chinaski chinaski
462
BLOG

Między Nergalem a kibolem.

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 2

Eryk Mistewicz analizując w "Rzeczpospolitej" trwającą kampanię wyborczą wyróżnił dwa elementy mające ogniskować - w założeniu sztabowców formacji walczących o zwycięstwo - zainteresowanie Polaków wahających się, czy zagłosować 9 października. Obie narracje bazują na strachu, a ściślej na próbie jego wywołania u potencjalnego wyborcy. PIS, zdaniem Mistewicza, usiłuje nim grać w kontekście afery związanej z zatrudnieniem A. Darskiego, ps. Nergal, w TVP; Platforma snuje wizję państwa kibolskiego, które powstanie niechybnie wskutek wyborczej wiktorii J. Kaczyńskiego. Znany konsultant polityczny puentuje:

 

"W przestrzeni narracyjnej rozpiętej między "Staruchem" a Nergalem o obywateli niezainteresowanych wyborami zabiega się w tej kampanii podobnie. Program, sprawy merytoryczne, wszystko to zeszło na plan dalszy, a zostały upraszczające świat, odzierające politykę z warstwy merytorycznej, emocjonujące i mobilizujące narracyjne klisze dla masowych odbiorców”.

 

Teorie publicystyczne pana Mistewicza są, w mojej ocenie, zbyt często oderwane od polskiej rzeczywistości. Nie wszystkie triki, którymi można "zdobyć" elektorat np. we Francji (Mistewicz z lubością odwołuje się do tamtejszych kampanii, pracy sztabowców, etc.), mają szansę powodzenia nad Wisłą.

 

Zaangażowanie polityków PIS w walkę z Nergalem miało/ma charakter lokalny i incydentalny. J. Kaczyński zabrał w tej sprawie stanowczy głos raz, dopiero po licznych reakcjach środowisk katolickich. Trudno zresztą, by nie spożytkował takiego kąska, jakim była wyjątkowo głupiutka wypowiedź jednego z najważniejszych polityków PO - S. Nowaka; przypomnę tylko, że prezydencki minister określił A. Darskiego "swoim ziomalem". Wątpliwą jest jednak teoria, by PIS próbował na tym właśnie "paliwie" szusować w kierunku wyborczej mety. Niezdecydowanych nie zmobilizuje do pójścia do urn obecność na ekranach telewizorów abstrakcyjnego, wymalowanego pajaca, z którą zresztą oswoili się mimowolnie przez ostatnie lata (vide: zainteresowanie brukowców najpierw romansem Nergala z Dodą, później jego stanem zdrowia). Ich może poruszyć zaakcentowanie spraw, z którymi zmagają się na co dzień: biedy, podwyżek, kolejek do lekarza specjalisty, braku pracy. Dlatego też PIS słusznie i skutecznie sięgnął po S. Kowalczyka, słynnego „Paprykarza”. To jego pytanie "Panie premierze, jak żyć?" skierowało uwagę części społeczeństwa na dramatyczny dorobek rządów Platformy Obywatelskiej, stało się początkiem fatalnej passy PO, ukierunkowało kampanię. Sądzę, że przede wszystkim pod wpływem tego wydarzenia, sztabowcy Tuska postanowili wynająć tuskobus i wysłać premiera w Polskę. Miał w ten sposób odzyskać wiarygodność, udowodnić - po wielogodzinnych przygotowaniach i selekcji dziennikarzy - że potrafi poradzić sobie w konfrontacji z tzw. zwykłymi ludźmi.

 

Wszak w trakcie "wystąpienia" Paprykarza, wielu Polaków po raz pierwszy zobaczyło realną, niezakamuflowaną twarz D. Tuska, na której rysowały się strach, bezsilność, wściekłość. Wiem z prywatnych relacji, że część wyborców PO była zszokowanych tamtą postawą premiera (łatwo dopowiedzieć sobie, jaki był odbiór wśród niezdecydowanych). Jak na razie akcja z tuskobusem nie powiodła się, premier nie zdołał zatrzeć złego wrażenia.

 

Z drugiej strony, nie sądzę, by sztabowcy PO nadal mieli wybitną ochotę robić z kibiców wroga nr 1. Świadczą o tym ostatnie próby zakończenia sporu. Gdyby Tuskowi zależało na "świętej wojnie" z całym "środowiskiem stadionowym", w ogóle by z nim nie polemizował, nie przypominał, że kiedyś "robił w tej samej branży". Stosowałby raczej metodykę realizowaną od lat przez "Wyborczą". Tak się nie dzieje. Przywołane przez Mistewicza badania, z których wynika, że istnieje społeczne przyzwolenie dla zrobienia ze stadionowym chuligaństwem porządku, nie oznaczają przecież, iż wszyscy kibice są w oczach przeciętnego Polaka bandytami. Zamknięcie z polecenia Tuska wielu piłkarskich aren uderzyło przede wszystkim w normalnych kibiców, zainteresowanych widowiskiem sportowym; chuligani załatwiają "przyjemności" zupełnie gdzieś indziej. Platforma ma wyraźnie dość sporu z kibicami, próbuje - jak na razie nieskutecznie - znaleźć jakiś cudowny złoty środek; taki, który pozwoliłby, z jednej strony zakończyć przyśpiewki o Tusku i Toli, z drugiej - wyjść premierowi z twarzą.

 

Mistewicz pod koniec sierpnia wróżył:

„Nie byłby zdziwiony, gdyby pod koniec września komitet PJN się rozwiązał, nie odbierając PiS dwóch procent głosów i wzywając do głosowania na partię Kaczyńskiego”.

 

Przed kilkoma dniami zaś namawiał, by blokować konto Kaczyńskiego na twitterze, bo ten pytany w programie Rymanowskiego o "ćwierki" min. Sikorskiego trzeźwo zasugerował, by nie traktować ich zbyt poważnie.

 

Pan Mistewicz, reklamowany w mediach wszelakich jako wybitny ekspert, na polskim (przynajmniej) podwórku raczej nie błyszczy. W mediach pojawiła się opinia, że to ortodoksyjni, moherowi katolicy swym zainteresowaniem Nargalem, przecenianiem jego roli i wpływu na rzeczywistość, zapewniają mu popularności i pieniądze. Ten opis jakoś nie pasuje do Mistewicza, który sobie znanym sposobem próbuje promować wyborczą opowieść z Darskim w roli głównej...

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka