Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
114
BLOG

Nim nadejdzie Ten Dzień...

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Kultura Obserwuj notkę 25

Wczorajszy dzień upłynął mi pod znakiem FRONDY  „44”. FRONDY, dzięki lekturze wywiadu z Grzegorzem Górnym w „Rzeczpospolitej”. "44" za sprawą wczorajszego, krakowskiego spotkania z redakcją, reprezentowaną przez Marka Horodniczego (rednacz), Aleksandra Kopińskiego, Michała Łuczewskiego, a zorganizowanego przez Klub Debaty Politycznej pod wodzą Wojciecha Kolarskiego.

FRONDA, dla dzisiejszych 30, 40-to latków to pismo-legenda, pismo-instytucja, wtajemniczenie w katolicyzm zarazem radykalny w przekazie, jak kontrkulturowy. Pismo, które stało się znakiem tożsamości sporej części młodej, katolickiej inteligencji, a równocześnie docierało ze swym przekazem do środowisk nie-religijnych. Nie tak dawno znajomy lewicowiec, dziś publicysta i redaktor, opowiadał mi, że FRONDA była dla niego furtką do życzliwego zainteresowania katolicyzmem. Przełamywała pewien stereotypowy sposób patrzenia na związane z Kościołem publikatory. Nie niosła na sztandarach „katolicyzmu otwartego”, oskarżano ją o „faszyzm”, nie kłaniała się mainstreamowym autorytetom nie tylko ds. religii. Równocześnie nie była konfesyjna, a czytelników zaskakiwała doborem tematów i autorów. Formą i treścią.
 
I gdy kilka lat temu ówczesny naczelny FRONDY, Marek Horodniczy, poprosił mnie o udział w ankiecie na temat współczesnej polskiej lewicy, do numeru 43 („Chleba naszego powszedniego”), pomyślałem: „O ja cię [....]!”. Bo to było wyróżnienie i własny zapisek na marginesie pewnej legendy.
 
Chwilę później „starej” FRONDY już nie było. Rebalianci stworzyli „44”. Mowa o tym także w linkowanym wywiadzie, „Pies mniej już poluje”, który naprawdę warto przeczytać. A FRONDA dziś to właściwie przede wszystkim opiniotwórczy portal internetowy, robiony przez ludzi młodych, znających się na rzeczy, pod wodzą Piotra Pałki. Portal, który swoją renomę czerpie także z marki, jaką FRONDA stała się przez tych kilkanaście lat.
 
„Czterdzieści Cztery” stało się zaś FRONDĄ obecnych czasów: z pogłębioną refleksją nie tylko religijną, ale kulturową, filozoficzną, socjologiczną, historyczną. Z tą samą niepokorną formą, nawiązaniem  do kontrkulturowego dziedzictwa „F”. Choć jak mówił wczoraj Marek Horodniczy „Dwie Czwórki” nie potrzebują już „F”. Tak, to zdecydowanie różne pisma, choć myślę, że to wciąż „jedno i to samo drzewo”. „44”, oparte na katolickim, wyrazistym światopoglądzie oferuje czytelnikowi to, co niegdyś mógł znaleźć we „F”. I kusi swoi charakterem pisma apokaliptycznego, (neo)mesjanistycznego, znajdując na swych łamach miejsce i dla Filipa Memchesa, i dla Jacka Zychowicza, i dla Adama Wielomskiego i dla Remika Okraski, dla Olafa Swolkienia i Nikodema Bończy-Tomaszewskiego. Dla „młodych” (Łuczewski, Kwaśnicka) i „starych zakapiorów” publicystyki (Sosnowski, Tichy). A jeszcze Szczepan Twardoch ze swoją prozą i Wojciech Wencel z poezją.
 
Tu garść uwag natury ogólnej. Nie od dziś wiadomo, że Kościół w Polsce od dawna próbuje się opowiadać według pewnego schematu: po jednej stronie mamy Kościół intelektualistów i elit, tzw. „Kościół otwarty”, nad którym rząd dusz sprawują środowiska związane choćby z „Tygodnikiem Powszechnym” i „papieżem” Janem Turnauem, sterującym przez lata nawą „Arki Noego”, a po drugiej stronie mamy katolicyzm „ciemnogrodzki’, „ludowy”, „fundamentalistyczny”, „klerofaszystowski” (gama określeń jest spora), z duchową i medialną stolicą w Toruniu. Tak to się zwykle przedstawia i byłby to podział, który z pewnością przyjąłby się lepiej, gdyby nie pewien szkopuł.
 
Ten szkopuł to pisma i środowiska związane właśnie między innymi z „44”, „Teologią Polityczną”, „Christianitas”, „FRONDĄ”. I pewien zgrzyt w tej wizji, który wynika z faktu, że dziś tamten „Kościół otwarty” to w gruncie rzeczy „dinozaury” polskiego katolicyzmu, hołdujące pieczołowicie pewnym posoborowym modom i przekonaniom. Bo pomimo znacznych wpływów na opinię publiczną okazało się, że wcale nie tak mało ludzi z pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków i młodszych identyfikuje się właśnie z tym „twardym” katolicyzmem. Wystarczy przyjrzeć się biogramom ludzi, którzy tworzą dziś właśnie i „Dwie Czwórki” i pozostałe wspomniane pisma. Jak stwierdził Aleksander Kopiński na wczorajszym spotkaniu – „Kościół otwarty” okazał się dość duszny. I nieprawdziwy. A Michał Łuczewski dodał: – Patrząc okiem socjologa widać, że tamto pokolenie wymiera...   

Nawet jeśli nie do końca jest to prawda, to już dziś dostrzegam spory materiał na grubą książkę o wyborach religijnych dzisiejszych około-trzydziestolatków, publicystów, redaktorów, dziennikarzy, skonfrontowanych z „dinozaurami”.
 
Tu jednak pewien paradoks. Bo w dużej mierze jedno ze sztandarowych haseł tzw. „Kościoła otwartego” zostało przecież podchwycone niegdyś przez FRONDĘ, a dziś przez „44”. To hasło inkulturacji, wejścia z prawowiernym przekazem na Areopag. Dumnie, bez kompleksów, z pewnością swoich racji, z siłą intelektualnego przekazu; ze znajomością rodzimej kultury, dorobku myślowego czasów dawnych i dzisiejszych, z umiejętnością obchodzenia się Wielkim, Kapryśnym Zwierzęciem pop-kultury. Choć nie bez „strat własnych”, o czym opowiada we wzmiankowanej rozmowie Grzegorz Górny.
 
Nie jestem jednym z nich, ale sporo im zawdzięczam. Cieszy mnie, że „moje własne”, lewicowe przecież pismo, OBYWATEL, o sprawach związanych z katolicyzmem pisze bez nowolewackiego mędrkowania, opisując – nie tylko na przekór neokoniom – różne aspekty, teoretyczne i praktyczne, katolickiej nauki społecznej, chrześcijańskiego solidaryzmu.
 
Myślę, że jeśli ktoś kiedyś napisze „rodowody katolickich niepokornych”, to dla bohaterów tej notki będzie w takiej publikacji miejsce. A póki co, bo redakcja „44” swoje pismo wydaje hobbistycznie (zgodna opinia redaktorów, wczoraj usłyszana), m.in. dzięki niezgłębionym wyrokom krakowskiego Instytutu Książki (oj, warto się zapoznać z werdyktem...), należy życzyć „44” przynajmniej czterdziestu czterech numerów. No chyba że nas wszystkich, lewaków, prawaków, integrystów, progresistów, feministki, gejów, redaktorów i cenzorów zaskoczy Ten Dzień...
 

A muzycznie trochę inaczej, ale ładnie.:-)
 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura