dAquin dAquin
41
BLOG

Co powinien zrobić Kaczyński

dAquin dAquin Polityka Obserwuj notkę 13

 To pytanie staje w tym czasie bardzo wyraźnie. Powódź odwróciła zainteresowanie ludzi od Tragedii Smoleńskiej. To, co niosło do tej pory Kaczyńskiego, a co nazywałem tu „duchem”, straciło jakby swą dynamikę i swą wyrazistość. Tusk wsparł Komorowskiego, a tamten trzyma się Tuska i korzysta z jego „uroku”. Sondaże – jeśli ktoś w nie wierzy – zdają się potwierdzać utratę przez Kaczyńskiego inicjatywy w tej kampanii. Co się zatem dzieje? Czy przebudzenie ducha, którego byliśmy świadkami i w którym uczestniczyliśmy, wydarzyło się po nic? Czy daliśmy się zwieść chwilowym emocjom, nadając im nazbyt wzniosłe znaczenie? Czy zatem polityka nie jest tym, czym wydawało się nam, że jest? Czy jest zaledwie czymś banalnym, jednowymiarowym, zupełnie doczesnym? Czy jest rodzajem walki rynkowej, walki o konsumenta, która toczy się między firmami wyborczymi o to, kto najlepiej sprzeda swój produkt, czyli siebie samych? Inaczej mówiąc, czy chodzi o polityczną zręczność, jako że to dzięki niej Kaczyński (i jego sztab) wykorzystał Tragedię Smoleńską i to dzięki niej teraz Tusk (a z nim Komorowski) rozgrywa inną tragedię – powódź?

 Takie pytania stają przed nami. I są to całkiem zasadnicze pytanie o politykę, o jej sens i cel. Te pytania muszą, a przynajmniej powinny stanąć przed Kaczyńskim, któremu samo życie (a dokładnie życie naznaczone tragiczna śmiercią tych, których kochał) je zadaje? Tusk z Komorowskim już mają na nie odpowiedź. Robią wszystko, aby „rozbroić” przebudzonego w ludziach „ducha”, aby przejąć władze nad ludzkimi uczuciami i skierować je w stronę powodzian. Współczucie przeciw współczuciu. To, które przekroczyło wymiar śmierci i które przestało się jej bać, ukazując nadprzyrodzoną głębię wydarzeń, przeciw temu, które broni się przed śmiercią, nie mając na nią zgody, i które skierowuje ludzką uwagę na to, co tu i teraz, czyli na to, co nieprzezwyciężalnie doczesne. Oto podskórny spór, który się teraz toczy. Walka duchowa.

 Co powinien zrobić zatem Kaczyński, jeśli chce być dalej niesiony przez „ducha”, jeśli ciągle wierzy w niego, jeśli kiedykolwiek w niego wierzył? Przede wszystkim nie słuchać tego, co przychodzi z zewnątrz, a głównie speców od prowadzenia kampanii. Odpowiedź znajduje się w nim samym. I ona rządzi wszystkimi i wszystkim, rządzi, bo ma moc rządzenia światem. Tu nie chodzi o wybory prezydenckie. Tu nie wiadomo, o co chodzi naprawdę. Może trzeba będzie te wybory przegrać, a może przyjdzie je wygrać? Czy „duch” zwycięży przez naszą ludzka wygraną, czy przez przegraną, to jakby jego rzecz. Tu jest ważne, aby włączyć się w powiew tego, który wieje. W jego powiew rządzący nami. Bo „duch” – wiemy to skądinąd przecież – wieje tam, gdzie chce, i tylko szum jego słyszysz.

   Bliźniaków jest ciągle dwóch, a ich więź rozpostarta jest teraz między światem doczesnym a tym, co ostateczne i trwałe. Jarosław Kaczyński w najważniejszej części swego serca nie jest już stąd. I tego musi się trzymać. Miłości do brata. Więzi, którą ona tworzy. To jest drogowskaz. Nie robi tu niczego za brata, niczego nie jest mu winien. Nie musi dokańczać jego dzieła, ani wypełniać jego misji jako prezydent. Ma kochać brata i to, co wraz z nim dotąd kochał. Nie wolno mu liczyć się z niczym, co tą miłością nie jest.

 By tak się działo, Kaczyński musi być teraz często sam. Bo paradoksalnie tylko tak nie będzie samotny. Tylko wówczas bowiem, gdy jest sam, kontaktować się może z tym, co najważniejsze w jego sercu. Toczy się walka większa niż te wybory. Nie umiemy zobaczyć, o co naprawdę tu chodzi. Nikt z nas tego nie wie. Widzimy jedynie małe fragmenty. Na miarę tego, co może zobaczyć człowiek. Jeśli Kaczyński zacznie grać politycznie i nawet jeśli polityczną grę na strategie wyborcze wygra, to tak naprawdę tę ukrytą, a zarazem najbardziej rzeczywistą walkę przegra. Bo zbanalizuje to, co go wyniosło i nadało znaczenie. Jeśli zacznie robić coś, nie z bratem, ale dla brata, nawet jeśli będzie to coś bardzo szlachetnego i po ludzku pięknego, straci swoje najważniejsze odniesienie, straci w pewnym sensie wszystko.
 

 Jarosław nie jest większy od Lecha przez to, że żyje tu z nami, podczas gdy Lecha tu z nami już nie ma. Jest dokładnie odwrotnie, on jest przez to mniejszy od brata. Nie on bratu, ani nawet nie on sobie samemu wyznacza teraz zadania. I nie jemu Lech będzie meldować ich wykonanie. Role się odwróciły. Jeśli „duch” chce, aby Jarosław był prezydentem, on nim zostanie. Jeśli ma być premierem, podobnie. Trzymać się serca, które przekracza to, co doczesne – oto co powinien zrobić Jarosław. Wszystko inne wydarzy się samo. W najważniejszej walce naszego życia nie zwyciężamy bowiem naszą siłą.

 

dAquin
O mnie dAquin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka