Belka Belka
1870
BLOG

Dorzynania watah ciąg dalszy

Belka Belka Polityka Obserwuj notkę 21

czyli tragiczny finał odczłowieczania Jarosława Kaczyńskiego. 

Dwa poniższe teksty napisałam jeszcze w lipcu. Ciągle niestety aktualne. Od dawna obawiałam się finału podobnego jak dzisiaj w Łodzi. Przyszedł szybciej niż można się było spodziewać. Smutne.   

Odczłowieczanie Jarosława Kaczyńskiego

Jedną ze skutecznych i sprawdzonych (zwłaszcza w systemach totalitarnych) metod uzyskiwania władzy jest wmówienie społeczeństwu, że odpowiednio ulokowane sympatie polityczne plasują obywatela w lepszej jego części. Mądrzejszej, elitarnej, może nawet doskonalszej genetycznie. Bowiem obywatel mile połechtany wiedzą, że opowiada się po właściwej stronie i poklepywany za to po ramieniu przez tzw. uznane autorytety, czuje się wyróżniony i we własnych oczach urasta do miana tzw. elity. Myśli o sobie lepiej, pięknieje mu własny obraz w lustrze i dla podtrzymania tego wrażenia daje tym, którym je zawdzięcza nieograniczony mandat zaufania.

Dla zdobycia władzy absolutnej jest to zabieg wygodniejszy i mniej kosztowny niż np. rugowanie jej siłą. Daje bowiem rządzącym stosunkowo małym kosztem potężny mandat społeczny i zapewnia miłość obywatelską bezwarunkową i dozgonną. Jak tu bowiem zmienić potem zdanie bez uszczerbku na samoocenie? Jak opowiedzieć się po tej gorszej, głupszej, wyśmiewanej przedtem stronie? 

Jednak władza, jak wiadomo, rzadko w systemach demokratycznych bywa dana raz na zawsze i bez ograniczeń, bo mimo wszystko łaska wyborcy na pstrym koniu jeździ i może się jednak zdarzyć, że obywatel się zbiesi. Wkurzą go na przykład różne afery (które zawsze w takich razach są, bo władza nieograniczona i niekontrolowana się degeneruje) albo znowu nie wybudowane autostrady. By więc uczynić władzę absolutną, przy zachowaniu pozorów demokracji, musi nastąpić kolejny etap, polegający na odczłowieczeniu adwersarzy politycznych i ich stronników. Trzeba wzbudzić do nich nienawiść i sprowadzić ich do roli jakiś marnych bytów godnych jedynie najwyższej pogardy. Jest to socjotechniczny zabieg bardzo skuteczny, gdy bowiem w nie widzimy w kimś człowieka a jednocześnie czujemy nienawiść, bardzo łatwo o przyzwolenie na każde niemalże postępowanie wobec takiej istoty (proszę mi nie zarzucać, że przesadzam, tolerancja dla kloaki wylewanej przez jednego Pana z Biłgoraja, albo wpisy na forum, w których autor, co sama czytałam, przyrównuje członków PIS do robactwa, po którym halę, w której się spotkali trzeba będzie poddać dezynsekcji, to nic innego jak efekt wspomnianych wyżej zabiegów, zresztą wystarczy przeczytać niektóre komentarze również  w tym portalu, że o Onecie nie wspomnę). 

Etap pierwszy został przez Platformę z powodzeniem zrealizowany w latach 2005 - 2007. Teraz od trzech lat realizuje się etap drugi. Dlatego widać tak wiele starań o to, aby Jarosława Kaczyńskiego (zwłaszcza po wydarzeniach 10 kwietnia) obedrzeć z człowieczeństwa. Kaczyński - człowiek jest bowiem dla PO śmiertelnie niebezpieczny. Może się bowiem zdarzyć, że nie pokazywany w krzywym zwierciadle zainteresuje tym, co mówi nawet potencjalnego wyborcę PO (nie mam tu oczywiście na myśli najtwardszego elektoratu) co zresztą już przyniosło niepożądane efekty w postaci 47 procentowego poparcia w wyborach prezydenckich. Które Komorowski wygrał - ale  trudem, po morderczym marszu, a miał przecież pójść sobie po władzę spacerkiem. 

O odczłowieczaniu Jarosława Kaczyńskiego bardzo mądry tekst napisała Agnieszka Romaszewska. Ja ze swojej strony dodam, że cała ta machina odbierająca Kaczyńskiemu prawo do jak najbardziej zrozumiałych i ludzkich uczuć i zachowań wydaje mi się wyjątkowo obrzydliwa. I przynosi wstyd wszystkim, którzy w niej uczestniczą, włącznie z moimi kolegami i koleżankami po fachu. Całą kampanię prezydencką odmawiano Kaczyńskiemu prawa do wspomnienia choćby słowem o katastrofie smoleńskiej. Praktycznie nic na ten temat nie mówił a i tak podnosił się jazgot PO i popleczników, że PiS gra w kampanii katastrofą smoleńską (jak? kiedy? co takiego zrobił? nie wiadomo, wadził chyba samym istnieniem i czarnym garniturem). To był pierwszy po 10 kwietnia akord odmawiania Kaczyńskiemu ludzkich uczuć i zachowań, bo przecież to naturalne, że w tak niedługim czasie po tym jak stracił brata bliźniaka, bratową i przyjaciół musiał mieć to wszystko cały czas w myślach i w sercu.  Ale nie - był niepisany zakaz, bo wszak Kaczyński pytający o przyczyny katastrofy w której stracił najbliższych nie robiłby tego z całkiem naturalnych dla każdego innego człowieka pobudek, tylko wyłącznie z wyrachowania. Wręcz byłby agresywny, jątrzyłby nie do wytrzymania. Dlaczego? Bo nie jest człowiekiem i nie ma prawa czuć bólu, żałoby, rozpaczy, dociekać dlaczego to wszystko się stało. 

W tym samym czasie druga strona sobie nie żałowała. Poseł z Biłgoraja szydził z wyciszenia Kaczyńskiego, ba! ten który wylał na ś.p. Prezydenta największe kubły pomyj, śmiał drwić, że sam zginął z Lechem Kaczyńskim w katastrofie (ma się rozumieć w ramach satyrycznego happeningu - no ubaw po pachy). I co? I nic. A w każdym razie niewiele, bo przecież Kaczyński nie jest człowiekiem i takie „krotochwilne facecje” nic a nic nie mogą go zaboleć. Prominentni przedstawiciele Platformy drwili z żałoby, wyzywali Kaczyńskiego od nekrofilów, obrażali jego zmarłego brata, posądzali jego osieroconą bratanicę o niską chęć zarabiania na śmierci najbliższych, wyszydzali to, że nie ma rodziny i że kocha koty, dociekali w jakich warunkach jest leczona śmiertelnie chora matka… Zabroniono także Hilary Clinton złożenia kwiatów na grobie Kaczyńskich itp., itd… Mało tego okazało się, że wprawdzie Kaczyńskiemu nie wolno ani słowem wspomnieć o śmierci brata, to jednak Bronisław Komorowski może kamerami pojechać do wdowca po Barbarze Blidzie (przypomnijmy, owdowiałego 3 lata a nie 3 miesiące wcześniej). Na marginesie - z całym szacunkiem dla powagi śmierci  - ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego samobójcza śmierć godna jest większej estymy i delikatności i uszanowania wrażliwości najbliższych niż śmierć w katastrofie lotniczej. Ups… zapomniałam, przecież Kaczyński człowiekiem nie jest i nie cierpi po stracie brata i bratowej. 

W normalnych warunkach, wszystkie wspomniane wyżej ekscesy doczekały by się przy urnie wyborczej wyników takich jak w woj. Lubelskim. W normalnych tak, ale w warunkach latami wzbudzanej agresji, nienawiści i pogardy, w warunkach wbijanego do chłonnych głów poczucia wyższości (ubermensch?) Polski „jasnej, dobrej, mądrej” nad odczłowieczoną niewykształconą, ubogą tłuszczą z podobno nieistniejącej Polski B, wynik jest jaki jest. 

I teraz, kiedy Kaczyński po miesiącach milczenia na ten temat powiedział wreszcie w dwóch wywiadach, co myśli na temat katastrofy smoleńskiej, ostro i emocjonalnie - co wydaje się naturalnie, gdy myślimy o człowieku tak poharatanym przez los, gdy Brudziński równie emocjonalnie (chociaż przyznam bardzo niezręcznie) opowiadał o zwłokach prezydenta leżących w błocie (tak powiedział: „w błocie” a nie „w deszczu”) podniósł się krzyk. Bo niby jak miało być? Czego się spodziewano? Że człowiek, który stracił w tak okropnych i niejasnych okolicznościach brata bliźniaka nie będzie w ogóle poruszał tej kwestii? Bo co? Bo to rządzącym nie na rękę?  I w normalnych, powtarzam normalnych a nie soft -totalitarnych, warunkach każdy by to zrozumiał. 

Ale nie tu. W Polsce dziennikarzom wydaje się dziwne, że Kaczyński chce się dowiedzieć, jak zginął jego brat, ale nie wydaje im się dziwne, że wiadomość o nowych odczytach z nagrania z czarnych skrzynek, która krąży po środowisku od dobrych paru dni ogląda światło dzienne dopiero, po publikacji wywiadów z Kaczyńskim. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ci sami, którzy by najgłośniej krzyczeli z oburzenia, że gra trumnami, gdyby Kaczyński udzielił podobnego wywiadu w trakcie kampanii prezydenckiej, teraz mają pretensję, że nie powiedział tego wszystkiego w kampanii prezydenckiej.

A wszystko powyższe jest wynikiem sprawnie przeprowadzanej na sercach i umysłach obywateli akcji socjotechnicznej, mającej na celu zdobycie niczym nie kontrolowanej władzy dla samej władzy. Takiej, którą się ze wszystkiego usprawiedliwia, a każdy chwyt wobec politycznego odczłowieczonego wroga (tak właśnie, wroga a nie konkurenta) jest usprawiedliwiony.

Muszę przyznać, że jak dotychczas jest to chyba jedyne w czym Platforma jest naprawdę dobra, chociaż nie wykluczam, że mnie kiedyś jeszcze czymś zadziwi.  

 

Dorzynania watah ciąg dalszy, krzyżem i nie tylko

 „Dorżnąć watahy” obiecał wdzięcznym wyborcom w 2007 roku obecny Minister Spraw Zagranicznych, kiedy jeszcze tym ministrem nie był i walczył o głosy dla swojej partii. „Tak, tak!” zakrzyknął zachwycony tą nową, atrakcyjną możliwością tłum i pobiegł do urn, żeby udzielić dzielnemu myśliwemu i jego nieocenionej drużynie wsparcia.

„Wypatroszę Jarosława Kaczyńskiego” zapowiedział najbliższy druh od sowieckich polowań i nieformalny rzecznik ds. kontaktów z ludem kandydata na Prezydenta blisko 40 - milionowego kraju z ponad 1000 - letnią tradycją, dodajmy leżącego w centrum Europy i znanego ze swojej wielowiekowej tolerancji - mając na myśli kontrkandydata w wyborach oraz jego dwa miesiące wcześniej tragicznie zmarłego brata bliźniaka (zupełnie przypadkowo także byłego Prezydenta wspomnianego kraju).

„Yes, yes, yes” ucieszyła się jasna, postępowa, demokratyczna i proeuropejska, a zatem znająca języki obce, miłująca pokój oraz „zgodę, która buduje” część narodu. I dalejże na wyprzódki do urn wyborczych aby oddać głos na tego, którego najbliższe otoczenie składa tak obiecujące przyrzeczenia. 

Jak widać wieki płyną a stara metoda szczucia, jątrzenia, wzbudzania nienawiści oraz sterowania tłumem za pomocą chleba i igrzysk ciągle się sprawdza. A, że z chlebem coraz gorzej to i igrzyska muszą być coraz bardziej spektakularne. Dlatego chociaż wybory już się dokonały szczucie, podgrzewanie antagonizmów i język agresji nie ustają. Ba, obserwując to, co się dzieje rzec można, że nawet się nasilają. Tak jak niestety nasila się dążenie do konfliktu. Bo jak inaczej oceniać to, że nowy Prezydent mojego kraju za rzecz najpilniejszą do załatwienia u zarania swojej prezydentury uznał przejęcie mediów publicznych i usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Nie staczające się w przepaść finanse publiczne, nie rozpadającą się służbę zdrowia, nie rozpasane sądownictwo, nie kłody rzucane pod nogi przedsiębiorcom, nie politykę zagraniczną, nawet nie słynne parytety czy in vitro, tylko właśnie TVP i spontanicznie wystawiony przez harcerzy krzyż smoleński. Zwłaszcza ta druga sprawa wydaje się być załatwiana wyjątkowo nierozważnie. Bo przecież, gdy podejmuje się ponad głową społeczeństwa decyzję w tak drażliwej sprawie to chyba bierze się pod uwagę ewentualne konsekwencje. Więc Prezydent i jego partia albo są nierozsądni albo celowo dążą do konfliktu. Bo przecież taką sprawę można było załatwić zupełnie inaczej. Urządzić na przykład coś w rodzaju konsultacji społecznych - zapytać, gdzie ten krzyż przenieść, podjąć chociażby próbę dialogu. Pokazać, że rzeczywiście zgoda buduje a nowy Prezydent jest Prezydentem wszystkich Polaków, także i tych, dla których ten krzyż jako symbol ma szczególne znaczenie, a nie tylko Prezydentem dla swoich. Nie chce mi się wierzyć, że jest to tylko nierozwaga. Dlatego skłaniam się raczej ku drugiej tezie, czyli najzwyklejszej prowokacji. Zwłaszcza, że i inne fakty to potwierdzają. Jak na przykład jątrzące akcje biłgorajskiego rzecznika ds. kontaktów z prostym ludem, który tam gdzie jego miejsce i gdzie powinien już pozostać na stałe, czyli w organie Urbana wyznał był na przykład, że śmierć Lecha Kaczyńskiego była „wielkim katonarodowym oszustwem” i realizacją politycznego planu. Czyli co? Jeden Kaczyński spowodował katastrofę, żeby drugi mógł wygrać wybory? Absurd? Absurd, ale jak się okazuje nie dla wszystkich, skoro na stronie internetowej rzecznika walki z pamięcią o katastrofie smoleńskiej liczba zwolenników przyrasta lawinowo. 

Wydawało by się, że już nie można wylać więcej kloaki. Że ludzie mają dość tych opowieści - o ślepych snajperach,  małych prezydentach (w dodatku chamach), nadużywanych małpkach, chorobach psychicznych, karłach moralnych, nowych wydaniach Hitlera skrzyżowanego ze Stalinem i Gomułką, tego rechotania z Irasiada - ale nie, ktoś ciągle dociska pedał a nienawiść sięga nawet poza grób. A to trzeba przeczołgać sierotę po parze prezydenckiej za to ile to zarobiła na tragicznej śmierci obojga rodziców. To znowu w polskich i zagranicznych mediach sprzedaje się jako pewnik informację, nie popartą żadnym dowodem, jakoby Prezydent Kaczyński wymusił lądowanie i tym samym doprowadził do śmierci 96 osób. A to dodaje się, dla dodatkowego zszargania, że w dodatku był jeszcze pijany. To znowu jątrzy się opisywaniem, jakie to olbrzymie renty i odszkodowania dostaną rodziny ofiar katastrofy w Smoleńsku, co wywołuje pod adresem wspomnianych rodzin, lawinę komentarzy tak obrzydliwych, że nazwanie ich szambem jest doprawdy komplementem. Innym razem usłużny dziennikarz news o wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego dla „Rzeczpospolitej” tytułuje: „Kaczyński: Współpraca z Tuskiem? Niech się kaja!”. Nieważne, że w stosunku do treści wywiadu tytuł jest nadużyciem i stanowi manipulację wyrwanym z kontekstu fragmentem, a słowa o kajaniu w ogóle nie padły.
(link tutaj: http://www.rp.pl/artykul/506304_Bez_przeprosin_z_PO_nie_bede_wspolpracowal.html)

Poszło! Poszło w eter! Magluje się więc ten jeden zmanipulowany fragment we wszystkich zaprzyjaźnionych mediach wzdłuż i wszerz. I już, już podnosi się krzyk: „Kaczyński taki jak zwykle. Znowu się awanturuje.”  I mało kto zada sobie trud, żeby ten wywiad przeczytać w całości. Przeczytać i w dodatku zrozumieć.

Innym razem sparodiuje się list rodzin katyńskich i też jest ubaw po pachy. I tak w koło Macieju aż się utrwali. 

Wszystko to nie wskazuje moim zdaniem na chęć realizacji hasła „Zgoda buduje”. Wręcz przeciwnie - na celowe jątrzenie i cyniczny zamiar sprowokowania drugiej strony. I nic tutaj nie pomogą rytualne dąsy posła Gowina, który a fe! jak się wzdraga i robi za etatową przyzwoitą twarz Platformy. Gdy jeszcze się doda celową lub nie nieudolność w sprawie wyjaśniania smoleńskiej katastrofy, to nasuwa się jeden wniosek: ktoś tu próbuje doprowadzić do rozróby, aż ludziom puszczą nerwy i tragedia smoleńska, miast wyjaśnienia, doczeka się spostponowania. Sfilmuje się wtedy co bardziej malownicze obrazki: jakieś krzyki, wykrzywione twarze, zaciśnięte pięści i puści to w świat. GW opatrzy wszystko stosownym komentarzem z cyklu: patrzcie na tych chorych z nienawiści oszołomów (ma się rozumieć sformułowanym w jak zwykle pokojowym i wcale nie fanatycznym języku), a spacyfikowana telewizja publiczna ani piśnie słowa sprzeciwu. I tym oto sposobem drugą co do wielkości partię polityczną w kraju i osiem milionów niesłusznych, bo ciemnych, wyborców sprowadzi się do parteru. Ośmieszy się ich, upokorzy, wystawi pod pręgierz drwiny, zdusi obcasem… A tym samym ich racje też będą godne wyłącznie szyderstwa ze strony „postępowej”, europejskiej części Polski. Niewiele wprawdzie większej, ale za to agresywnej i dobrze zmanipulowanej. I gra muzyka, wybory 2011 w kieszeni a wtedy to już 4 lata niczym nie kontrolowanej władzy. A po nas choćby potop!

Że co? Że kraczę? Bardzo, ale to bardzo chciałabym aby to było tylko krakanie. 

Dlatego drogie watahy, zwane czasami dla odmiany „bydłem”, nie dajmy się sprowokować.  

Obserwujmy, punktujmy, upominajmy się o prawdę, zrzeszajmy się, ba! nawet manifestujmy, nawet bardzo stanowczo, nawet czasami nieco ostro, ale jednocześnie rzeczowo, koniecznie w granicach dyskursu publicznego. Niech wszystko się rozegra według naszego a nie palikotowego planu.  

PS: Właśnie na potwierdzenie powyższej teorii Niesiołowski u Olejnik dorzyna watahy bredząc o "pisowskiej awanturze" wokół krzyża, "pisowskim szantażu" żałobą smoleńską itp.Boszszsz... jakie to wszystko przewidywalne.

 

 

Właśnie w TVN24 poseł Halicki nakłamał, że Kaczyński w swojej wypowiedzi po łódzkich wypadkach nawet nie złożył kondolencji rodzinom tylko uprawiał politykę i podgrzewał nastroje (chociaż właśnie od kondolencji Kaczyński zaczął). Jak widać oczekiwanie na najmniejsza chocby refleksję jest oczekiwaniem płonnym.

 

 

 

Belka
O mnie Belka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka