Andrzej Kostarczyk Andrzej Kostarczyk
1086
BLOG

Czy Prezydent Komorowski zrekonstruuje rząd?

Andrzej Kostarczyk Andrzej Kostarczyk Polityka Obserwuj notkę 18



Gdyby na podstawie tematów przyciągających uwagę mediów sądzić o stanie państwa, można by dojść do wniosku, że żyjemy w szczęśliwym kraju. Skoro najważniejsze jest dla nas, jak zagłosuje poseł Kłopotek, ile marszów przetoczy się z okazji 11 listopada, co kto powiedział w sprawie pedofilii w Kościele, itp., rodzi się domniemanie, że z resztą problemów radzimy sobie doskonale. Tymczasem o sprawie, która może na naszą zieloną wyspę w nieodległej przyszłości sprowadzić nieomal grecki kataklizm, cicho. Chodzi oczywiście o budżet, który wisi na coraz cieńszym włosku, dotyczących OFE, orzeczeń konstytucjonalistów. Gdyby jego losy zależały od większości sejmowej, Donald Tusk mógłby spać spokojnie, na Wiejskiej nikt na prawdę nie chce skrócenia kadencji. Niestety w Trybunale Konstytucyjnym obowiązują inne zasady i kupić przychylności sędziów raczej się nie da.

 

Do końca stycznia uchwalony przez Sejm budżet musi trafić na biurko Prezydenta. Projekt budżetowy, w wersji ministra Rostowskiego, zakłada przekierowanie lwiej części wpływów z OFE do kasy państwowej. Wielu konstytucjonalistów, KNF, Prokuratoria Generalna. a nawet centrum legislacyjne rządu wskazują na uchybienia prawne tego zabiegu. Czy Prezydent zgodzi się złożyć podpis pod budżetem zagrożonym negatywnym werdyktem Trybunału Konstytucyjnego? W ten sposób przyjąłby na siebie współodpowiedzialność za nieodpowiedzialną politykę finansową rządu. Pewnie wolałby tego uniknąć. Tym bardziej, że istnieje bezpieczniejszy wariant. Rząd mógłby się wycofać z reformy OFE, a w zamian uzyskać wieloletnie zawieszenie transferów do tych funduszy. Jest to, zdaniem niektórych doradców, mniej ryzykowna opcja. Trzeba poczynić do tego istotną uwagę: mniej ryzykowna dla budżetu, lecz nie dla premiera. Musiałby on bowiem otwarcie przyznać, że awantura, jaką toczył o OFE, nie wynikała z troski o emerytów, lecz stanowiła rozpaczliwą próbę ratowania budżetu, zagrożonego wskutek, uprawianej latami, kreatywnej księgowości ministra Rostowskiego.

 

Donald Tusk przetrwał bez uszczerbku dla siebie katastrofę smoleńską. Katastrofa finansów publicznych to jednak o jeden most za daleko. Jego pozycja uległaby wskutek tego blamażu dramatycznemu osłabieniu, zmuszając go prawdopodobnie do opuszczenia zajmowanego urzędu. Czy Platforma Obywatelska przetrwałaby to trzęsienie ziemi?

 

Pojawiają się pogłoski, że Prezydent Komorowski usiłował nakłonić premiera do przekazania sterów jednemu z wybitnych, związanych z Platformą polityków. Miałby on stworzyć rząd przejściowy i przygotować zrekonstruowane PO do przedterminowych wyborów. Nie trzeba dodawać, że nie taką rekonstrukcję rządu ma na myśli Donald Tusk.

 

Bez względu na to, ile jest prawdy w tych spekulacjach, nie ulega wątpliwości, że dzwonki alarmowe w Belwederze sygnalizują stan alarmowy. Rozpadająca się Platforma stanowiłaby słaby punkt oparcia dla starającego się o reelekcję Prezydenta.

 

Niepokoi się Prezydent, niepokoi się opozycja, choć targają nią tak zwane mieszane uczucia. Żadna z partii opozycyjnych nie ma nawet wstępnego scenariusza, jak rozwiązać budżetową łamigłówkę, jeśli premierowi nie uda się skok na OFE. Nie daj Bóg któraś z nich musiałaby już w przyszłym roku zmierzyć się z przepastną dziurą budżetową. Dlatego z ław opozycji idą ku niebu ciche modlitwy, aby Donaldowi Tuskowi się udało. I tak całe odium spadnie na niego, a pieniądze z OFE uwolnią na kilka lat wszystkich od wysiłku radykalnej sanacji finansów publicznych.

 

Może te modlitwy zostaną wysłuchane. Premier uratuje budżet i dożegluje do końca kadencji. Opozycja odetchnie z ulgą, media będą dalej zajmować się ulubionymi tematami. Społeczeństwo nie zazna dotkliwych podwyżek podatków i skutków cięć wydatków. Znów rozlegnie się nasza ulubiona pieśń „Polacy, nic się nie stało”. Podobnie śpiewali Grecy przez cała dekadę, uciekając, w pięknych okolicznościach przyrody, przed rzeczywistością. Premier, a wraz z nim cała klasa polityczna, opanowali tę sztukę do perfekcji. Tym razem jednak rzeczywistość zbliżyła się na wyciągnięcie ręki. Może nas dopaść na sali Trybunału Konstytucyjnego. Już niebawem.

 

Andrzej Kostarczyk

Wiceminister spraw zgranicznych w rządach Bieleckiego, Olszewskiego. Poseł Porozumienia Centrum i Ruchu dla Rzeczpospolitej w latach 1991-1993. Potem bezpartyjny. Wydawca książek z dziedziny politologii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka