Rzadko piszę o sporcie… Skłamałem. Próbuję napisać coś na kanwie sportu po raz pierwszy. Okazało się jednak, nie po raz pierwszy zresztą, iż sport może być niezłym antidotum na polityczną traumę. Odwieczny temat ,,ruskich". W politycznej zręczności biją nas na głowę. Może i Tusk chciałby być przyjacielem Putina. Może nawet chciałby być Putinem w biegłości politycznej sztuki. W rzeczywistości jednak bardziej mi pachnie Łukaszenką. Chociaż i jeden i drugi (Rusek i Białorusin) znajduje się po ciemnej stronie mocy. A dla Polaków wybór pomiędzy Tuskiem-Putinem a Tuskiem trzymającym białoruskie standardy to jak wybór pomiędzy tyfusem a dżumą.
Ale miało być o sporcie…Pamiętam (z opowieści mojego Ojca) piłkarski bój na śmierć i życie w roku bodajże 1957. Mecz Polska-Związek Radziecki i dwie cudowne bramki Gerarda Cieślika. A przecież niezwyciężony ZSRR miał Polskę roznieść w Chorzowie. Nie mieli jednak ,, ruscy” pojęcia, co znaczy dla Polaków z jednej strony to upokorzenie narodowym sowieckim zniewoleniem i z drugiej szansa na katharsis, czyli wygraną w sportowych rozgrywkach. A do tego mieliśmy Cieślika i Szymkowiaka. (fantastyczny bramkarz). 4 lata później bramka Ernesta Pola dała nam znowu zwycięstwo. A potemj był jeszcze rok 1972 na olimpiadzie w Monachium i znowu 2:1 z ZSRR w piłkę kopaną. Pamiętacie cudowne wejście Zygi (Zygfryda Szołtysika) pod koniec meczu, gdy przegrywaliśmy na olimpiadzie 0:1? Zyga (poprawka Łysego Nurka:) pozdrawiam) strzelił bramkę, Deyna dorzucił jedną z karnego i…pamiętam to poczucie dumy i szczęścia, że wygraliśmy i dokopaliśmy Ruskim. Był jeszcze słynny hokejowy mecz – 6:4 w Katowicach. Istny cud katowicki. Bo przecież Rosjanie byli w hokeja dominatorami. Później w Moskwie ten słynny gest Kozakiewicza… Sport mieszał się z polityka nieustannie…
Od tego gestu minęło 31 lat. Rzadko mieliśmy okazję poczuć smak triumfu z ,,ruskimi”. Owszem były jakieś pojedyncze zwycięstwa lekkoatletów. Było 3:2 w siatkówkę. Ale to wczorajsze 3:2 Legii spowodowało, że chciało mi się sięgnąć do klawiatury, by przypomnieć te rzadkie chwile narodowej dumy. Gdyż wygrać z Rosjanami to czasem lepiej niż wygrać w totka. Bo forsa się rozejdzie, a posmak zwycięstwa nad ,,ruskim” pozostanie już na zawsze. Tak jak legendarne już dziś zwycięstwo z golami Gerarda Cieślika. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Ojca, gdy mnie, kilkuletniemu chłopakowi kopiącemu w szmaciankę opowiadał o Victorii 1957. A przy okazji wspomniał mi po raz pierwszy o Piłsudskim i roku 1920 nad Wisłą. I tak już mit Piłsudskiego i duma w chwilach, gdy nasi leją wschodniego tyrana pozostał w rodzinie Lejów do dziś. I dlatego dotknąłem dziś klawiatury…