Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
1444
BLOG

Rodzina nie wierzy w samobójstwo

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 5

W maju Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie śmierci chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. tuż przed katastrofą. Śledczy uznali, że Remigiusz Muś sam odebrał sobie życie i nikt go do tego nie namawiał. Z zeznań rodziny wynika jednak coś zupełnie innego. Opisuje ona też dziwne zdarzenia, które miały miejsce przed jego śmiercią.
 
 „Gazeta Polska” i TV Republika dotarły do uzasadnienia umorzenia śledztwa w sprawie nakłaniania Remigiusza Musia przez inne osoby do targnięcia się na własne życie lub udzielenia pomocy w samobójstwie. Śledczy uznali, że takiego czynu nie popełniono i sprawa trafiła do archiwum. Tymczasem lektura dokumentów nie rozwiewa wątpliwości, a wręcz je pogłębia. Z zabezpieczonych nagrań ze wszystkich kamer z okolic bloku, w którym zginął Remigiusz Muś, wynika, że kamera nie obejmowała wejścia na klatkę schodową, gdzie mieści się mieszkanie chorążego. „Zabezpieczono między innymi zapis z wejścia do podziemnego garażu przyległego do piwnic (w jednej z nich znaleziono ciało Remigiusza Musia – red.), jednakże słaba jakość nagrania uniemożliwia identyfikację zarejestrowanych osób, nawet po przeprowadzonej obróbce technicznej obrazu. Ustalono, że na samej klatce schodowej oraz w pomieszczeniach piwnicznych nie było kamer monitoringu” – czytamy w dokumentach prokuratury. Śmierć Remigiusza Musia nastąpiła w sobotę, natomiast sekcję zwłok wykonano w poniedziałek. Poza obecnością 0,8 promila alkoholu nie znaleziono w jego krwi żadnych substancji psychotropowych i odurzających. W stężeniu terapeutycznym stwierdzono obecność dekstrometorfanu, składnika m.in. Acodinu – leku na kaszel. Przedawkowanie dekstrometorfanu może powodować napady paniki, wzrost ciśnienia lub wręcz paraliż dróg oddechowych.

Naciski z zewnątrz?

W aktach śledztwa znajdują się zeznania dwóch osób z rodziny Remigiusza Musia, według których został on nakłoniony do samobójstwa.

„Uważam, że były na niego naciski z zewnątrz, aby uczynił taki krok. Celem tego było, by nie składał kolejnych zeznań w sprawie smoleńskiej” – czytamy przytoczone zeznania w uzasadnieniu umorzenia postępowania.

Z kolei inna osoba z rodziny chorążego powiedziała prokuratorowi: „Nie sądzę, aby on tak nagle sam odszedł bez przyczyny, mogę domniemywać, tak mi się wydaje, że jakby stanął przed wyborem: zagrożenie rodziny, dzieci, żony a jego śmierć
– wybrałby śmierć”.

Z przeprowadzonych badań wynika m.in., że tylko na lince, na której znajdowało się ciało chorążego, nie stwierdzono żadnych odcisków palców. Ślady DNA Remigiusza Musia zabezpieczono jedynie na krótszym fragmencie linki, gdzie wykonano pętlę, natomiast na dłuższym fragmencie, jak napisał prokurator, „nie ujawniono materiału biologicznego nadającego się do badań”.
Ponieważ świadkowie nie mieli bezpośrednich dowodów na potwierdzenie swoich przypuszczeń, prowadzący śledztwo prokurator uznał, że nie mogą one „stanowić podstawy do dokonywania ustaleń faktycznych”.

Zapytana przez śledczych Służba Kontrwywiadu Wojskowego przyznała, że Remigiusz Muś nie był objęty żadną ochroną, a SKW nie miała żadnych informacji na temat zagrożeń byłego wojskowego.

– Po katastrofie smoleńskiej wszyscy członkowie załogi Jaka-40, którzy byli przecież naocznymi świadkami tragedii, powinni być objęci ochroną. To, że tak się nie stało, jest przykładem lekceważenia bezpieczeństwa tych ludzi i zagrożenia ich życia – mówi nam Antoni Macierewicz, twórca SKW, a obecnie przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej katastrofy.

Dziwny wypadek

Niecałe dwa miesiące przed śmiercią, we wrześniu 2012 r., Remigiusz Muś jadąc samochodem, zjechał nagle z drogi i uderzył w płot przydrożnej posesji w podwarszawskiej Starej Iwicznej. Policja, która przyjechała na miejsce, stwierdziła, że był on trzeźwy, jednak z powodu dziwnego zachowania przewieziono go do szpitala w Piasecznie. Ze względu na ww. zaburzenia przetransportowano go następnie do szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Podczas przyjęcia lekarze stwierdzili m.in. brak rzeczowego kontaktu słownego i dziwne wypowiedzi niemające związku z tematem pytań. Remigiusz Muś został przyjęty do szpitala, skąd wyszedł na własną prośbę po trzech dniach. Badania nie wykazały we krwi chorążego obecności alkoholu, narkotyków czy środków psychotropowych. Lekarze nie ustalili, co było przyczyną dziwnego zachowania Remigiusza Musia, a przeprowadzone badania psychiatryczne i psychologiczne nie ujawniły u niego choroby psychicznej, w tym depresji, ani innych zakłóceń czynności psychicznych.

Remigiusz Muś wielokrotnie mówił bliskim, co widział 10 kwietnia 2010 r. na miejscu katastrofy. Z zeznań wynika, że jego zachowanie po katastrofie uległo zmianie: zaczął mieć m.in. napady agresji i niewytłumaczalne zachowania, jak to po kolizji samochodowej.

Wojsko umywa ręce

Remigiusz Muś czterokrotnie składał zeznania w śledztwie ws. smoleńskiej katastrofy, której był naocznym świadkiem. Słyszał wybuchy w tupolewie, widział ciała ofiar pozostawione przez Rosjan, którzy zajmowali się znoszeniem części tupolewa w wyznaczone miejsca. Mówił także wojskowym śledczym o tym, że kontroler z wieży na smoleńskim lotnisku wydał im komendę o zejściu na wysokość 50 m. Technik pokładowy z Jaka-40 podkreślał , że słyszał, jak identyczną komendę otrzymała załoga Tu-154M, a także rosyjskiego Iła-76.

Remigiusz Muś był przesłuchany ostatni raz przed śmiercią w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w styczniu 2012 r. Według części świadków traktował on te czynności jako „zło konieczne” – odbierał je jako nakaz tłumaczenia się z decyzji o lądowaniu Jaka-40 na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.

Remigiusz Muś odszedł z wojska po rozwiązania 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, co miało miejsce po katastrofie smoleńskiej. We wrześniu 2011 r. zaproponowano mu wprawdzie inne stanowisko, ale nie przyjął tej propozycji, podobnie jak kilku innych wojskowych pilotów zwolnionych z 36. sepcpułku. Powodem tych decyzji było fatalne podejście przełożonych, którzy zaproponowali Remigiuszowi Musiowi i innym niekorzystne etaty ze znacznie mniejszym wynagrodzeniem.

– Wojsko pozostawiło nas samych sobie. Nie było prób, żebyśmy zostali, mało tego, widać było, że naszą decyzję przyjęli z ulgą. A wielu z nas było dobrze wyszkolonymi pilotami i technikami, jak na przykład Remek, który autentycznie kochał swoją pracę – mówi nam jeden ze świadków, były żołnierz 36. specpułku.

Zeznający w śledztwie koledzy Remigiusza Musia byli zaskoczeni jego śmiercią, podkreślając, że nic nie wskazywało na chęć popełnienia samobójstwa. Remigiusz Muś nie miał problemów finansowych, zdrowotnych, z nikim nie był skonfliktowany i co bardzo istotne – nie zostawił listu pożegnalnego. „W takiej sytuacji procesowe ustalenie przyczyny podjęcia decyzji o samobójstwie jest w zasadzie niemożliwe” – czytamy w uzasadnieniu umorzenia śledztwa.

Dorota Kania

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka