skorumpowanego dr. Mirosława G. za morderstwo, zanim jeszcze rozpoczął się proces. O innych wpadkach, jak ujawnianie akt prokuratury Jarosławowi Kaczyńskiemu, już nawet nie wspomnę.
Co ciekawe, sprawa jest odpryskiem słynnej afery gruntowej, która doprowadziła do dymisji ówczesnego wicepremiera Andrzeja Leppera, a w konsekwencji, do upadku rządu PiS. "Dziennik" podał, że:
Śledczy ustalili m.in., że b. senator PiS załatwił pracę w firmie Dialog Andrzejowi Kryszyńskiemu i Piotrowi Rybie, dwóm bohaterom afery gruntowej. Ale nie zrobił tego bezinteresownie. W zamian, jak zeznają Kryszyński i Ryba, ustawiali przetargi w "Dialogu" pod jego dyktando. Obaj zostali aresztowani w lipcu 2007 r. po wzięciu od agentów CBA kontrolowanej łapówki za odrolnienie ziemi na Mazurach. Zaraz potem zaczęli ujawniać szczegóły polityczno- biznesowych układów w firmie Dialog.
Ironią jest, że Chmielewski będąc w 2005 roku jednym z najuboższych parlamentarzystów Opolszczyzny, był wręcz ideałem członka PiS. Deklarował w oświadczeniu majątek w wysokości 98 tys. zł. i najwyraźniej nie był posiadaczem /przyjacielem wielkiego biznesu, ani Lwem Salonowym (mowa oczywiście o salonach III RP). Był też na tyle zaufanym członkiem PiS, że powierzono mu delikatną misję zwerbowania Sandry Lewandowskiej po sławetnym kryzysie.
W rozmowie z posłanką stwierdził:
Masz zapewnienie od Andrzeja Diakonowa, że jesteś w naszych strukturach i nikt nie jest w stanie nic ci zrobić. Wchodzisz do opolskiego PiS z ludźmi, których przeciągniesz. Będziesz pod opieką moją i Andrzeja. Pomyśl o Polsce. Jak Platforma przejmie władzę, będzie ten sam geszeft co do tej pory. Przechodź do nas, bo polegniecie, nie idź w zagładę z Lepperem. Myśl o Polsce i o sobie.
Jak widać, geszeft był i bez Platformy.
