Misiek już poza schronem
Zdjęcie jest moje - ma podpis :)
Misiek już poza schronem Zdjęcie jest moje - ma podpis :)
Cirilla Cirilla
280
BLOG

Misiek story

Cirilla Cirilla Kultura Obserwuj notkę 2

Jeśli przyjmiesz do siebie zabiedzonego psa i sprawisz, że zacznie mu się dobrze powodzić – nie ugryzie cię. Na tym polega zasadnicza różnica między psem a człowiekiem. Mark Twain

 

Ta historia nie ma początku. 
 
Generalnie kiedy człowiek się decyduje na posiadanie psa, najczęściej szuka szczeniaka w hodowlach, na psich wystawach, poprzez związek kynologiczny. Rzadko kiedy podejmuje decyzję wzięcia dorosłego osobnika, bo jak wiadomo, taki już ma swoje nawyki, potrafi pokazać charakter, jest skopany przez życie i poprzednich właścicieli.
 
Miśka zobaczyłam na jednym ze zdjęć z pseudoschroniska w Ruskiej Wsi, o którym pisałam wcześniej w czterech artykułach. Na zdjęciu wyglądał całkiem jak szczeniak – na dodatek szczeniak mojej ukochanej rasy – owczarka kaukaskiego.
 
 
Kiedy został wyciągnięty z tej mordowni przez dziewczynę, która pomagała mu przetrwać zimę, zanim trafił do Ruskiej Wsi, zobaczyłam jego zdjęcia w pełnej krasie i okazało się, że Misiek ma około 9 lat.
 
 
Ale słowo się rzekło – kobyłka u płota – powiedziałam że dam mu dom – i pojechałam po niego do Giżycka.
 
Trochę miałam pietra, bo wcześniej wzięłam na tymczas ONka, który niestety mimo moich najlepszych chęci nie chciał się ze mną zaprzyjaźnić – i za wszelką cenę chciał mnie zdominować, używając w tym celu zębów oraz bardzo groźnego warkotu. Trafił do wspaniałej osoby, która potrafiła dać mu do zrozumienia, że nie robią na niej wrażenia jego warczenie, groźne spojrzenie i zęby starte od noszenia kamieni.
 
Pojechałyśmy do Ruskiej Wsi wcześnie rano we wtorek 17tego lipca. Po ostatnich pierepałkach 3go lipca, kiedy to szefostwo spółki EKO-AR próbowało zasypać nas piaskiem, obstawiałyśmy, czym tym razem nas przywitają: mury Jerycha? A może fosa pełna krwiożerczych piranii? 
 
Obyło się bez większych sensacji – czyli tak jak poprzednio prezes jak udzielny pan na włościach stanowił prawo własne – w czym dzielnie sekundowała mu pani blond, powołując się na nieistniejące zapisy w regulaminie „schroniska”, w głębokim poważaniu mając nakazy pracowników gminy do wydania psów (nota bene właścicieli psów przebywających w tym niby schronisku). Cóż pani prezesie i pani blondi – ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
 
Ale nie o tym jest ta historia. Chciałam Wam opowiedzieć o wspaniałym psie, który trafił do mnie u schyłku swojego życia.
 
Do Giżycka dojechałyśmy wieczorem – około 21. Ola wyprowadziła go do ogrodu, żeby się trochę przeszedł i siuśnął przed podróżą. Wspaniały, ogromny rudy Kaukaz, majestatycznie przechadzał się po trawniku, nie zwracając na mnie uwagi. W końcu przyprowadzony w okolice miejsca, gdzie stałyśmy z Magdą, zerknął na nas bez większego zainteresowania. Usiadłam na trawie i wyciągnęłam do niego ręce, wołając – chodź do mnie. Misiek – wtedy jeszcze nazywany Dziadkiem – z radością podbiegł do mnie, oblizując mi ręce, twarz i włosy. Dał się wytarmosić za futro, podrapać za uszami i ubłocił mnie podając mi najpierw jedną, potem drugą łapę na przywitanie.
 
Z opowieści Oli wiem, że Misiek błąkał się około 4 miesięcy w okolicach Giżycka, od grudnia 2011 roku, do momentu trafienia do miejsca, gdzie pozostawiony po prostu umarłby z tęsknoty za wolnością. W Ruskiej Wsi był od połowy marca 2012, skąd na początku lipca wyciągnęła go Ola.
 
Przyjechaliśmy do domu i mój nowy przyjaciel zamieszkał w ogrodowej murowanej szopie na narzędzia, na moim własnym materacu z łóżka. W domu po prostu byłoby mu za gorąco – a poza tym okazało się, że niestety kompletnie nie toleruje mojego małego psa, przywiezionego też z Ruskiej Wsi dwa tygodnie wcześniej.
 
 
Przestrzeżona przez Olę, że pies ucieka – co było powodem oddania go z poprzedniego DT – postanowiłam pilnować go jak oka w głowie, bo co wieś, to nie Gdańsk – wiadomo czym mogą się skończyć samotne psie spacery po ruchliwej ulicy.
 
Pierwsza ucieczka zaplanowana idealnie przez Misia następnego dnia od przyjazdu (czwartek) – wystarczyło go na 5 minut spuścić z oka, gdzie był przywiązany na tarasie w cieniu pod wisienką. Smycz leżała sobie równiutko przegryziona w miejscu niewidocznym z drzwi na taras, więc ja – spokojna że pies sobie leży dwa metry ode mnie – coś pisałam na komputerze. 
 
Moja nieuwaga kosztowała mnie szaleńczą jazdę na rowerze po lesie, po obfitym porannym deszczu, jakieś dobre dwa kilometry. Kiedy ubłocona i spocona, z wywieszonym językiem objechałam już wszystkie uliczki od lasu do głównej ulicy w Gdańsku, nawołując go i gwiżdżąc, przejeżdżając ostatnią z nich – tą najbliższą domu – w przecznicy zobaczyłam mojego psa. Stał na środku asfaltu (uliczka kończy się ślepo w lesie i ruch na niej na szczęście jest żaden) i morda mu się śmiała od ucha do ucha, że go wreszcie znalazłam. Wzięty na linkę grzeczniutko szedł obok roweru ze mną do domu.
 
W sobotę wyjeżdżaliśmy na zlot patriotyczny do Chmielna – Wataha 2012. Wiedząc, że nie mogę zostawić psa na cały dzień samego, umówiłam się z młodym człowiekiem (który nie wybierał się na ten wyjazd), że zaopiekuje się Miśkiem. Wyjechaliśmy o 10 rano. Około 14tej młody człowiek pojawił się niespodziewanie, nie tłumacząc w żaden sposób, dlaczego nie dotrzymał obietnicy zajęcia się pod moją nieobecność dwoma psami – w tym jednego szczeniaka.
 
Do domu wróciliśmy około 22giej. W moim pokoju sajgon – szczeniak zostawiony na pół dnia sam, wyżył się na kocu ze swojego posłania, drąc go na strzępy. Idę do szopy – okienko wywalone – psa nie ma. Znowu wycieczka rowerowa, nocą, po lesie, bez świateł. Bez rezultatu. Wracam do domu i pierwsza myśl – dzwonię na policję, zanim zacznę obdzwaniać schroniska. Pies oczywiście miał na sobie szelki – ale bez adresówki – jedyna nadzieja w chipie. Opowiadam dyżurnemu co i jak, opisuję okoliczności zniknięcia psa, opisuję jego wygląd, to że miał na sobie takie a takie szelki – i słyszę – mamy Pani psa. UFFFF!!! Kamień z serca. 
 
Misiek przywieziony o północy policyjnym radiowozem nie wykazywał najmniejszej skruchy. Ba! Bezczelnie się do mnie wyszczerzył w szelmowskim uśmiechu, jakby chciał powiedzieć – no i gdzie tak długo byłaś, że musiałem cię pójść szukać? Okazało się, że dolazł aż na Hucisko, gdzie łaził sobie po trzypasmówce, aż go jakaś litościwa dusza – za co jej serdecznie i gorąco dziękuję – złapała i ściągnęła do komisariatu. 
 
Po tej wycieczce Misiek został zaopatrzony w adresówkę z jego imieniem, adresem i numerem telefonu do mnie. Zwiał jeszcze raz – jak pojechałam do lekarza po receptę. Okienko na wysokości półtora metra od ziemi i zeskok z takiej samej wysokości na dwór wykonał jakby nie miał 9ciu lat, a 9 miesięcy. Na szczęście zawędrował do akademików po drugiej stronie ulicy i czekał aż wrócę.
 
Trzeba było podjąć jakąś decyzję – bo przecież niemożliwością jest trzymać psa na łańcuchu – smycze i linki przegryza. Płot podkopuje. Przeciśnie się przez dziurę, w której nie powinien się swoimi gabarytami zmieścić.
 
Zawarliśmy układ z Miśkiem. Smycz nie istnieje. Nie istnieje przywiązywanie w ogrodzie. Zamykamy tylko jak mówimy dobranoc i jest ciemno. Do sklepu chodzimy przy rowerze – chodnikiem, a nie środkiem ulicy.
 
Misiek cały dzień od rana leży sobie jak król na karimacie na ganku (ma biedak już reumatyzm w tym wieku). Obok na schodkach stoi miska z wodą i suchą karmą, do której trzy razy dziennie jest dodawany ryż i mleko. Po wyczesaniu trzech reklamówek (to jeszcze nie koniec wyczesywania półrocznego syfu po „schronisku”) psa jest połowa. Anatomii studenci weterynarii mogliby się na nim uczyć. Ma 20 kilo niedowagi. Ale jest wolny i szczęśliwy.
 
 
Dobroczynność nie polega na dawaniu kości psu. Dobroczynność to kość dzielona z psem wówczas, gdy jesteś równie głodny jak on. Jack London
 
W dalszym ciągu prosimy o Wasze wsparcie finansowe – kolejne psy czekają na ratunek w Ruskiej Wsi. 
 
FUNDACJA ROTTKA
BZ WBK, Kraków, Rynek Główny 30
32109016650000000109278868
UL.ZAKOPIAŃSKA 2B/2C
31-418 KRAKÓW "RUSKA WIEŚ"
 
przelewy z zagranicy:
BIC SWIFT: WBKPPLPP
IBAN: PL32109016650000000109278868 
 
A tu moja trzecia pociecha
będąca u mnie na tymczasie - Kajtek



Cirilla
O mnie Cirilla

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura