Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski
132
BLOG

Dwa spotkania klasowe

Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski Kultura Obserwuj notkę 2

W oststnią sobotę karnawału przybyłem do Bydgoszczy, by spotkać się z przyjaciółmi, koleżankami i kolegami z jednej z moich licealnych klas. Spotkanie umawiane wcześniej, wyczekiwane. Napięcie przed nim rosło jak w dzieciństwie przed Bożym Narodzeniem.  Z niektórymi serdecznymi kolegami i koleżankami nie widzieliśmy się blisko 19 lat. Z innymi, jak choćby z Maciejem i Sebastianem widywałem sie prawie za każdym razem, gdy na dzień, dwa wpadałem do Bydgoszczy, miasta, w którym spędziłem kawał mego życia, i to taki znaczący, z zawiązanymi wówczas przyjaźniami, które trwają do dziś, z wielkimi młodzieńcymi odkryciami literackimi, intelektualnymi, z fascynacją teatrem i filozofią.

Dlatego z nimi dwoma, i jeszcze ze Sławkiem, który też należy do Przyjaciół i z którym gdzieś w różnych miejscach się spotykałem przez te lata, umówiliśmy się na Starym Rynku. Dla dziewczyn chcieliśmy zdobyć kwiaty, no i pogadac chwilę.

Trzeba wiedzieć, że Sebastian to fascynat historii Bydgoszczy. Fascynat z gatunku maniakalnych. Twórca dwóch muzeów, załozyciel fundacji, stowarzyszeń, wychowawca, którego w Bydgoszczy wszyscy znają. Stoimy sobie zatem na Starym Rynku tuż przed spotkaniem, a ja zapytałem go o Pierzeję Zachodnią, którą Seba chce odbudowywać, bo bez niej Bydgoszcz jest oszpecona, zburzyli ją Niemcy w czasie II wojny z powodów duchowych, a komuniści z tych samych powodów nie pozwalali myśleć o jej odbudowie. Zapytałem i zaraz się zaniepokoiłem, że nie zdążymy na spotkanie, bo Seba nagle stał się jeszcze bardziej ożywiony niż zwykle, porzucił stateczność swoich gestów i postawy, zaczął machać swoimi długimi rękoma, chodzić wielkim krokami, pokrzykiwać, pomstować na socjalistów, wychwalać ojców naszego miasta z dawnych lat, a z tego jego ozywienia wyłaniała się inna Bdgoszcz - piękna, niedzisiejsza. Była w nim i on ją przed nami budował.

Na zabawie Seba był duszą towarzystwa. Spotkaliśmy się następnego dnia, u Sławka. Seba był nieco skruszony z powodu niektórych swoich, jak twierdził, zbyt swawolnych, zachowań z poprzedniego wieczoru. Musicie mnie zrozumieć - mówił. Nie lubię w życiu tak na ćwierc gwizdka, bułkę przez bibułkę. Bo wiecie, psychisznie jestem ułanem - lubię rozmach i życie na całość.

W tej swej skrusze rozbawił nas do łez. Do dziś niektóre mięśnie bolą mnie od śmiechu.

Ale wieczór już był mocno zaawansowany, zbieraliśmy się do wyjazdu do Warszawy. Seba zabrał się z nami. Odwiozłem go do domu, żegnaliśmy się wylewnie i po męsku. Po ułańsku.

Dziś znowu jestem w Bydgoszczy. Znowu mamy spotkanie klasowe. Przy trumnie Seby. Zmarł zaraz po tym, jak się rozstaliśmy. Zupełnie spokojnie. Ten pełen życia człowiek położył się i umarł.

Wiem, że Pan Bóg kocha wszystkich, ale szczególne ma względy wobec fascynatów (zwłaszcza typu maniakalnego), ułanów i rycerzy wszystkich epok. Seba był rycerzem. Szarmancki wobec kobiet, nie znający przeszkód na drodze do dobrych celów, ciągle tych celów wypatrywał, ciągle przekraczał siebie. Dążył do czegoś, co wyżej od niego w herarchii bytów, co może słyżyć innym. A przy tym niespotkanie wyrozumiały wobec słabości, grzechu i upadków innych. Wobec ich niewiedzy i braku zapału. Nie gorszył się tym i nie utyskiwał.

Proszę Pana Boga, by Seba dostał galowy, ułański mundur, wspaniałą szablę, czako i rumaka rączego. Niech wraz z innymi chwali Ciebie - Dawcę wszelkiego dobra (dobra, które tak obficie objawiało się w Seby zyciu,które z takim zapałem i uporem realizował) na wieki wieków.

arob@hot.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura