atanazy-bazakbal atanazy-bazakbal
377
BLOG

Pięć lewatyw dla Władcy Piekieł

atanazy-bazakbal atanazy-bazakbal Kultura Obserwuj notkę 0

Przyznaję, pisząc o Nergalu mogę być nieobiektywny, zawsze wolałem Vadera. Co prawda w czasach, kiedy słuchałem metalu, tego typu rzeźnia nie była moim ulubionym gatunkiem, ale miło wspominam takie utwory jak Carnal, albo niektóre albumy (Future of the Pastchociażby). Co się tyczy pana Darskiego, który dzięki mediom i rozmaitym publicznym krytykom wyrósł na naczelnego satanistę RP, to nigdy nie byłem jego fanem, ani mi jakoś specjalnie nie przeszkadzał. Behemotha nie słuchałem, chyba że przypadkiem, nie licząc legendarnych Lasów Pomorza, pieśni cieszącej się wśród znajomych zasłużonym kultem pierwszorzędnego kabaretowego performensu. Ludzie osłuchani w tego typu rzeźniach mówili mi, że Behemoth jest dobry i na poziomie, nie mam powodów, żeby im nie wierzyć. Tyle, że odmiana muzyki, którą pan Darski tworzy i wykonuje nie należy do moich ulubionych, więcej – wydaje mi się, że nie jest szczególnie ważna dla muzyki w ogóle, ciekawsze zdarzają się w popie, rocku, elektronice, jazzie i metalu (używam tych etykiet umownie, ten podział nie ma wielkiego znaczenia). W ciężkim graniu (z zespołów w miarę młodych i jeszcze żyjących) są przecież Isis, Mastodon, Meshuggah, Norma Jean, Blindead i pewnie jeszcze kilka innych ciekawe grup. Jakkolwiek wydaje mi się, że większym szacunkiem i popularnością w Polsce cieszy się Behemoth (i jemu podobne) - podtrzymuję przy okazji tezę, że polscy fani rocka/metalu mają przeważnie gusta szczere i szlachetne, ale przy tym dość konserwatywne.

 

Kim jest właściwie ten Nergal? Sięgając do sumeryjskich i babilońskich wierzeń jawi się nam ta postać jako jeden z tych demonicznych skurwysynów, negatywnych, „złych” bóstw zaludniających mitologie chyba wszystkich bez wyjątku kultur. „Rozwścieczony”, „Mocarz” – imię brzmi odpowiednio groźnie, ale Nergal, będący władcą piekieł prawdopodobnie był pierwotnie dobrotliwym bóstwem solarnym. Natomiast w swoim demonicznym, destrukcyjnym wcieleniu zajmował się przede wszystkim rozsiewaniem zarazy i chorób. Gdyby Doda, będąc w związku z Nergalem zechciała zadbać o symboliczną kompatybilność ze swoim chłopakiem zmieniłaby pseudonim sceniczny na Ereszkigal (albo Laz). Partnerka Nergala była „Panią Piekieł”, noszoną na tronie przez demony. Ukrywała źródło życia, którego woda mogłaby ożywić umarłych, także w porównaniu ze swoją sympatyczną, puszczalską siostrą Isztar – była postacią groźną i dla ludzi nieżyczliwą.

 

Wróćmy do pana Darskiego - przed laty Nergal był znany jedynie w swoim stylistycznym getcie (nie tylko polskim), od czasu do czasu Wprost, Polityka, czy jakiś inny Niusłik rąbnął artykuł o krajowej muzyce, wspominając przy tym, że polskie metalowe kapele grają z powodzeniem w Wielkim Świecie i cieszą się tam sporą popularnością. Ale z takich wzmianek nie bierze się przecież popularność wśród tzw. ludu – ta bierze się z internetu, tabloidów, a nade wszystko z telewizji. A w jaki sposób trafił tam lider Behemotha? Prosta odpowiedź: z powodu swojej popularnej i znanej (byłej) kobiety – ujmując to metaforycznie: Pan Nergal wjechał do polskiego świata szołbiznesu na grzbiecie Pani Dody. Jeżeli dla niego był to wjazd tryumfalny (co w niusłikowym wywiadzie sugeruje jego znakomite samopoczucie) – niech mu będzie. Dla mnie wiąże się to z nieco zabawną obserwacją - oto nagle, moi znajomi z okolic wiejskich, nie mający z metalem nic wspólnego zaczęli o Nergalu rozprawiać, ta postać zaistniała w ich świadomości, więcej – nawet mnie o niego pytali, pamiętając, że kiedyś miałem długie włosy i chodziłem w koszulce Opeth (to nie była moja jedyna koszulka, poza tym przysięgam, że zawsze chodziłem w wypranych). Pewna sympatyczna młoda dama z Prowincji, z którą miałem przyjemność rozmawiać wspominała o Dodzie i jej facecie, wyrażając przy tym pewne zniesmaczenie, zdziwienie i takie niewielkie przerażenie, związane z imidżem scenicznym Nergala (widziała to w necie, w jakimś teledysku). Możliwe, że podobną mieszanką przestraszenia i zniesmaczenie reagowały kiedyś wiejskie dzieci na opowieści o diabłach, strzygach i innych bohaterach ludowej demonologii. To zresztą skłoniło mnie do wniosku, że o ile rzeczywiście Nergal trafi pod strzechy, to raczej jako kolejne wcielenie diabła z chłopskiej mitologii, niż w charakterze jakiegoś Antychrysta, za którego przesłaniem masy pójdą tysiącami. Chciałem uspokoić tych katolików, którzy boją się wpływu Nergala na lud w telewizor patrzący – nie lękajcie się, w parafiach, w których ogląda się ten telewizyjny szoł (niestety nazwy nie pamiętam) nie dojdzie jakieś zbiorowych apostazji, nie ma obawy. Uspakajam z sympatii, bo bardziej was (zaniepokojonych dewotów) lubię, niż skretyniałych antyklerykałów i pseudo-mistycznych ćwierć-okultystów (ale za to gówniarzy stuprocentowych).

 

Mała dygresja, dotycząca telewizji publicznej. Wiele osób podnosi słuszny argument, że na telewizję płacimy wszyscy (chociaż kto tam abonament płaci?), m.in. ci, którzy nie życzyliby sobie obecności w niej pana Darskiego. Cóż – TVP ma to do siebie, że niezależnie od naszych poglądów musieliśmy znosić w niej obecność nie takich indywiduów jak Nergal i pewnie jeszcze nieraz będziemy musieli. Może to zatem do dobra okazja, żeby przypomnieć, że bezstronność, obiektywizm, czy neutralność medium, którego szefowie, pośrednio, lub bezpośrednio pochodzą z politycznych nominacji, to mit i bajka – „publiczna” telewizja zawsze będzie reprezentować interesy, poglądy i kaprysy tych, którzy sprawują nad nią polityczną kontrolę. A sprywatyzować to w cholerę i skończyć z tą fikcją – co najwyżej można zostawić jeden program (z małym budżetem i ograniczeniami, sprawiającym, że byłoby to medium raczej niszowe), w charakterze oficjalnego kanału rządowego i tyle.

 

Nergal ma w kontrakcie z TVP zapisane, że może wypowiadać się tylko na temat „kwestii muzycznych”, także nie ma obaw – nie sądzę, żeby nasz bohater zarobił kiedykolwiek taką forsę, jaką dostaje z telewizji – na pewno będzie o tym pamiętał. Natomiast widocznym efektem tych, łagodnych zresztą krucjat (gdzie byli rycerze od księdza Natanka, pytam się – gdzie byli?) jest popularność Nergala i zwiększenie jego obecności w mediach. A diabelskiego wątku nie było chyba jeszcze za dużo w telewizji, czy prasie – to zawsze jest jakiś temat do wyeksploatowania przez dziennikarzy – mamy byłego Dody, który kochał, chorował, wyleczył się, rozstał, a w dodatku jest uważany za oficjalnego przedstawiciela Rogatego na terytorium Polski – aż się prosi, żeby zapodawać na okładki. Sam Jarosław Kaczyński jakoś się do sprawy odniósł, co dla pana Darskiego na pewno jest wyróżnieniem, bo Kaczora można nie lubić, ale to jednak znacząca i ważna postać. Z drugiej strony barykady głos zabrał sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, Sławomir Nowak, który nazwał Nergala „ziomalem”, co chyba nie jest szczególnie nobilitujące, towarzystwo pana Nowaka raczej nie należy do szczególnie interesujących. Lider Behemotha, nie da się zaprzeczyć – jest inteligentny – potrafi ten swój wizerunek rozgrywać – fanom sprzeda jeden przekaz, co innego powie prasie muzycznej, a jeszcze innym językiem będzie odpowiadał dziennikarzom Niusłika. Fajnie i zręcznie w tym ostatnim wywiadzie nas, czytelników kokietuje - te cytaty z tekstów kultury – większość tzw. „inteligentów” sięgających po tygodniki opinii nie bardzo wie o co chodzi, oprócz tego, że nazwy jakoś kojarzy, więc może to zrobić wrażenie. Ale jeżeli chodzi o jego poglądy – niewiele wyjaśnia. Nie wiadomo do końca, o co chodzi z tym jego satanizmem. Czy on wierzy w realne istnienie Rogatego i che grać w jego drużynie, czy to raczej taki satanizm „ateistyczny”, gdzie te wszystkie wątki diabelskie są raczej symbolicznej figurą postawy zbuntowanej, antyreligijnej, figurą używaną do napieprzania w chrześcijaństwo, czy inne konfesje, kto tam wie? Może inne wypowiedzi Nergala wyjaśniają kwestię, ale ja ich nie znam, przepraszam. W pierwszym wypadku – interwencja jakiś zakonów rycerskich (przecież istnieją jeszcze takie) jak najbardziej jest wskazana, do czegoś w końcu by się przydały, w drugim – myślę, że należałoby pana Darskiego zignorować, bo raczej nie ma nic nowatorskiego, ciekawego do powiedzenia w tym temacie, a krąg jego oddziaływania jest dość wąski. Ale w jednym zgoda - o ile Nergal jest niebezpieczny to tylko przez to, że tak naprawdę nie wiadomo jakie są jego poglądy i o co mu właściwie chodzi. Cóż, nie tacy jak on zaludniają „pudelki”, na tle Cichopków, Mroczków, wszelkich nędznych tancerzy, puszczalskich bab i ich narzeczonych, drugoligowych biznesmenów, a także rozmaitych debili, ćpunów i pajaców drobniejszego płazu Nergal robi dobre wrażenie i na pewno jest od większości tej hałastry inteligentniejszy. Ale są w różnych popkulturowych gettach ciekawsze i bardziej wartościowe osobistości – Nergal, ciesząc się nieproporcjonalnym do zasług zainteresowaniem wydaje się być kimś bardzo ważnym – a to źle.

 

Ci do sprofanowania Biblii – to nie jest sprawa dla sądu. Gdyby na świecie było normalnie, w miarę normalnie – choćby tak jak jeszcze sto lat temu, znalazłby się jakiś urażony i obrażony chrześcijanin i wyzwałby Nergala na pojedynek (o ile ten posiada zdolność honorową), a pan Darski miałby okazję udowodnić, czy rzeczywiście jest odważnym facetem, gotowym swoich „artystycznych” racji bronić z narażeniem zdrowia i życia, czy może po prostu zwykłym tchórzem, korzystającym z bezkarności, którą nasza współczesna obyczajowość i kultura zapewnia niemal każdemu wyczyniającemu publicznie jakieś świństwa.

 

Zresztą nie taki diabeł straszny… Chociaż, o ile Szatan istnieje, to musi skakać z radości, czytając takie teksty, jak mój, czy inne, które odnoszą się do problemu z dystansem, albo w sposób nieco prześmiewczy – taka postawa działa oczywiście na jego korzyść, łatwiej intrygować i manipulować komuś, w kogo istnienie osoby poddane manipulacji nie dowierzają. A wracając do Nergala – naprawdę nie ma czego się bać. W starożytnej Mezopotamii istniał prosty sposób walki z opętaniem przez tego demona - wystarczyło upiec specjalne ciastko (z różnych rodzajów mąki oraz marchwi), następnie położyć je na głowie osoby poddanej egzorcyzmowi, jeszcze tylko wypowiadamy odpowiednie formuły – i po Nergalu – demon wychodzi z głowy chorego, wstępuje w ciastko. Jeżeli ten sposób wydaje się niedostateczny, albo kogoś razi jego pogańskie pochodzenie można spróbować zastosować metodę, którą proponuje Waleriusz Polydor z Padwy w dziele Dispersio Daemonum.Ten uczony zakonnik radzi jak walczyć z szaleństwem wywołanym diabelskimi sztuczkami, dlatego polecam jego receptę rodzicom młodocianych fanów Behemotha i innych tego typu kapel, chociaż kto wie – może i w przypadku samego Nergala byłoby to skuteczne. Metoda jest dziecinnie prosta: do zestawu egzorcyzmów i błogosławieństw odprawianych nad opętanym należy dołączyć pięć lewatyw, wykonywanych w ciągu kolejnych pięciu dni. Co prawda nie znam żadnego opisu zastosowania tego sposobu, ale polecić można. To jak będzie Panie Sekretarzu – namówi Pan swojego ziomala na zaaplikowanie takiej kuracji?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura