Józef Gelbard Józef Gelbard
540
BLOG

(4) Oscylujący Wszechświat? To nie takie proste.

Józef Gelbard Józef Gelbard Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

43 Inwersja Wszechświata i szybkość upływu czasu

Kij w mrowisko

    Sądzę, że jakoś uporaliśmy się z tym, co będzie widział obserwator w drugiej połowie cyklu, w czasie zapaści Wszechświata. Wiemy też, że nie chodzi o zatrzymanie się ekspansji, jak to sobie można wyobrazić, nawet na podstawie modelu Friedmanna. Sądząc po treści notek poprzednich, chodzi o zmiany cykliczne inwariantu c. Inwersji odpowiadać ma jego zerowanie się, a podczas kontrakcji jego wzrost.

   A jak przedstawia się sprawa prędkości względnych obiektów? W przypadku zerowania się c także one zerują się. Mówić można bowiem jedynie o stałości (w czasie uniwersalnym) prędkości właściwej, czyli stosunku β = v/c. Nie tak, jak to jest w innych modelach przewidujących zapaść Wszechświata. Czy zatem oczekiwać należy sytuacji, w której

β = 0/0? Przyroda tego nie kocha.

    Nie jest więc  wcale pewne (A co tu jest pewne?), że inwersja nastąpi dokładnie przy zerowaniu się c. Być może nieco wcześniej nastąpi skokowa zmiana parametrów w mikroukładach, jak, dla przykładu, spontaniczna inwersja spinowych momentów magnetycznych w materiale metamagnetycznym, w pewnym momencie podczas zmiany temperatury. Czy zatem chodzi o istnienie skwantowania nawet w skali globalnej? Nic nie stoi na przeszkodzie, by tak sądzić, oczywiście w odniesieniu do elementów, w szczególności subatomowych, a nie w odniesieniu do Wszechświata jako całości. Ale nie "skwantowanie" jest tu rzeczą najistotniejszą. Chodzi o to, że same struktury, w szczególności te subatomowe, dojrzeją do momentu inwersji w pełnym samouzgodnieniu (niezależnie od skali, a więc od wzajemnych odległości). Ich wewnętrzne cechy decydować będą o tym, co dziać się będzie z całością, a właściwie, ich zmienność zsynchronizowana będzie (i jest dziś) ze zmianami globalnymi. To jakby się trochę kojarzy z poglądami Ernsta Macha, choć jego Zasada nie stanowiła dla mnie bazy do przemyśleń. Ewolucja struktur wszędzie (nie mówię: zawsze) przebiega w tym samym tempie, co równoznaczne jest z istnieniem uniwersalnego czasu kosmicznego. Jeśli nawet tempo jego upływu zmienia się w powiązaniu z (być może) nieliniową zmiennością entropii, nie ma to znaczenia, gdyż chodzi o określone momenty w globalnej historii Wszechświata jako całości.

[Tak na marginesie, przy założeniu liniowości czasu (stałego tempa jego upływu, bez związku z zachodzącymi procesami), wraz  z maleniem inwariantu c zmniejsza się tempo zachodzenia zjawisk. W tej sytuacji entropia wzrasta coraz wolniej, aż do osiągnięcia pewnego maksimum w momencie inwersji i minimum zaraz po niej (maksimum ujemne) – punkt nieciągłości. Nie oznacza to jednak, mimo wszystko, istnienia faktycznego związku między szybkością zmian entropii, a tempem upływu czasu (w związku z założoną jego liniowością). To przypomina czas newtonowski (tylko przypomina).

    Gdyby jednak przyjąć, że tempo upływu czasu określone jest przez intensywność zachodzenia zjawisk (a więc i szybkość wzrostu entropii), wraz z maleniem c czas płynąłby coraz wolniej, wprost byłby sprzężony z tym maleniem. W sytuacji tej dążenie c do zera prowadziłoby do zastoju, wprost do zaniku czasu. Wtedy już nic by nas nie uratowało. Wieczność, od której nie ma odwrotu, pomimo, że nie czulibyśmy jej wcale – by czuć, potrzebne jest istnienie czasu. Mgnienie trwajace eony, nawet nie mgnienie. Cały Wszechświat zanurzony w nicości niedziania się. Z tej pułapki już wyjść nie można. W tej sytuacji nie mógł też nastąpić Wielki Wybuch, który ponoć powołał do życia czas. Że to nie w smak teologom? To nie mój problem. Tak by było. Trochę trudno to przyjąć (nawet pomijając to, że Wszechświat ma oscylować). Trudno nie tylko dla teologów.

    Ulgę przynosi więc  wniosek, że inwersja nastąpić powinna jeszcze przed zerowaniem się c, jako zjawisko (w mikroskali) o charakterze kwantowym. Ale to jeszcze nie koniec kwestii. Otóż, w związku z lokalnością większości zjawisk i zróżnicowaniem ich intensywności, dojść może do niedopasowań czasowych, czego rezultatem byłaby nieoznaczoność przebiegu procesu globalnego, w tym nieoznaczoność przestrzenna momentu inwersji (tu wcześniej, tam później). To niezbyt koherentne.

    Globalne procesy ewolucyjne Wszechświata powinny być konsystentne z zasadą kosmologiczną. Bardzo przeszkadzałaby w tym niejednorodność czasowa przestrzeni, mająca cechować Wszechświat (sądząc po wynurzeniach tuż powyżej). Z tego powodu niepewność, a może nawet konkretną wątpliwość wywołuje sąd, dziś przyjęty bez zmrużenia oka, iż grawitacja, powiedzmy, że lokalna, wpływa (ontologicznie, nie tylko formalnie) na tempo upływu czasu (i tempo wzrostu entropii). Właśnie to byłoby konkretną przyczyną czasowej niejednorodności przestrzeni. Czy sąd ten jest ostateczną i zaklepaną prawdą przyrodniczą? Co z czarnymi dziurami? One sa oczywistością (nawet dla ludu pracującego miast i wsi). A Wszechświat? Nieoznaczoność? Czy rozważać należy jego ewolucję w kategorii prawdopodobieństwa? Funkcja falowa Wszechswiata? Przecież Wszechświat jest jednością i Wszystkością, w odniesieniu do której prawdopodobieństwo równe jest dokłanie jedności (przy założeniu, że istniejemy). A czas i grawitacja? Wcale nie muszą być ze sobą sprzężone. A może czas jest mimo wszystko pasywnym, neutralnym parametrem opisu, a nie jakością ontologiczną?]

Jak widać, margines zajął większą część notki. 

 

To wynika z publikowanych tekstow.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie