Stał się cud. Zdeklasowaliśmy dziś Szwecję w piłce ręcznej. To czterokrotni mistrzowie Europy i wicemistrzowie olimpijscy. Potęga. Nasza husaria rozniosła ich jednak na kopytach, jak pod Kircholmem. Różnicą 10 bramek. A w pewnym momencie utrzymywała się nawet różnica 14 bramek. Nie spodziewałem się. Nikt chyba się nie spodziewał.
W poprzednim poście dotyczącym Mistrzostw Europy w Danii ubolewałem nad eksponowaniem przez trenera nieudolnych weteranów Bieleckiego i Lijewskiego. Dziś muszę częściowo odszczekać tamte słowa. Obaj zagrali wyśmienicie. Jak stare wilki. Kąsali rzadko. Ale bezwzględnie i na śmierć. Zwycięstwo dała nam rozszalała młodzież umiejętnie asekurowana przez starszyznę i dopouszczona w końcu do gry. Tak trzymać. Może jednak ten szczypiorniak nie jest jeszcze tak przegniły jak inne dyscypliny.
Może w końcu coś się przełamie w naszej smutnej, przegranej rzeczywistości. Polacy potrzebują sukcesu jak tlenu. Na jakimkolwiek polu. Przecież nie jesteśmy gorsi od innych narodów. A jednak od lat fortuna nas nie rozpieszcza. Sport to dobre miejsce żeby odreagować kompleksy i klęski. I dobre miejsce, żeby przerzucić wajchę losu. Spróbujmy.