Przez ostatnich kilka lat Kaczyński prowadził politykę dezintegracji narodu polskiego, dzieląc ludzi na tzw. prawdziwych Polaków (to ci głosujący na PiS) oraz nie-Polaków (głosujący na konkurencję). Zrezygnował z tej retoryki na czas kampanii prezydenckiej ale po klęsce powrócił do niej ze zdwojoną siłą. Takiej ilości jadu i piramidalnych bzdur jak podczas ostatnich powyborczych tygodni nie było nigdy w polskiej polityce. Czasami miałem wrażenie, że w PiSie trwa konkurs kto najbardziej opluje Polaków za to, że wybrali Komorowskiego, a nie "prezesa".
Oczywiście każda akcja wywołuje reakcję, agresja jest źródłem agresji. Poseł Palikot kilka dni temu zauważył, że język nienawiści Kaczyńskiego może spowodować, że jakiś szaleniec dokona zamachu na Komorowskiego. Okazało się, że szaleńcem okazał się jeden z opluwanych przez Kaczyńskiego i dokonał zamachu na biuro europosła PiS. "Prezes" ma na rękach krew kolejnych ludzi - czy spowoduje to zmianę jego retoryki? Śmiem w to wątpić.
