Grim Sfirkow Grim Sfirkow
868
BLOG

Jak podwyższyć pensje

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Gospodarka Obserwuj notkę 23

Ostatio na blogu Conlomanentum (http://consolamentum.salon24.pl/559502,zanizone-pensje-polakow) Krzysztoł Wołodźko poruszył sprawę płac w Polsce. Lubię blogi Consolamentu i pisma Obywatel, bo chociaż proponowane przez nich rozwiązania często-gęsto arstrahują od rzeczywistości materialnej, to jednak nie moge im odmówić, że poruszają istotne tematy.

 

W temacie płac: któż nie chciałby zarabiać więcej? Ja na przykład uważam, że powinienem zarabiać ze trzy razy tyle, co obecnie. Dlaczego nie zarabiam? To pytanie pewnie zadaje sobie czasem każdy z nas.

Oprócz osobistych starań, uzdolnień, cech psychicznych, na nasze zarobki wpływa także kondycja całej gospodarki i państwa. Prócz recepty pod tytułem „weź się w garść, powysyłaj CV, pochodź po pracodawcach, doucz się, pokaż co potrafisz“ trzeba dać także receptę systemową: co zrobić by w skali państwa zarobki rosły?

Autor bloga Consolamentum jest zwolennikiem rozwiązań prawnych: podwyższenie płacy minimalnej i oraz nacisk związków pracowniczych (w podlinkowanym artykule tego nie ma, ale w innych było). Wiara w tak proste rozwiązanie problemu wiedzie go do przypisywania elitom politycznym i gospodarczym (chyba?) zamierzonego działania w celu obniżania zarobków, w kierunku likwidacji klasy średniej. Jego zdaniem w ten sposób podcinają gałąź na której sami siedzą, bo mniej pieniędzy u pracownika to mniej pieniędzy u konsumenta, a tym samym mniejszy popyt na produkowane usługi.

Gdyby tak było rzeczywiście, to problem byłby stosunkowo łatwy do rozwiązania – wystarczyło by przekonać te elity, że podcinają gałąź na której siedzą, bądź wystarczyło by je obalić i wprowadzić rządy „Rozumu“. Obawiam się jednak, że problem jest głębszy.

Przypomina mi się tu scena z jednej z powieści Terrego Pratcheta. Mag Rincewind stoi przez Partycjuszem, a ten mu mówi o tym, że informacja o istnieniu kontynentu Przeciwwagi, na którym złoto jest pospolite musi pozostać tajemnicą. „No jak myślisz Rincewind“ – pyta go Patrycjusz – „co było by, gdyby każdy popłynął sobie na ten kontynent i przywiózł górę złota?“ Rincevind odpowiada „E... wszyscy bylibyśmy bogaci?“. Partycjusz z tej odpowiedzi nie był zadowolony i pewnie miał powody.

Co by właściwie się zmieniło, gdyby rząd faktycznie postanowił dać każdemu po górce złota i zwiększyć minimalną kwotę wynagrodzenia, a związki zawodowe postanowiły by zawalczyć i rzeczywiście płace by wzrosły? Po pierwsze, wzrosły by składki i podatki, liczone względem tegoż najniższego zarobku (pośrednio i bezpośrednio – rośnie płaca minimalna, więc rośnie i średnia płaca). Po drugie, gilotina opłacalności ścięła by jakąś, trudną do oszacowania, część miejsc pracy dla najniżej kwalifikowanych pracowników. Po trzecie wreszcie, przy takich samych mocach produkcyjnych, przy tym samym poziomie eksportu, przy tych samych obciążeniach i ograniczeniach biurokratycznych, podniesienie płacy minimalnej oznacza, że de facto nie zmienia się nic. Ot, paru ludzi idzie do szarej strefy, a nawet podniesione płace wygenerują impul konsumpcyjny dający na rynku paromiesięczny efekt zwiększonego popytu na usługi, dopóki podwyżka płacy nie zostanie uwzględniona w cenach towarów i rynek wróci do równowagi. Co się na dłuższą metę zmieniło? Nic.

Co więc należy zmienić, aby płace rosły w rzeczywistym wymiarze (płace lub siła nabywcza pieniądza). To wszystko oczywiście, co uznaliśmy za niezmienne powyżej: obciążenia i bariery biurokratyczne, opodatkowanie i oskładkowanie pracy. Wtedy może się okazać, że wredny kapitalista pomyśli o tworzeniu nowych miejsc pracy nie dla jakiejś mglistej idei zwiększenia siły konsumpcyjnej społeczeństwa, ale dlatego, że będzie miał perspektywy rozwoju, a konkurencja będzie robiła to samo.

Z pracą jest jak z każdy dobrem: im jest droższa (w wyniku, barier, oskładkowania i opodatkowania), tym jest jej mniej, jest trudniej dostępna. A jeśli praca jest towarem „na kartki“, to pracobiorca nie ma wyboru, musi zgodzic się na warunki, jakie dytkuje mu ten, kto pracę daje. W systemi reglamentacji i kontroli zawsze brakuje towaru reglamentowanego i kontrolowanego. Można to zwalczać wprowadzając różne mądre prawa, ale rzeczywistość fizyczna pozostaje ta sama: ten, kto dysponuje miejscami pracy ma przewagę nad tym, kto tego miejsca pracy potrzebuje. Można oczywiście ustanowić urzędnika państwowego lub związkowego nad pracodawcą, który będzie pilnował,czy aby na pewno nie korzysta ze swojej przewogi w zły sposób. Ale w ten sposób istota systemu pozostaje ta sama, tylko drabina feudalna jest dłuższa o jeden stopień. Powstaje dodatkowa warstwa uprzywilejowana kosztem pracownika, która ma nad nim taką samą przewagę, jak pracodawca.

Zniesienie tego systemu może nastąpić tylko przez odwrócenie ról: to pracodawca powinien potrzebować pracownika i o niego walczyć. Są branże w Polsce, w których tak się dzieje. Problem w tym, że dotyczy to wąskich grup scecjalistów. Natomiast produkcja jest w Polsce na tyle mało opłacalna i trudna do zorganizowania, że gorzej kwalifikowany pracownik nie ma szans. Wniosek z tego, że lepszą pozycję pracownika w negocjacjach płacowych z pracodawcą może zagwarantować tylko wzrost miejsc pracy. Jeśli pracodawca stoi przed realnym problemem, że jego pracownicy pójdą pracować tam, gdzie im lepiej płacą, to będzie zmuszony płacić więcej. Problem w tym, że w Polsce takiego niebezpieczeństwa nie ma. Miejsca pracy nie powstaną, bo są na świecie miejsca, gdzie administracja jest przyjazna obywatelowi, gdzie procesy przed sądem trwają tygodnie a nie lata, a bezstronność prawników nie budzi takich wątpliwości, jak u nas, gdzie budowa hali produkcyjnej dla człowieka bez znajomości nie jest drogą przez mękę (tu polecam artykuł w ostatním Najwyższym Czasie o tym, jak urzędnicy przez 3 lata blokowali rozpoczęcie budowy budynku mieszkalnego pod absurdalnymi pretekstami). No i oczywiście są miejsca, gdzie składki na ZUS są bez porównania mniejsze. To skąd ma się wziąść rozwój gospodarczy w Polsce? Jak te nowe miejsca pracy mają powstać?

W efekcie, ci, którzy mieli aspiracje zarabiać więcej, spakowali manatki i wyjechali do Wielkiej Brytanii. Wyjechało także sporo z tych, którzy mogli w Polsce miejsca pracy dawać. Ba, opłaca się zapisać do brytyjskiego ZUS-u, żeby płacić mniej (a przecież na zdrowy rozum – skoro tam zarabiają więcej, to i składka powinan być wyższa?). Biurokracja w ostatních latach walczy z bezrobociem przez zatrudnienie w urzędach. Za wszystko to musi zapłacić ten, kto jest na dole społecznej drabiny, tj zwykły człowiek zasuwający rano do roboty.

Jest też czarny scenariusz, że wzrostu gospodarczego nie będzie, a pracowników też zabraknie. W warunkach masowych wyjazdów na Zachód i demograficznej zapaści może się okazać, że po prostu nie ma kogo zatrudniać. Płacę będą rosnąć, ale opłacalność biznesu będzie spadać. No, i co wtedy będzie? Czy tego rodzaju systemowy kryzys zmusi elity państwa do reform, czy też po prostu państwo przestanie istnieć wchłonięte przez inne, sprawniejsze organizacje? Czy może elity państwa sprowadzą sobie nowy naród z Afryki i będą go skubać jak do tej pory nas?

No właśnie – co na to elity kraju? Czy rzeczywiście z premedytacją chcą wydoić Polskę, zniszczyć ją, stworzyć klasę uprzywilejowanych rządzącą bezrozumnym i biednym plebsem? Nie sądzę. Przypuszczam raczej, że w ogóle nie myślą w tych kategoriach. Istotne jest dla nich zachowanie swojej uprzywilejowanej pozycji, a to oznacza brak zmian w systemie. Pewnie i oni dostrzegają, że coś jest nie tak, bo faktycznie podcinają gałąź na której siedzą, ale skutecznie potrafią zagłuszyć w sobie ten głos. Drogi się budują? Budują. Powstaje obwodnica Warszawy? Powstaje. Samochodów na drodze tyle, że korki po horyzont? Ano tak. Jeszcze gdyby tego Rydzyka nie było i katoli to byłby wspaniały europejski kraj, czyż nie? A przyszłość? A na przyszłość, to już załatwili dzieciom „zielone karty“ i studia w USA.

 

 

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka