Wprawdzie ludowa madrosc utrzymuje, ze "gospodarka, glupcze" i jest to front ciezki, to na dodatek zdaja sie pojawiac dla Baracka Obamy rowniez niedobre trendy w kwestii polityki zagranicznej - dotycza one bardziej mikropolityki, nie makro, i nie do konca w ogole polityki zagranicznej - tym niemniej, konsekwencje moga byc bardzo powazne dla jego szans w wyborach. Na pewno jest tu jakas niesprawiedliwosc, bo w kwestii zagranicznej Obama sobie jakos radzil w ciezkich czasach, per saldo, choc nie ustrzegl sie paru gaf, z ktorych najgorsza byla wymiana planow z ex-Prezydentem Rosji (to nb. na razie w kampanii jest nieporuszane, ale bedzie juz niedlugo). Ale - to wszystko w sumie niegrozne.
Sprawa ktora chce poruszyc jest generalnie znana - w Libii zginal w zamachu terrorystycznym ambasador Stevens i trzech Amerykanow, zwiazanych z misja w Libii. Nie ulega dzis watpliwosci, ze nie bylo to tak, ze tlum oburzony jakims filmem na YT spontanicznie protestowal przed konsulatem w Benghazi i jakos sytaucja wymknela sie spod kontroli, jak na poczatku utrzymywala administracja Obamy - sa obecnie dowody, ze Departament Stanu mial wiarygodne sygnaly, ze cos sie szykuje, ale na nie nie zareagowal, byc moze dla korzysci politycznych, byc moze ze zwyklej krotkowzrocznosci. Republikanie naturalnie probuja to wykorzystac i zaszkodzic wizerunkowi Obamy (przesluchania w Kongresie, ataki kampanii Romney'a), tym bardziej, ze Demokraci bardzo ostro zaatakowali poczatkowa rekacje Romney'a na te wydarzenia. W sumie jednak, wydaje sie ze sprawa jest na tyle zagmatwana, ze niesposob bedzie konkretnie usidlic tu Baracka, jesli juz, to zaniedbania byly na poziomie nizszym.
Naturalnym impulsem zeby cala sprawe przeciac dla Demokratow byloby - jak juz pojawiaja sie glosy sympatykow, zeby zwalic cala wine na Departament Stanu, ukarac na kogo tam padnie i "move on". Tak zapewne by sie stalo juz przedwczoraj, gdyby nie to, ze Sekretarzem Stanu jest Hillary Clinton, ktorej z kolei mezem jest Bill Clinton, a ktory staje sie coraz bardziej potrzebny - jesli wrecz nie kluczowy - dla kulejacej ostatnio kampanii Baracka Obamy. Trudno sobie wiec wyobrazic, zeby Obama mogl sobie teraz pozwoilc na upokorzenie Hillary - typu zmuszenie jej do rezygnacji czy postawienie jej w sytuacji implikujacej ze sobie nie radzi jak Sekretarz co byloby oczywiste jesliby musiala przeprowadzic teraz jakas czystke na polecenie Obamy. Wydaje sie, ze Hillary raczej zrezygnuje sama (co automatycznie spowoduje odplyw Clintonitow - warte to jest co najmniej 5% glosow) niz pozwoli na utracenie jej szans w wyborach 2016 biorac na siebie caly ogien opozycji i przyznajac sie do bledow ktore kosztowaly zycie 4 Amerykanow
Obama wiec chyba bedzie musial tu kryc Hillary - i posrednio wziac na siebie caly "pyl" (fallout) z tej calej sytuacji. To zapewne kosztowac bedzie go 2-3% glosow niezaleznych, szukajacych pretekstow zeby opuscic jego okret. Ale - takie de facto zignorowanie calej sytaucji, niezaleznie od tego, co Republikanie beda probowac teraz wylac na Hillary i na jego glowe - pozostaje jego najlepsza opcja. Nic w ten sposob naturalnie nie zyska, ale najmniej straci.
P.S. Dzis (10-10-2012) w Kongresie zeznawali przed Komisja dyplomaci, ochrona i swiadkowie z konsulatu w Benghazi, widac wyraznie, ze Republikanie bede probowali zmusic Obame do zajecia jakiegos stanowiska wobec bledow Departamentu Stanu i vice versa - wczoraj zas Departament Stanu odcial sie od interpretacji Bialego Domu uzytych dla opisania kryzysu, i zanegowal, ze DS mial cokolwiek wspolnego z interpretacja BD. Slowem, idzie tak jak myslalem.
P.S. P.S. 10-10-2012, godzina 9 wieczor EST) Rozwija sie - dzis wieczor media zwiazane z GOP juz mowia wprost, ze teraz trzeba przepytac Hillary Clinton co sie dzieje, i dlaczego toleruje taki bajzel w swoim departamencie.
