bren bren
738
BLOG

Sport a polityka

bren bren Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 89


Sport to walka. Takie bezkrwawe (nie zawsze) zastępstwo wojny, czyli „kontynuacji polityki innymi środkami”. Towarzyszą temu ogromne emocje. Niekiedy pomocne, niekiedy przeszkadzające w osiągnięciu zwycięstwa. A tylko ono się liczy. Poza bezpośrednimi starciami i ich suchymi wynikami, także w tej dziedzinie toczą się negocjacje, konsultacje, renegocjacje na różnych poziomach. Oficjalnie i zakulisowo.
Starzy Polacy pamiętają uczucia, jakie wywołał inauguracyjny mecz hokejowych mistrzostw świata w 1976 r. w Katowicach. Młodsi mogą sobie o tym jedynie poczytać. O tym, jak nawet ci, którzy do tej pory nie mieli pojęcia, jak wygląda krążek, zawiadamiali się nocą, by oglądać nadawaną z opóźnieniem relację z zaskakującego triumfu polskiej reprezentacji nad utytułowaną Sborną. Jak następnego dnia w drobnych wzmiankach na drugich stronach gazet informowano o pierwszej wygranej polskich hokeistów z ZSSR (po 25 porażkach w 25 spotkaniach; stosunek bramek – 31:255). Jakby nic nadzwyczajnego się nie stało, choć ostatnia konfrontacja (na IO w Innsbrucku), raptem dwa miesiące wcześniej, w lutym, zakończyła się wynikiem 1:16, nieodbiegającym specjalnie od rezultatów z trzech poprzednich MŚ (1:15; 2:13; 0:17).
Ten, komu to nie przypomina wzruszeń, związanych z pokonaniem reprezentantów ZSSR w jakiejkolwiek dyscyplinie, niewiele z tego pojmie. Będzie się zapewne dziwił, bo przecież całe mistrzostwa zakończyły się klęską – bramka stracona 21 sekund przed końcem ostatniego meczu oznaczała spadek polskiej reprezentacji z grupy A, z której w ten sposób wywalili ją Niemcy (zachodni). Z kolei Sborna, przegrywając w finale z Czechosłowacją, nie zdobyła 15., a 4. z rzędu mistrzostwa. Na co porażka poniesiona 8 kwietnia nie miała żadnego wpływu.
Jeśli nie liczyć rejterady tow. Grudnia z wypełnionego rozentuzjazmowaną publicznością Spodka, do poważnego kryzysu politycznego nie doszło. Krążący wówczas dowcip o telegramie od Breżniewa (Gratulacje. Stop. Gaz. Stop. Ropa. Stop.) nie stał się rzeczywistością (przynajmniej natychmiast). Smak nieprawdopodobnego triumfu trwał długo.
Poza unormowaną sytuacją na szczytach władzy, poprawy wymagały jednak tzw. stosunki międzyludzkie. Rywale z lodowiska nie byli, i nie zamierzali być wrogami. Lecz atmosfera wzajemnych kontaktów przypominała (opisywaną później) pomeczową kolację, którą upokorzeni członkowie Sbornej szybko i w milczeniu opuścili. Podjęto więc – mniej już znane – negocjacje. Przy pierwszej nadarzającej się okazji ustalono spotkanie delegatów.
Dołożono wszelkich możliwych starań. Cała drużyna, solidarnie, odstąpiła co tłustsze kąski trzem wybranym zawodnikom, których uznano za najmocniejszych. Po tym podkładzie, obciążeni charakterystycznie pobrzękującymi torbami, udali się na umówioną wizytę. Podejmował ich pewien obrońca, nawet wśród hokeistów wyróżniający się potężną posturą. Z uśmiechem przyjął przekazaną mu zawartość toreb, którą nasi dzielni reprezentanci uważali za wystarczającą na spore przyjęcie, z nadwyżką możliwą do potraktowania jako upominek. Lody zostały przełamane.
Lekki niepokój ogarnął gości, gdy ujrzeli, jak przyniesione przez nich zaopatrzenie, dołączone do ułożonych poziomo w szafie zapasów, staje się ich znikomą cząstką. Wszakże ze względów kurtuazyjnych trudno było odmówić propozycji, by napić się przed rozpoczęciem właściwej imprezy. Intensywna konsumpcja w sposób ledwie zauważalny wpłynęła na uszczuplenie zasobów szafy. Relacjonujący te wydarzenia twierdził, że to on wytrwał najdłużej naprzeciw rozlewającego trunki gospodarza, i przed utratą przytomności zdołał zarejestrować, iż głowy obu kolegów spoczywają nieruchomo na stole. Wszelako prawdziwości jego wersji nie udało się nigdy zweryfikować, a dalszy przebieg wieczoru on sam poznał z relacji innych.
Życzliwie uśmiechnięty obrońca dostarczył całą trójkę (naraz!) do pokoju, gdzie zgromadzili się członkowie drużyny, oczekujący na powrót posłów. Po przekazaniu bezwładnych ciał w opiekuńcze ręce, zaprosił obecnych na mały bankiecik. Niestety, z oferty nikt nie skorzystał, co przynajmniej po części należy usprawiedliwić faktem, że zawodnicy wytypowani jako najsilniejsi zostali już wyeliminowani, a pozostali stwierdzili u siebie wyraźne braki w przygotowaniu kondycyjnym. Reprezentant Kraju Rad przyjął odmowę ze zrozumieniem, po czym przeprosił, że nie posiedzi dłużej, bo chciałby się wreszcie porządnie napić. I oddalił się z godnością.
Ponieważ cel negocjacji został spełniony i późniejsze spotkania kadrowiczów nacechowane były sympatią, ogólny bilans sukcesów i niepowodzeń pozostał dyskusyjny. Ale dla większości to są nieistotne szczegóły. Dla wielu, dla bardzo wielu irracjonalna radość z pyrrusowego, jedynego, nasyconego podtekstami, niewiarygodnego zwycięstwa nad hokejową potęgą stała się ważniejsza od medali, tytułów i rekordów. Wynik idzie w świat, a życie, z pozbawionymi rozsądku odczuciami, idzie swoją drogą. Każdy oceni we własnym zakresie, czy to beznadziejnie głupie, złe, czy dobre emocje. Gdyby z nich jednak zupełnie wyprać te resztki sportu, z jakimi mamy do czynienia, polityka nie miałaby się do czego mieszać. A przecież mieszała się ze sportem od zawsze.

Zobacz galerię zdjęć:

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura