Po tym jak Osama Bin Laden zainspirował udane ataki na WTC stał się wrogiem publicznym. Amerykanie posatwili sobie za pkt. honoru aby go dorwać w jakikolwiek sposób i niedopuścić do powstania i rozprzestrzenienia się jego legendy. Nie chcieli także słuchac jakich kolwiek mitów na jego temat. Załatwili sprawę po swojemu. Co prawda prawie po 10 latach ale udało im się. I kto by nie rządził w USA, Obama czy McCain tak samo by zrobili. Działaliby na potrzeby swego wzrostu popularności.
Obrońcy praw człowieka biją na alarm, że tak się nie robi, nie zabija się terrorystów. Ich się pojmuje, zamyka w celi z Internetem i tv i siłownią i umożliwia warunki wypoczynku. Po nim następuje zwolnienie z odbywania "kary" i zadość prawom człowieka zostaje raz na zawsze uczyniona.
To mam pytanie dla różnej maści obrońców praw człowieka: coście robili, kiedy pierwszy obywatel RP był obrażany i media komercyjne a teraz i państwowe strzelały i strzelają nadal do jego osoby, jego rodziny? Dlaczego ta maść obrońców nie rozdziera nad nim szat a nad terrorystą to już im to jakoś sprawnie idzie i w miarę spójnie?
Nie przyrównuję działalności tych osób. Różnią ich galaktyki zachowań. Ale media nie widzą nic zdrożnego w roztrząsaniu jednego i kpieniu w żywe oczy pozostałych ludzi, wyborców drugiego. Hipokryzja i mieszanie w głowach.
Drogi Czytelniku nie idź tą drogą. Nie łykaj tego!
Jeden z nich umarł w słusznej sprawie i jego pamięć jest targana za to, że walczył o podmiotowość państwa polskiego a drugi został zabity za to, że zabijał innych, ale uśmiercono go bo nie chciał się poddać wezwaniom komandosów i jego wyniesie się na piedestał. Medialny. I mam nadzieję, że tylko taki - czyli zapomnimy o nim bardzo szybko. A drugiego, mam nadzieję docenimy.