"Bohater" jednego z moich komentarzy ," Zakładnik - pani Magdzie Figurskiej", inspirowany z pewnością zasłyszaną w dzieciństwie legendą walecznych samurajów, próbuje dziś dokonać bezprecensowego aktu samooczyszczenia. Zadaje sobie trzy ciosy, licząc na zrozumienie zebranej publiczności. Każdy z nich, sygnalizowany rytualnym okrzykiem kiai, ma być w zamyśle tego wojownika, śmiertelny:
Kiai nr 1: jestem cynicznym kłamcą, który z miną pokerzysty blefuje żeby "zagadać" fakty niekorzystne dla jego klientów
Kiai nr. 2: plotę co mi ślina na język przyniesie, byle tylko pojawić się w mediach
Kiai nr. 3: jestem zwyczajnie głupi
Jednak, zakładając nawet szczere intencje inkryminowanego wojownika, z żalem niewypowiedzianym, acz wielkim, śpieszę donieść, że całe to przedstawienie nie zyska poklasku nielicznych obserwatorów. Brak podstawowych rekwizytów i fatalny scenariusz pozwala na ocenę, iż mamy przed oczami spektakularną klapę klapę. Ale przecież jeszcze jest zawsze nadzieja. Bo przecież w końcu i najbardziej twarde miejsce poniżej pleców musi ulec potędze ostrej katany lub wakizashi, na których siedzi nasz wojownik. A trzymają te miecze w rękach doświadczeni bojem dostojnicy gwardii cesarskiej Imperatora.
Tylko, że to już nie będzie seppuku a efekt mądrości etapu.