coryllus coryllus
3457
BLOG

O książkach szwedzkich i Szwecję opisujących

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 38

 Pisałem już o tym kilka razy, ale jest dziś dobra okazja bo nakład szwedzkiego nawigatora się kończy. O dziwo polski jeszcze jest, a szwedzkiego zostały dwie paczki ledwie. Ja zaś, jak w zeszłym roku zacząłem przeglądać strony wydawnictw uniwersyteckich, by znaleźć tam coś ciekawego. I właśnie znalazłem. Zanim o tym jednak opowiem, jeszcze raz opiszmy sobie tę dziwną sytuację w jakieś znajduje się klient polskiej księgarni, który poszukuje czegoś do czytania. Kiedy rozgląda się po półkach z beletrystyką widzi tam książki pisarzy skandynawskich, w tym także szwedzkich, są to w większości kryminały o absurdalnej i nieprawdopodobnej fabule. Wszyscy jednak zabierają je ochoczo do domu i ustawiają na półkach, czytając później lub nie, a wszystko to dlatego, że gazety polskiej, od GW począwszy na W sieci kończąc rozpisują się o tych książkach jak o skończonej doskonałości.

Powtórzmy więc jeszcze raz – literatura to propaganda, a literatura kryminalna to propaganda szczególnego rodzaju. Szwedzki zaś i skandynawski kryminał ma na tym szczególnym polu jeszcze bardziej szczególną misję do spełnienia. Kraje Skandynawskie zostały w propagandzie europejskiej wylansowane na obszar największej szczęśliwości pod słońcem. Żeby ludzie w tę brednie uwierzyli potrzebna jest jakaś oprawa propagandowa. Jasne jest dla każdego, że ona nie może być chamska i bezpośrednia, taka jak propaganda komunistyczna, bo nikt w nią nie uwierzy. Jakaś jednak być musi. Jak wiemy od dawna wszyscy uczą się wszystkiego od Anglików, bo chcą być tacy jak oni. Nie będą, to jest jasne, żeby być tacy jak Anglicy, trzeba robić wszystko inaczej niż Anglicy, ale na to nikogo nie stać. Tak więc literatura kryminalna wymyślona po to, by podkreślić wielkość Imperium, potęgę umysłów poddanych królowej, a także uwodzicielską urodę jesiennego Londynu, jest naśladowana bez zrozumienia jej istoty. Każdy bowiem, w tym Szwedzi, uważa, że wystarczy zrobić tak samo tylko gorzej i osiągnie się pożądany efekt. To jest złudzenie, ale trudno dostrzegalne, bo jego twórcy nie liczą się z kosztami. Literatura kryminalna z Wyspy promowana była samą tylko swoją mocą i mocą imperium, była doń dodatkiem, koniecznym, ale dodatkiem. W przypadku innych krajów zaś to jest propagandowy przymus, który obciążony jest monstrualnymi kosztami promocji. Czy warto? Moim zdaniem nie, ale jakoś trzeba ludzi do tego skandynawskiego państwa prawa, które radzi sobie z najcięższymi przypadkami zbrodni przekonać, jakoś trzeba tym Szwedom i Norwegom powiedzieć, że dobrze trafili i nie ma się co wygłupiać, trzeba zaakceptować imigrantów, nawet jeśli kogoś zamordują. W książkach jest napisane przecież i tak, że najgroźniejsi są biali faceci z grubym portfelem, którzy chcą zawładnąć światem, czy tam jego kawałkiem. Skandynawia jest za mała, by te głupstwa zrobiły sprzedaż, a więc promuje się je na zewnątrz, najczęściej w tych krajach, które przez producentów tego śmiecia uważane są za słabsze, a ich mieszkańcy za mniej rozgarniętych. Na przykład w Polsce. Tutaj mądrzy recenzenci, opłaceni przez wydawcę wyjaśnią czytelnikom katowanym od dwóch dekad tym badziewiem, że kolejny tom przygód szwedzkiego gliniarza walczącego o tolerancję w przedszkolach, jest czymś najwspanialszym na świecie. I czytelnicy to kupią. Czy przeczytają to inna sprawa, ale kupią na pewno, choć trzy książki skandynawskich pisarzy zajmą im pół metra regału, takie są opasłe. Potem zaś włączą telewizor i posłuchają jak Miecugow rozmawia z jakimś macherem od książek, który mówi, że ludzie w Polsce nie czytają, bo rynek książki jest niszczony przez ten cholerny internet. A poza tym nie ma już sensu pisać grubych książek, bo ludzie odwykli od ich czytania. Popatrzy na to czytelnik szwedzkich kryminałów, zaduma się, pokiwa głową i zgodzi się z prezentowanym spectrum poglądów w całej ich rozciągłości. Potem zaś weźmie do łóżka kolejny tom swojej ulubionej prozy i zaśnie z głową na stronie 678 drugiego tomu.

Podsumujmy więc całą sytuację. Polski czytelnik jest katowany olbrzymimi ilościami słabej i powtarzalnej literatury skandynawskiej, w tym szwedzkiej, która pod pozorem rozrywki, jakże problematycznej, robi najbardziej chamską propagandę. Co w tym czasie robi akademia?

Zajrzałem wczoraj na strony wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego, z którym współpracowało mi się najlepiej. Znalazłem tam książkę polskiego autora, Zbigniewa Anusika. Tytuł tej książki brzmi:

France in Sweden’s Foreign Policy in the Gustav III’s Reign (1771-1792)

Czy to nie jest niesamowite? Polski autor pisze prace o jednej z najważniejszych kwestii politycznych doby rozbiorów, czyli o polityce królestwa Szwecji wobec rewolucyjnej Francji, praca ta napisana jest w dodatku po angielsku. Jak myślicie dlaczego? Czy ktoś sądzi, że w Szwecji czy Wielkiej Brytanii pan Anusik znajdzie wdzięcznych czytelników? Przecież oni tam wiedzą wszystko lepiej i bez niego. To jest praca, którą koniecznie powinni przeczytać polscy czytelnicy. A nie dość, że przeczytać to jeszcze przedyskutować w czasie różnych kameralnych spotkań. Tymczasem ona jest nie dość, że nie dostępna, to jeszcze wydana w języku obcym, co odejmuje jej jakikolwiek walor. Oczywiście autor wziął pieniądze za robotę i jest zadowolony, bo ma publikację. No, ale nikt w Polsce nie będzie czytał ponad 500 stron specjalistycznej pracy historyka o Szwecji w języku angielskim, nawet jeśli ten język dobrze zna, bo z kim niby miałby potem o tym rozmawiać? Z czytelnikami szwedzkich kryminałów? Mamy więc z jednej strony ściek, który zalewa nas tym kryminalnym, szwedzkim szambem, z a drugiej ważne książki, produkowane dla nie wiadomo kogo, z myślą – zakładam się o co chcecie – że nie warto wydawać po polsku, bo nikt i tak nie zrozumie. Kryminały warto, a historii nie warto. Dodajmy w tym miejscu jeszcze, że istnieje szwedzka beletrystyka historyczna i jest ona do dziś lansowana na targach książki historycznej, do dziś sprzedaje się te 700 stron liczące cegły o wielkości i potędze Szwecji za czasów Gustawa Adolfa i Karola X Gustawa, w których nie ma ani słowa o Rzeczpospolitej Polsko Litewskiej. O tym, by cokolwiek polskiego, nie mówię już o książkach popularyzujących historię zostało wydane w Szwecji, nie ma mowy. Może Twardoch, albo Szczygieł jest tam wydawany, ale i tak nikt tego nie przeczyta. Im zresztą na tym nie zależy, bo dobrze wiedzą, że nie o czytelnika chodzi. Chodzi o to, by znaleźć się na liście dobrze opłacanych propagandystów.

Bezradność polskich instytucji kultury wobec tej chamówy i głupoty jest łatwa do wytłumaczenia i nie ma się nią co przejmować. Bezradność jednak akademii wyjaśnić już trudniej, a bezradność pojedynczych ludzi, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli w tym uczestniczą jest w ogóle nie do zaakceptowania. Nie można bowiem zrozumieć, jak to możliwe, że ktoś zjada zleżały obornik i jeszcze mlaska przy tym z zadowolenia. A jednak….

Mnie w tym wszystkim najbardziej dziwi postawa historyków, którzy zajmują się tak zwaną popularyzacją wiedzy. To jest obłęd w stanie czystym. Przy tym dostępie do informacji jaki mamy popularyzacja rozumiana tak, jak pojmowano ją za komuny, czy nawet w latach dziewięćdziesiątych, jest robieniem sobie jaj z pogrzebu. Trzeba by ich więc wszystkich uznać za idiotów. Tylko dlaczego tak dobrze opłacanych? Jeśli weźmiemy do ręki książkę tego całego Anusika i porównamy ją z tym co piszą o historii te wszystkie dodatki, tak lewicowe jak i prawicowe, to zacznie w nas narastać wściekłość. Po co wy to robicie panowie? I do kogo przemawiacie? Może po prostu zajmijcie się pisaniem po polsku takich prac, jakie pan Anusik wydaje w Łodzi po angielsku? Że co? Że za trudne? Standardowe ględzenie o husarii jest łatwiejsze i lepiej płatne? Być może, ale my już tego nie chcemy słuchać.

Na tym kończę, dodam jeszcze tylko, że wkrótce będziemy wydawać książki, które będą o całe lata świetlne odległe od tego co promuje się na polskim rynku publikacji historycznych. I powiem Wam już dziś, że zrobimy sukces.

 

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią przyszłego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ¼ środków potrzebnych na produkcję. To wielkie osiągnięcie, szczególnie, że czas mamy przedświąteczny i ludzie mają ważniejsze wydatki niż mój komiks. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.


 

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta


 

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218


Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że do 1 stycznia trwa duża promocja na niektóre tytuły. 

Targi Bytomskie odbędą się w przyszłym roku w pierwszy weekend czerwca, wszystkich już teraz serdecznie zapraszam


 

Przypominam, że nasze książki są dostępne w następujących punktach: księgarnia Przy Agorze, sklep FOTO MAG oraz księgarnia Tarabuk  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura