Naszła mnie ostatnio myśl o przetestowaniu kapitalizmu w Polsce. Taka specjalna strefa ekonomiczna. Odpowiednik Hongkongu w Chinach.
Najlepiej gdyby udało się to zrobić w niezamieszkałej części kraju, by nie postawić mieszkańców w nowej sytuacji.
W takim siedemnastym województwie ustanowiono by zupełnie nową konstytucję, prawo i podatki.
Stworzono by państwo-miasto. Skrajnie liberalne. Krwiożercze wręcz.
Nowa konstytucja dawałaby pełną niezależność od UE i do pewnego stopnia od samej Polski. Nie byłoby więc ograniczeń w uchwalaniu prawa.
Podatki by były maksymalnie uproszczone.
Pomocy socjalnej by nie było wcale. Zero. Null.
Ani jednego szpitala, czy szkoły opłacanej z budżetu.
Wyjątkiem byłaby policja, wojsko i polityka + minimalna biurokracja.
Tylko to byłoby opłacane z budżetu, bo i na więcej nie byłoby stać.
W zamian byłyby skrajnie niskie podatki.
Miasto te by było nastawione na robienie pieniędzy. Nie dla budżetu jednak, a dla ludzi.
Budżet byłby bardzo skromny i prosty jak drut.
Ludzie mieliby więc wolny wybór: mieszkać w bezpiecznej socjalnie Polsce, czy przeprowadzić się do nowego województwa nastawionego na robienie pieniędzy, ale kosztem socjału.
Jedyne szpitale byłyby prywatne.
Tak samo jak ubezpieczenie zdrowotne.
Podobnie z emeryturą.
Z drugiej jednak strony, to nikt tam by nikomu nie kazał mieszkać.
Silna konkurencja na rynku ubezpieczeń wymusiłaby natomiast obniżenie składek.
Dziś państwowa składka zdrowotna kosztuje podobno coś w okolicach 190zł, podczas gdy podobna składka w prywatnej ubezpieczalni kosztuje ok. 80zł.
Nawet biedakowi byłoby więc taniej. Przynajmniej w mojej teorii. Gorzej z ludźmi nieodpowiedzialnymi.
Czy drogi mogą być budowane za prywatne pieniądze?
Czy w ogóle to by wypaliło?
Czy ludzie sobie by krzywdy nie zrobili?
Gdzie ludzie by więcej zarabiali?
Gdzie ludzie woleliby mieszkać?
Czy powstanie państwa-miasta w Polsce i UE jest prawnie realne?
p.s. Tekst jest lekko prowokacyjny. Chciałbym sprowokować czytelników do dyskusji: „Co by było gdyby...”