Roman.Graczyk Roman.Graczyk
344
BLOG

Rozdział czwarty: W sidłach - odcinek 75

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

  Sabina Kaczmarska - cd

Dobrze zachowane akta agenturalne dają nam dwie korzyści badawcze. Po pierwsze, pozwalają opisać faktyczną rolę osoby współpracującej ze Służbą Bezpieczeństwa. Po drugie, dostarczają informacji na temat inwigilowanych osób czy środowisk. Gdy chodzi o pierwszy aspekt tego zagadnienia, opiszemy go później. Co do drugiego, to w dossier Sabiny Kaczmarskiej jest wiele tego rodzaju informacji pokazujących nastroje i poglądy ludzi „Tygodnika” wobec najważniejszych wówczas kwestii życia publicznego. W tym sensie (w takim zakresie, w jakim Kaczmarska po prostu relacjonuje te nastroje i poglądy) jej donosy mają dużą wartość poznawczą.

Relatywnie mniejsza jest wartość poznawcza tych donosów, w których do głosu dochodzą silne własne przekonania ich autorki lub/i obecne jest w nich echo poglądów SB. Skoro agenci Służby Bezpieczeństwa mieli w niektórych sprawach poglądy takie same lub zbliżone do poglądów swoich oficerów prowadzących, to musiało wpływać na wiarygodność przekazywanych przez agentów informacji. Marek Skwarnicki, na którego Sabina Kaczmarska napisała wiele donosów, twierdził w rozmowie ze mną[1], że często jej opinie na jego temat były formułowane pod kątem oczekiwań SB. Tak mogło być i to jest dodatkowa trudność, którą musimy uwzględnić, gdy na podstawie donosów rekonstruujemy tamtą rzeczywistość.

Teraz konieczna dygresja historyczna, bo bez niej cytowane niżej fragmenty donosów Sabiny Kaczmarskiej byłyby słabo zrozumiałe dla czytelnika AD 2011. Późne lata 60. to okres kulminacji sporu komunistycznego państwa z Kościołem katolickim, uosabianym przede wszystkim przez kardynała Wyszyńskiego[2]. Polityka komunistów wobec Prymasa od przełomu październikowego co najmniej do marca 1968 (a pod pewnymi względami do połowy lat 70.) polegała nie tylko na jego otwartym zwalczaniu, ale przede wszystkim na jego prezentowaniu w kręgach katolickich w nadzwyczaj ciemnych barwach. Zwalczając Prymasa, ukazując go jako szkodnika, warchoła, osobowość wsteczną, nierozumiejącą wyzwań współczesnego świata, a nawet nienadążającą pod tym względem za własnym Kościołem, Gomułka i jego ludzie próbowali w ten sposób wzmocnić podziały w Kościele i oddziaływać destabilizująco na pozycję Prymasa. Naturalnymi polami do tych knowań były wszystkie kwestie związane najpierw z przebiegiem Soboru, potem z wdrażaniem reform soborowych w polskim Kościele, a w końcu z ewentualnym porozumieniem dyplomatycznym PRL – Stolica Apostolska. Otóż na tych polach katolicy skupieni w ruchu „Znak”, w tym także ci ze środowiska „Tygodnika Powszechnego”, mieli zapatrywania wielce odmienne od poglądów Prymasa. Nie wchodząc w ocenę racji obecnych w tym sporze, powiedzmy jasno, że dominował on nad wszelkimi ówczesnymi debatami w światku katolickim. I tu dopiero zaczyna się specjalne zadanie, jakie władza komunistyczna postawiła Służbie Bezpieczeństwa.

W aktach krakowskiego Wydziału IV z tamtego czasu znajdziemy wiele  dowodów na to, że SB usiłowała te naturalne różnice powiększać i w ten sposób maksymalnie osłabić Prymasa. Przy czym, mając do czynienia z „postępowymi katolikami” z „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i KIK-u, SB jednoznacznie stawiała na nich jako na przeciwników Wyszyńskiego. Oni byli naprawdę wewnątrzkościelnymi oponentami Prymasa, ale dla SB to za mało. Chciano wzmocnić ich krytycyzm w stosunku do Prymasa. Miało to wytworzyć wokół Prymasa taką atmosferę, w której jego pozycja symbolicznego Interrexa byłaby nie do utrzymania – a „postępowi katolicy” mieli być w razie czego żywym dowodem, że radykalne działania władz wobec Wyszyńskiego są smutną koniecznością. W niektórych SB-eckich analizach stawia się wprost postulat odwołania Wyszyńskiego do Watykanu. I – podkreślmy – nie brzmiało to wtedy fantastycznie, jeśli pamiętać o tym, jaki los spotkał arcybiskupa Zagrzebia, kard. Franjo Sepera, który został niby awansowany do Watykanu, a faktycznie odwołany z Zagrzebia po podpisaniu porozumienia watykańsko-jugosłowiańskiego w 1966 r., któremu był przeciwny. Podobnie kard. Wyszyński niechętnym okiem patrzył na próby porozumienia polsko-watykańskiego podjęte w roku 1967. W planach działania krakowskiej SB z tamtego okresu wielokrotnie pojawiają się sformułowania w rodzaju: „t.w. będzie lansował pogląd, że ...”, „t.w. będzie podsycał istniejące różnice zdań” etc. To były zadania dla tzw. agentury wpływu. Sabina Kaczmarska zasadniczo nie przynależała do tej kategorii, jej zadanie polegało raczej na zdobywaniu informacji.

Wydaje się, że dopiero czytane w świetle powyższych uwag donosy Sabiny Kaczmarskiej stają się naprawdę interesujące.         

Donos z 22 czerwca 1967 r.: „Przemówienie pożegnalne Wojtyły przed wyjazdem po kapelusz kardynalski (21.06.br.) zostało w redakcji <<TP>> przyjęte jako <<mowa do maluczkich>>. Skwarnicki powiedział wprost, że Wojtyła nie wierzy sam w siebie jest oszołomiony sypiącymi się na niego łaskami i jest w stanie tylko z pokorą je przyjmować. W porównaniu z Sapiehą Wojtyła traci b. dużo. Tamten przyjmował łaski i tytuły jako mu należne, a gdy występował, to było wiadomo czego chce. Wojtyła jak na razie sili się tylko na pokorę. Jeżeli obsypuje się go godnościami to widocznie są do tego powody. Wojtyła nie powinien zastanawiać się czy jest godny takich łask, lecz wyciągać konsekwencje z tego wypływające i coś robić. Inaczej będzie tylko i wyłącznie jednym z członków episkopatu i pozostanie pod kapeluszem Wyszyńskiego. Wojtyła w spływających na niego dostojeństwach czuje się jak prostaczek we wspaniałym hotelu. To jeszcze za mało, aby być faktycznie kimś”.

Donos z 6 lipca 1967 r.: „Skwarnicki relacjonował w redakcji treść przemówienia Wojtyły wygłoszonego w ostatnich dniach w Rzymie [po otrzymaniu przez arcybiskupa Krakowa godności kardynalskiej – RG]. Uważa wystąpienie to za niepokojące. Wojtyła miał mówić ostro o ateizmie, który cienką warstwą otacza glebę wiary i podkreślać potrzebę walki z nim. Poza tym Wojtyła zakończył swoje kazanie hołdowniczym wprost ukłonem pod adresem Wyszyńskiego. Zdaniem Skwarnickiego Wojtyła wydaje się dbać bardzo mocno o względy prymasa, kto wie czy nie zbyt mocno. Indywidualność Wojtyły w tym świetle nie wróży na przyszłość <<rewolucji>> w kościele”.

Donos z 16 września 1967 r.: „Bardzo ujemnie oceniono w redakcji <<TP>> zachowanie się hierarchii kościelnej w trakcie wizyty de Gaulle’a [na początku września 1967 r. prezydent Francji przebywał z oficjalną wizytą w Polsce – RG]. W stosunku do Wyszyńskiego używano wprost niewybrednych epitetów za jego aspiracje polityczne i odmowę udziału w przyjęciu wydanym przez gen. de Gaulle’a. Myślik wprost wołał, że on przejdzie na protestantyzm, gdyż poglądy i polityka biskupów jest fałszywa i mu nie odpowiada. (...)

Duże pretensje mają również do Wojtyły, że nie powitał de Gaulle’a w Katedrze na Wawelu. Przypuszczają, że zakazał mu uczynić tego Wyszyński, więc Wojtyła posłusznie się podporządkował. Atakowano ks. Bardeckiego, że w takich wypadkach powinien Wojtyle próbować chociażby doradzić co należy robić. Skąpski zaś wprost powiedział, że jeżeli kard. Wojtyła się boi Wyszyńskiego to do kolegium kardynałów nie można go faktycznie zaliczać”. Zauważmy na marginesie, że przytoczona tu opinia Tadeusza Myślika jest podana wprost, słowo w słowo. Taka często bywa poetyka donosów w ogóle, i donosów Sabiny Kaczmarskiej też. Czytając takie passusy, musimy naturalnie stosować tu jakiś filtr zdrowego rozsądku. Czym innym jest fakt, że Myślik prawdopodobnie wypowiedział takie słowa, a czym innym jest ich zwartość semantyczna – inna od ich potocznego sensu. W opisanej tu sytuacji Myślik wyraził się w taki sposób, jaki był i jest przyjęty wśród zaangażowanych katolików na określenie silnej dezaprobaty dla poczynań oficjalnych przedstawicieli Kościoła. Myślik użył tu zatem pewnego kodu językowego zrozumiałego dla jego słuchaczy z redakcji „TP”. Czy był on zrozumiały także dla analityków z SB, nie wiemy.

Donos z 21 września 1967 r.: „Spekuluje się (...) w redakcji, że jeżeli Wyszyński nie wyjedzie na Synod [ze względu na spodziewaną odmowę paszportu – RG] to dla Wojtyły ze względów osobistych będzie b. korzystne. Wojtyła wówczas na Synodzie wystąpi jako główny przedstawiciel polskiego episkopatu, co niewątpliwie umocni jego prestiż. Chociaż może stać się inaczej. Nowy kardynał jest b. uległy wobec Wyszyńskiego i być może, że solidaryzując się z nim nie skorzysta z możliwości wyjazdu. Było by to bardzo niemądre – bo kościół na pewno na tym nie mógłby zyskać”.

Donos z 28 września 1967 r.: „Hennelowa bardzo gwałtownie i krytycznie skomentowała wystąpienie kard. Wojtyły w Bydgoszczy. Zarzuciła Wojtyle brak umiaru w wychwalaniu Wyszyńskiego, potępiła jego uległość i podporządkowanie się prymasowi. Zapytała ks. Bardeckiego czy Wojtyła nie ma nic innego do roboty niż wychwalać Wyszyńskiego? Ks. Bardecki zaskoczony pytaniem coś tam pod nosem mruczał, ale ani nie chwalił, ani nie potępiał Wojtyły”.

Donos z 5 października 1967 r.: „Z wypowiedzi Myślika oraz ks. Bardeckiego wynika, że nie są oni zadowoleni z aktu odmowy wyjazdu polskiej delegacji biskupów na Synod [biskupi z kard. Wojtyłą na czele demonstracyjnie zrezygnowali z wyjazdu na znak protestu przeciwko odmowie paszportu dla kard. Wyszyńskiego – RG]. Według ich przekonania, ktoś do Rzymu powinien spośród członków episkopatu wyjechać”.

Donos z 2 listopada 1967r.: „Redaktor techniczny <<TP>>, Skąpski bardzo krytycznie wyrażał się o peregrynacji obrazu MB – czy też nawet ram od obrazu. Stwierdził, że to jest nieodpowiedzialne, że takie imprezy nie mają nic wspólnego z religią, że mącą one jedynie pokój społeczny, dają podstawę do różnych osobistych rozgrywek w środowiskach itp. Ks. Boniecki przeciwstawił się jednak takiej opinii. Powiedział, że on również miał podobne zdanie jak Skąpski, ale widząc przebieg imprez peregrynacyjnych doszedł do przekonania, że są celowe i słuszne. Jego zdaniem podnoszą one religijność mas, a po drugie wiążą te masy z kościołem. Trzeba bowiem wiedzieć, że w poszczególnych miejscowościach nie ma jednego mieszkańca, któryby odmówił przyjęcia obrazu MB pod swój dach. Partyjni przyjmują obraz w nocy, ale przyjmują”.

Donos z 28 marca 1968 r.: „W dniu 26.III.br. ks. Bardecki przyniósł do redakcji <<TP>> list, jaki episkopat skierował do premiera Cyrankiewicza w związku z ostatnimi zajściami studenckimi [krytykujący władze za użycie przemocy wobec młodzieży – RG]. Tekst listu czytałem [tak w maszynopisie – RG]. Jest to poszerzona wersja dokumentu, jaki był czytany w kościołach w dniu 24.III.br. Ks. Bardecki stwierdził, że list ten zawiera zbyt ostre sformułowania i akcenty. Jego zdaniem nie było konieczne, aby taki tekst został przez władze kościelne obecnie sporządzony. Z opinią Bardeckiego zgodził się B. Mamoń, który również czytał list”.

Donos z  26 czerwca 1969 r.: „Na temat śmierci Zawieyskiego krążą opinie, że zmarły dokonał samobójstwa pod wpływem silnej depresji psychicznej. (...)

W redakcji <<TP>> z dużym oburzeniem mówi się o postawie kard. Wyszyńskiego wobec zmarłego. Nie wziął on udziału w uroczystościach pogrzebowych, a proszącym go o tę przysługę wobec zmarłego (zdaje się Stommie) odpowiedział: <<nie mam czasu>>. Żychiewicz i o. Kasznica (...) wprost lżyli Wyszyńskiego. Żychiewicz stwierdził, że <<postępki>> Wyszyńskiego należałoby skrupulatnie spisać i przy okazji <<rzucić mu nimi w twarz>>”.

W donosie z 24 października 1969 r. t.w. „Targowska” napisała, że w „TP” krytycznie oceniono wystąpienie kard. Wyszyńskiego na Synodzie Biskupów. I dalej: „Również wystąpienie kard. Wojtyły na Synodzie uważa się w <<TP>> za mętne i niejasne; odpowiadające zresztą mentalności autora”.

 

Powyżej wspomniano o przytoczonych przez Sabinę Kaczmarską słowach Tadeusza Myślika z 1967 r., który w stanie niejakiego wzburzenia miał się wyrazić, że wobec niezadowalającej go postawy biskupów on „przejdzie na protestantyzm”. Zaznaczono, że dla zrozumienia właściwego sensu tych słów, trzeba je czytać przy pomocy pewnego kodu językowego, jaki zaangażowani katolicy tamtej doby stosowali w rozmowach w swoim gronie. Podobny zabieg musimy stosować, jeśli nie chcemy dać się zwodzić, interpretując słowa redaktorów „TP” o kardynale Wyszyńskim i kardynale Wojtyle. Takie słowa niewątpliwie padły: Kaczmarska podaje zbyt dużo, zbyt jednoznacznie brzmiących opinii kolegów z redakcji na ten temat, byśmy mogli przyjąć, że t.w. „Targowska” coś tu przekłamuje. Błędem byłoby natomiast branie przytoczonych słów á la lettre. Takie podejście prowadziłoby do wniosku już nie o dystansie do Wyszyńskiego, ale wręcz o systematycznej wrogości, godnej nie wewnątrzkościelnych krytyków linii Prymasa, ale jego zaciekłych przeciwników. Odnośnie Wojtyły to podejście prowadziłoby, analogicznie, do wniosku, że między „Tygodnikiem” a metropolitą krakowskim w drugiej połowie lat 60. porozumienie było zasadniczo słabe. A tak przecież nie było.

Jak zatem było? Nie tu miejsce na poważniejszą analizę, powiedzmy jednak krótko, że dokumenty te pokazują znacznie silniejszy antagonizm na linii „Tygodnik” – kardynał Wyszyński (a w konsekwencji także pewien spór z Wojtyłą, od którego „Tygodnik” oczekiwał zdystansowania się od Prymasa) czy też większą głębokość podziału na tzw. Kościół otwarty i tzw. Kościół zamknięty, niż się o tym po latach pisało w kręgu „Tygodnika”[3]. I nie ulega wątpliwości, że obraz narysowany w donosach Sabiny Kaczmarskiej – po uwzględnieniu powyższych zastrzeżeń – jest bliższy prawdy od apologetycznych ujęć pisanych ex post.

Dalszy ciąg historii współpracy Sabiny Kaczmarskiej z SB w następnym odcinku


[1] Relacja Marka Skwarnickiego z 26 lipca 2009

[2] Odróżniam to od kulminacji represji w stosunku do Kościoła, która nastąpiła w roku 1953

[3] Mam tu na myśli w szczególności panegiryczne teksty zamieszczane w „TP” z okazji 40., 45. i 50. rocznicy istnienia pisma, a więc w latach 1985, 1990 i 1995. Podobną rolę spełnił cykl tekstów Jacka Żakowskiego pod wspólnym tytułem „50 lat pod włos” zamieszczonych w Magazynie „Gazety Wyborczej” w r. 1995 (wydania od 24 marca do 6 czerwca 1995)

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura