Już w kilku notkach, od dłuższego czasu pisałem o podobieństwie Bronisława Komorowskiego do Andrzeja Leppera. To toporne poczucie humoru: "jak można zgwałcić prostytutkę" "kaszaloty" albo słynny pocałunek "bo od czegoś trzeba zacząć"są tożsame dla obu mężów stanu (sic!!!). Jacek Żakowski nazwał kiedyś Andrzeja Leppera mężem stanu, Bronisława Komorowskiego tak tytułowali jego sztabowcy i celebrities z jego komitetu honorowego.
Janusz Palikot - co ich z nim łączy? Też bardzo wiele - Lepperzachłysnął się sztuczkami socjotechnicznymi, aż w pewnym momencie, co prawda na chwilę, ale stał się! ulubieńcem salonu, razem z Romanem Giertychem. Poseł PO chwytał się powoli różnych sztuczek. Każdy już je zna. Tylko on je wykorzystuje z większą premedytacją. Bronisław Komorowski jest kimś pomiędzy nimi, ze względu na udaną kampanię ale, przyznacie Państwo sami, jest sztuczny i nie porywa tłumów.
Tych trzech panów ubarwiało i ubarwia nam życie polityczne. Nie mają szczególnych zasług dla kraju, które jednym tchem wymieniłby jakiś przygodnie spotkany Polak. Ta trójka jest różną wersją tego co w Polakach najgorsze i co prowadzi do kłótni. Brak im dalekowzroczności. Brak charyzmy. Nadrabiają rubasznością i nierzadko pieniactwem, choćby wymienić słowa "jaki prezydent, taki zamach". Na ich widok ludzie reagują przyspieszonym biciem serca, bo ściagają PiS i Kaczyńskich (nawet po śmierci prezydenta) albo odwrotnie - bo wiedzą, że dobrze wybierali i wybrali i oni za nich będą pilnować, ogólnie rzecz biorąc, ciemnogrodu, by się zbytnio nie rozhasał i nie wywrócił salonowych stolików.
Tusk zdaje sobie z tego sprawę i musi zdecydować, jak przeprowadzić podział PO, który nieunikniony nastąpi. Prędzej czy później. Na najbliższy czas, PO będzie musiała zdecydować - Jarosław Gowin czy Janusz Palikot?