Roman.Graczyk Roman.Graczyk
410
BLOG

Rozdział czwarty: W sidłach - odcinek 77

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Sabina Kaczmarska - cd

 W rozdziale trzecim widzieliśmy przykłady osób, które – chociaż popadły w ręce Służby Bezpieczeństwa – czyniły wiele, aby rozmawiając, zarazem nie czynić nikomu krzywdy albo ewentualne krzywdy minimalizować. Także w tym rozdziale – wszak poświęconym osobom współpracującym z SB – znajdziemy próby minimalizowania szkód. Współcześnie analizując akta agenturalne, zwykle nie jest trudno stwierdzić, kto próbował zastosować taką taktykę. Sabina Kaczmarska nie mieści się w tej kategorii.

Poza jednym czy drugim zawahaniem nie widać u niej oporów przed informowaniem o sprawach, o których Bezpieka absolutnie wiedzieć nie powinna: o sprawach prywatnych, a nawet intymnych jej kolegów i koleżanek, o różnicach zdań w redakcji i o konfliktach, w końcu także finansowych nadużyciach. Co do tych ostatnich, nie wiemy, czy rzecz polegała na prawdzie, czy był to raczej efekt rozdętej podejrzliwości naszej bohaterki, wiemy jednak że skwapliwie informowała ona o tym SB. A wszystkie te informacje mogły narazić osoby, na które donosiła, na bardzo poważne kłopoty. Włącznie z tym, że stanowiły one w ręku Schillera i jego następców[1] bardzo wygodne narzędzie szantażu.  Zobaczmy to na przykładzie ponad 20 jej donosów z lat 1966 – 1969 i jednego z roku 1977.

Na spotkaniu 22 czerwca 1966 r. „kandydatka na t.w. <<Samotna>>” mówiła: „K [rzeczywista postać jednej z pracownic redakcji, daję na jej oznaczenie literę K – RG] proponowała mi, abym kupiła sobie na wakacje namiot. Ona podobno już kupiła i materace też. Wyjeżdża na urlop w plener – jak mówi. Na pytanie dokąd wyjeżdża X [rzeczywista postać jednego z redaktorów „TP”, daję na jej oznaczenie literę X – RG] przy innej okazji K odpowiedziała <<na obóz wędrowny>>. Z zachowania K  można przypuszczać, że wyjedzie  <<w plener>> z X”.

7 września 1966 r.: „Osobiście stwierdzam, że X ze względu na związek z K bardzo dużo stracił na prestiżu w redakcji”.

15 września 1966 r.: „Na jednej z uczelni krakowskich pracuje p. Y [analogicznie – RG]– ciotka Z [analogicznie – RG], kobieta b. chytra i zapobiegliwa. Wykorzystując swoje stanowisko naukowe sprowadza na swoje nazwisko różne przyrządy naukowe, które później odsprzedaje uczelni za grube pieniądze. Zdaje się, że pomaga ona finansowo Z”.

 26 września 1966 r.: „Stefan Kisielewski napisał do najbliższego Nr <<TP>> (...) felieton w formie rubryki <<Obrazu Tygodnia>>, redagowanej przez Turowicza. (...) Felieton zawierał też złośliwości o głębszym podłożu politycznym pod adresem Turowicza, np. jedna z notatek podawała: <<Zwracano mi uwagę, że ‘Tygodnik Powszechny’ zalega po kioskach i można go otrzymać bez trudu, choć nakład nie został zwiększony. Ano, cóż oto rezultat takich zawstydzających czy bezwstydzających rubryk jak ‘Obraz Tygodnia’ zapożyczanych z innych pism i gorliwie im wiernej kompilacji poglądów i opinii>>. Turowicz jeszcze przed wysłaniem felietonu do kontroli prasy wykreślił ten fragment”. Dla mniej zorientowanych w realiach PRL-u krótkie wyjaśnienie. Cenzura ingerowała w teksty w zasadzie arbitralnie[2] i na to redakcja nie miała większego wpływu. Ale mimo to miała wpływ na własną linię polityczną. Turowicz i kilka osób mających jego zaufanie decydowało, co posłać do cenzury, a czego nie posyłać, nawet jeśli to był tekst zamówiony albo tekst autora blisko związanego z pismem. Czasem decydowano się czegoś do cenzury nie posyłać w przekonaniu, że dany artykuł lub jego fragment nie ma najmniejszych szans przejść przez to swoiste ucho igielne. W innych jednak przypadkach powodem były różnice zdań redakcji z autorem. I tak właśnie było we wspomnianym tu przypadku Kisielewskiego. Podobnie robiły i inne redakcje – było to tylko kwestią przyjętego obyczaju, jak się takie sprawy uzgadniało z autorem. Było w każdym razie świętym prawem redakcji zachować informację o tej ingerencji we własnym gronie. Informowanie o tym Bezpieki dawało jej więc do ręki potężny oręż.

Podczas spotkania 26 stycznia 1967 r. Kaczmarska przekazała informacje o planach wyjazdu Bronisława Mamonia na Węgry: „Nastąpi to ok. 10 lutego br. Chce wziąć kilka książek wydanych przez <<Znak>> dla znajomych w CSRS”. W uwagach ze spotkania Schiller zanotował: „(…) dane dot. Mamonia włączyć do jego akt. Zastanowić się nad celowością ścisłej rewizji Mamonia w trakcie przekraczania przez niego granicy kraju (…)”.

Na spotkaniu 2 lutego 1967 r. mówiła: „Żychiewicz skończył już swój artykuł atakujący publicystykę <<teologiczną>> Morawskiej. Artykuł napisany został ostro i b. krytycznie. Kierownictwo redakcji (szczególnie Turowicz) poleciło trzeci raz z kolei dokonać Żychiewiczowi zmian w artykule. Żychiewicz klnie, ale tekst zmienia (...)

Z polecenia kierownictwa <<TP>> Kozłowski Krzysztof uprzedził Morawską o przygotowywanym artykule Żychiewicza. Morawska została tym bardzo głęboko poruszona. Zwymyślała po prostu Kozłowskiego, powiedziała, że traktuje artykuł Żychiewicza jako donos na nią do episkopatu i do partii, że to jest niegodne i że artykuł taki jeżeli ukaże się w <<TP>> będzie stanowił wyraz walki środowiska <<Znaku>> z nią. Kozłowski próbował tłumaczyć Morawskiej, że tak tragicznie nie powinna przyjmować krytyki jej poglądów, ale to na wiele nie pomogło”.

W donosie t.w. „Targowskiej” z 9 lutego 1967 r. jest charakterystyka Tadeusza Żychiewicza: bardzo obszerna i – jak się zdaje – solidna, opisująca jego mocne i słabe punkty, to, za co jest lubiany, i to, za co lubiany nie jest i przez kogo.

W donosie z 9 marca 1967 r. jest charakterystyka Anny Morawskiej i opis wspomnianej już różnicy zdań pomiędzy Morawską a Żychiewiczem.

W donosie z 30 marca 1967 r.: „Między Kinaszewską i Dębskim z <<TP>> istnieją jakieś powiązania. Kinaszewska i Dębski szepcą między sobą po kątach, omawiają jakieś sprawy itp. Zdaje się, że mają jakieś interesy. Dębski zajmuje się sprzedażą bonów dolarowych a nawet dolarów. Zdaje się, że Kinaszewską interesuje Dębski właśnie z tego powodu. Kinaszewska złożyła już odpowiednie dokumenty, aby uzyskać paszport do Włoch. Ciekawe, że otrzymuje zgodę na wyjazd z M.O. bez większych trudności. Przygotowuje się do wyjazdu do Austrii również syn Kinaszewskiej – Adam [to zdanie podkreślone długopisem, uwaga na marginesie poczyniona tym samym długopisem: „Czy w tym samym czasie?” – RG]”. Fragment poświęcony Kinaszewskiej i Dębskiemu wpisuje się w ciąg donosów na temat podejrzanych (zdaniem Kaczmarskiej) operacji finansowych ludzi z „Tygodnika”. Jeśli chodzi o Adama Kinaszewskiego, to niedługo potem Bezpieka zainteresowała się nim operacyjnie[3].

W donosie z 10 kwietnia 1967 r.: „W kilku egzemplarzach (12 sztuk) nie zostały uwzględnione wszystkie wymagania kontroli prasy.

Mianowicie kontrola poleciła usunąć lub zmienić napisy pod rysunkami Stefana Pappa w <<Bajce o proporcjach>>.” Schiller naturalnie zainteresował się tym i w uwagach po spotkaniu zanotował: „T.w. <<Targowska>>  – wręczając mi numer <<TP>> z nieuwzględnionymi w nim wskazówkami Kontroli Prasy, stwierdziła, że wyrwała go po prostu Pappowi, który ostrzegał ją, aby nikomu go nie pokazywał jeżeli nie chce go widzieć we więzieniu.

W Woj. Urzędzie Kontroli Prasy – w rozmowie z tow. Siwek zorientowałem się, że każde pismo za tego rodzaju uchybienie może mieć poważne kłopoty – łącznie ze sprawą sądową. (T.w. Siwek [tak w maszynopisie – RG] poinformowałem o stwierdzonym w <<TP>> uchybieniu.) Po ustaleniu szczegółów w powyższej sprawie przez t.w. podjąć odpowiednie kroki w stosunku do redakcji <<TP>>”.

Na spotkaniu 20 kwietnia 1967 r. „Targowska” wypełniając polecenie Schillera, mówiła: „O wydrukowaniu kilku egzemplarzy <<Tygodnika Powszechnego>> (...) w których nie uwzględniono wszystkich zaleceń Urzędu Kontroli Prasy wiedzą: Kozłowski, Pszon, Papp i Skąpski. (…) i chyba każdy z nich (z wyjątkiem Skąpskiego) dysponuje omawianym numerem pisma.

Skąpski podpisywał jako redaktor techniczny Nr 16 <<TP>> do druku i prawnie on za wszelkie pomyłki odpowiada. Faktycznie zaś winę za niedopatrzenie w druku tego numeru ponosi Pszon. Pszon cały czas przebywał w drukarni. Skąpski zaś biegał do Urzędu Kontroli Prasy załatwiać ingerencje i poprawki”.

W uwagach po spotkaniu 28 kwietnia 1967 r. Schiller napisał: „T.w. <<Targowska>> dostarczyła w czasie spotkania próbkę maszynopisma z maszyny, na której pisze w redakcji Kinaszewska. Próbka zostanie włączona do akt <<Znaku>>. Kinaszewska ma też w domu maszynę do pisania, nowa produkcji włoskiej. Przepisuje na tej maszynie kazania i inne dokumenty dla Wojtyły”.

7 grudnia 1967 r. Kaczmarska informuje o kontaktach Mieczysława Pszona z Niemcami odwiedzającymi redakcję. Wniosek Schillera: „Uzyskać z Wydziału III charakterystykę Pszona Mieczysława. Przystąpić do bliższego charakteru rozeznania jego kontaktów z ob. niemieckimi”.

23 lutego 1968 r. mówi: „Tadeusz Myślik przygotował do redagowanej przez siebie rubryki <<Przegląd Prasy>> materiał z <<Polityki>> traktujący o nadużyciach w zakładach papierniczych. Szczególnie chodziło o sprawę brania łapówek przy sprzedaży papieru, różnych libacji, kolacyjek itp. Publikacja materiału natrafiła na duże opory ze strony kierownictwa redakcji, szczególnie Kozłowskiego i ostatecznie nie przyjęto go do druku. Redakcja <<TP>> zaopatruje się w papier w tych samych (krytykowanych przez <<Politykę>>) zakładach i uznano za niesłuszne, aby na ten temat pisać na łamach <<TP>>.  Wiadomo bowiem powszechnie, że przedstawiciele redakcji dają pracownikom fabryk papieru łapówki, kupują upominki itp. aby otrzymać papier lepszej jakości, czy szybciej. Robił to przede wszystkim A [zastąpiono dane pracownika SIW „Znak” – RG]. Osobiście wiem, że A przed 2 latami otrzymał 15 tys. zł. na przyspieszenie druku 4 książek <<Znaku>> w drukarni. Część tych pieniędzy zachował niewątpliwie dla siebie, ale część rozdał drukarzom w postaci gotówki czy drobnych upominków np. czekoladek”.

W uwagach ze spotkania Schiller napisał: „Przez t.w. <<Erski>> zainteresować się wysokością funduszów, którymi dysponują pracownicy <<TP>> dla celów <<ułatwiania>> sobie zakupu papieru w drukarniach (...) itp. Kto tymi funduszami dysponuje i w jaki sposób (przykłady)”. Dodajmy na marginesie, że były to czasy gospodarki niedoboru i „załatwianie” dostępu do rzadkich dóbr było wtedy praktyką powszechną, także w kręgach katolickich.

Na spotkaniu 14 marca 1968 r.: „W ubiegłym tygodniu Kisielewski przysłał (...) list do Jerzego Turowicza. List nie był czytany oficjalnie, z jego tekstem zapoznała się tylko mała grupka ludzi kierujących <<Tyg. Pow.>> Z wyrywków zasłyszanych na ten temat wiem, że Kisielewski b. ostro skrytykował  <<Tygodnik Powszechny>> za niewłaściwy w/g niego profil zamieszczanych publikacji, a nawet fałszowanie historii (artykuł prof. Henryka Babowskiego [błąd literowy, prawdopodobnie chodziło o artykuł prof. Henryka Batowskiego[4] – RG] na temat <<Traktatów Brzeskich>>). Podkreślił swoją odrębność od pisma i niezależność. Miał wspomnieć też o jego nieporozumieniach z Wyszyńskim i w ostateczności złożył rezygnację ze współpracy z <<Tygodnikiem Powszechnym>>.[5] (...)

Turowicz próbował dwukrotnie nawiązać we Warszawie przy pomocy telefonu kontakt z Kisielewskim Stefanem. Nie zastał go jednak w domu. Hennelowa bardzo ostro skrytykowała postawę Turowicza. Stwierdziła, że w sytuacji gdy człowiek ma tak wielkie kłopoty jak Kisielewski opuścić może go tylko środowisko katolickie.

(...) Pszon Mieczysław pracownik <<Tyg. Pow.>>, b. członek WIN-u[6] (karany sądownie za nielegalną działalność). Chwalił się, że 13.III.br przed UJ w demonstracji studenckiej brał udział jego syn (ma ich dwóch). Twierdzi, że syn jego niósł wieniec i został porządnie zmoczony przez MO”.

W uwagach Schiller napisał: „(...) Na podstawie zdjęć dokonanych w czasie demonstracji studenckiej pod UJ i fotografii z akt personalnych synów Pszona ustalić czy faktycznie jeden z nich niósł wieniec, a jeżeli tak, to który”.

Podczas spotkania 11 lipca 1968 r. Kaczmarska mówiła: „X i K  wyjechali na urlop. Maszynistka Regieć podała, że X i K korzystają razem w jednym miejscu z urlopu”.

13 lutego 1969 r. Kaczmarska poinformowała Schillera, że Julia Hołyńska to pseudonim Stefana Kisielewskiego. Inaczej niż w przypadkach pseudonimów literackich (zresztą także rozszyfrowywanych przez agenturę z polecenia SB) tutaj rzecz była poważna: chodziło o to, że Kisielewski był wtedy obłożony zakazem druku, a pseudonim umożliwiał jego obejście. Wiedząc od t.w. „Targowskiej”, że Julia Hołyńska to Stefan Kisielewski, Schiller postąpił o krok dalej, pisząc w uwagach po spotkaniu: „Przez t.w. <<Erski>>[7] zdobyć informację o stronie finansowej mistyfikacji z Hołyńską tzn. na jakie sumy są wycenione artykuły tej autorki, czy w dokumentach finansowych jest uwidocznione jej nazwisko, komu są wypłacane honoraria, względnie na jaki adres są one wysyłane”.

24 lipca 1969 r. mówiła: „K przebywa od początku lipca na urlopie. Wyjechała razem z X.  Adresu pobytu nie pozostawili w redakcji”.

18 września 1969 r. Kaczmarska opisywała perypetie życia osobistego Wacława Dębskiego. Jeśli mówiła prawdę (powoływała się na słowa Zygmunta Pawlusa, pracownika administracji „TP,  kolegi Dębskiego, i jak on więźnia stalinowskiego z wyrokiem za przynależność do WiN-u), były to losy wybitnie powikłane. My dziś wiemy, że Dębski był wieloletnim agentem SB[8] i pod tym względem nic już mu nie mogło zaszkodzić. Ale Kaczmarska tego nie wiedziała. Mówiąc o Dębskim to, co mówiła, teoretycznie wystawiała go na wielkie niebezpieczeństwo. Na tym spotkaniu Schiller poprosił Kaczmarską o dostarczenie mu informacji o Mieczysławie Pszonie: „T.w. uzyska bliższe dane o aktualnej pozycji Pszona w red. <<Tygodnika Powszechnego>>  – z kim się najbardziej przyjaźni, kto go popiera itp.”. Kaczmarska dostarczyła na następne spotkanie (2 października 1969 r.) informacje, których domagał się Schiller. Informacje są szczegółowe i nie stronią od pokazywania słabych stron opisywanej osoby. Na tej podstawie Schiller zanotował w uwagach po spotkaniu: „Przygotować plan rozmowy z Pszonem Mieczysławem, celem wyjaśnienia jego powiązań ze Skalmowskim[9]. Rozmowa winna dać możliwość bezpośredniego poznania Pszona i uzyskania szerszych danych o jego stosunku do naszej służby”. W języku SB zalecenie zbadania „stosunku figuranta do naszej służby” oznacza zbadanie możliwości pozyskania go do współpracy.

6 listopada 1969 r. Kaczmarska omawiała sprawę głośnego odczytu Tadeusza Żychiewicza na KUL-u. Żychiewicz miał tam wyrazić krytykę stosunków panujących w polskim Kościele, co następnie wywołało w światku katolickim burzę, włącznie z nieprzychylną opinią Prymasa o Żychiewiczu. Kaczmarska powiedziała Schillerowi, że obaj redakcyjni księża, Andrzej Bardecki i Adam Boniecki, próbują tak sterować sprawą, aby odium tego wydarzenia nie spadło na „TP”, zaś Żychiewicz zachowuje wciąż bojowy nastrój: „Ks. Bonieckiemu, który próbował mu wytłumaczyć niezupełną stosowność wystąpienia na KUL-u, kazał się <<pocałować w d... i odczepić>>”.

20 listopada 1969 r. Kaczmarska zrelacjonowała przebieg wizyty redakcji „TP” u kardynała Wojtyły, której celem było między innymi wyjaśnienie nieporozumień powstałych po odczycie Żychiewicza w Lublinie. Nic dziwnego, że w uwagach po spotkaniu Schiller napisał: „Przeprowadzić rozmowę z Żychiewiczem na temat jego obecnej sytuacji związanej z odczytem na KUL-u. [dopisek odręczny, prawdopodobnie przełożonego: „Proszę przedłożyć kier. Wydziału plan zakładanej rozmowy” – RG]”.

Dalszy ciąg historii współpracy Sabiny Kaczmarskiej z SB w następnym odcinku



[1] Po Schillerze oficerami prowadzącymi Sabiny Kaczmarskiej byli: Ryszard Kumorek, Kazimierz Szczęśniak i Elżbieta Markowska. Dysponujemy jednak obszerną dokumentacją spotkań tylko z tym pierwszym

[2] Pewnym ograniczeniem tej arbitralności była dopiero ustawa z 1981 r.

[3] IPN Kr 009/7915, t.1-2

[4] Henryk Batowski, Traktaty brzeskie wobec sprawy polskiej, „Tygodnik Powszechny” z 10 marca 1968 

[5] Do zerwania współpracy Stefana Kisielewskiego z „TP” wtedy nie doszło, natomiast w tym samym czasie  władze obłożyły Kisiela zakazem druku, co było karą za jego postawę w okresie rewolty marcowej. 

[6] Mieczysław Pszon nie był członkiem WiN-u. Z racji tego, że miał więzienną przeszłość podobnie jak pracownicy administracji „TP”, a zarazem byli członkowie WiN-u (Pawlus, Kubik i Dębski). Pszonowi mylnie przypisywano członkostwo w tej organizacji. W rzeczywistości dostał on wyrok za działalność w delegaturze rządu londyńskiego. Niemniej błąd, jaki uczyniła w tym donosie Kaczmarska, był w środowisku „TP” nagminny.   

[7] Pseudonim Wacława Dębskiego

[8] Zob. fragment niniejszego rozdziału poświęcony Wacławowi Dębskiemu

[9] Wojciech Skalmowski, orientalista i publicysta polityczny, pozostał nielegalnie za granicą i współpracował z paryską „Kulturą”. Przed wyjazdem z kraju publikował w „Tygodniku Powszechnym”, zachęcony do współpracy przez Mieczysława Pszona.

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura