Jak doniosła Rzeczpospolita, Kazimierz Marcinkiewicz przestał pracować w banku Goldman Sachs w Londynie. Pytanie - dlaczego? Przecież to wielka strata, z perspektywy wizerunku tego banku w Europie. K . Marcinkiewicz jest nie tylko symbolem seksu według magazynu Viva i Gala, ale też wielkiej polityki przez duże P. Moralny brylant, który pozostawił swoją żonę wraz z czwórką dzieci dla młodszej fanki ładnych kozaczków, wedle krążących w Warszawie plotek tworzy nowy byt polityczny wraz z Romanem Giertychem, Mariuszem Kamińskim, oraz Radosławem Sikorskim. Stworzy podwaliny pod nową zupełnie konserwatywną partię o zapatrywaniach na zmianę polskiej sceny politycznej – jak zwykle. Takie nietradycyjne tchnienie i świeża jakość moralna. Goldman zanotował w ostatnim kwartale, największe zyski od ponad trzech lat. Lloyd Blankfein CEO banku otrzymał 13 mln dolarów bonusu. Podczas gdy K. Marcinkiewicz stracił bądź zrezygnował ze swojej pozycji, na rzecz lepszego jutra w kraju.
Ja przyznam szczerze cenię byłego premiera za sweterek góralski przywdziany podczas jednej z konferencji prasowych organizowanej wśród mieszkańców Podhala. Poza tym nic o nim nie wiem. Widziałem go tylko raz na żywo w locie BA850, pewnej jesiennej niedzieli, kiedy to siedział przez alejkę, prawie na wyciągnięcie dłoni, starzejąca się już stewardesa przyszła z zapytaniem czy podać coś do picia. Ze względu na skoki ciśnienia, lub inne powody pan Kazimierz początkowo nie zrozumiał, po krótkiej pauzie jednak wyartykułował „orange juice”. Jeszcze chwilę po lądowaniu w autobusie transferowym, grono absztyfikantów oblegało byłego premiera prawiąc mu komplementy jednocześnie trzymając w lewej dłoni wiaderka z wazeliną. Taka specyfika ludzi sławnych. Niby błahostka ale jakże ważna we współczesnej polityce. Nie od dziś wiadomo że szczegóły tworzą ciekawe obrazy przyszłości. I tego sobie życzmy panie Kazimierzu, pięknych widoków na przyszłość, tego się trzymajmy.
