foto: Agencja Gazeta
foto: Agencja Gazeta
czlowiek bobr czlowiek bobr
154
BLOG

Prawie jak demokracja

czlowiek bobr czlowiek bobr Polityka Obserwuj notkę 0

Powszechnie uważa się, że "prawie" robi wielką różnicę. Osobiście uważam, że "prawie" robi różnicę niewielką, aczkolwiek znaczącą. I w ten sposób odbiegłem od tematu zanim jeszcze go zacząłem.

Do rzeczy (nie, to nie jest reklama). Ostatnio na tapecie jest wątek tzw. "zmian ustrojowych". Oto więc moja propozycja.

Nasza polska demokracja tak naprawdę niespecjalnie różni się od innych demokracji europejskich. To chyba dobra wiadomość. Niestety zarówno ta nasza jak i pozostałe to w zasadzie "prawie" demokracje. I to już wiadomość nieco gorsza.

Nie będę udawał, że posiadłem ogrom wiedzy o funkcjonowaniu naszej i innych demokracji (co jest jak sądzę po opiniach "na gorąco" niektórych dziennikarzy na Twitterze, dość powszechną praktyką) i zamiast przeklejać opinie ekspertów podzielę się z Wami takim spostrzeżeniem.

Jeżeli za fundament demokracji uznamy wolne wybory, to czy nie ciekawy jest fakt, że w takich właśnie wybieramy prezydenta, który władzy ma relatywnie mało, ale już premiera wybrać nie możemy - a ten jednak władzy ma więcej. Owszem - najczęściej wiadomo przed wyborami parlamentarnymi kogo dane ugrupowanie wypchnie na ten urząd, ale choćby przykład Kazimierza Haiku Marcinkiewicza pokazuje, że zawsze można wyborcom zagrać na nosie. Jeszcze lepszym przykładem jest desygnowanie na urząd premiera Ewy Kopacz - w skrócie było tak:

1. PO wygrywa wybory

2. premierem zostaje lider PO - Donald Tusk

3. Donald Tusk w pewnym momencie postanawia "kontynuować karierę poza strukturami firmy RP"

4. premierem zostaje nie-lider, ani nawet nigdy-nie-kandydat na takie stanowisko, Ewa Kopacz.

Jakoś nie przypominam sobie, żeby PO szła do wyborów głosząc "Tusk na premiera, chyba że się zwolni robota w UE, to wtedy Kopacz". Dla równowagi nie przypominam sobie też kiedy wygrało PIS, żeby prezes wspominał coś o wrażliwym Kazimierzu. Ba! Jasno stwierdził, że sam nie zostanie premierem, ale jak się wszystko dalej potoczyło pamiętamy. (Jeśli ktoś nie pamięta - wyjaśniam - został).

Mała dygresja - przykład prezesowania radzie ministrów w wykonaniu zarówno Marcinkiewicza jak i Kopacz, pokazuje, że premier jednak jaja mieć musi. Koniec dygresji.

W związku z powyższym, sugeruję następujące "zmiany ustrojowe":

A. Prezydent ze swoimi uprawnieniami zostaje jak jest (Bronisław nas nieco odzwyczaił, ale prawo veta to dość poważny instrument) i wybiera się go w ten sam sposób (można się zastanowić co najwyżej, czy jakoś nie związać kadencji prezydenta z kadencją parlamentu...)

B. Partia czy inne ugrupowanie startujące w wyborach parlamentarnych ma obowiązek wskazania na etapie kampanii, swojego kandydata na premiera.

C. W przypadku ustąpienia premiera ze stanowiska (chciał, nie chciał, musiał - niepotrzebne skreślić), rozpisywane są nowe wybory, zgodnie z zasadą zawartą w punkcie B.

D. Utrzymujemy trójpodział władzy, więc droga PO - weź sobie tę ustawę o sędziach Trybunału wciśnij głęboko w nos.

Ponieważ raczej pisuję o stracie pieniędzy, wyprzedam pytanie "czy nowe wybory do zmiany premiera nie są marnowaniem kasy" i wyjaśniam - wręcz przeciwnie. Marnowaniem kasy są wybory, w których najważniejsza osoba w państwie nie jest wybierana wcale.

Oczywiście można się spierać czy powyższe zrobi z "prawie" demokracji, demokrację prawdziwą (zaznaczam, że demokracja bezpośrednia w polskich warunkach będzie raczej mało efektywna, choć efektowna z całą pewnością), ale może nas troszkę do niej przybliży.

 

PS. Zauważyliście? Nie wspomniałem o JOW'ach. A wiecie czemu? Bo nie mam zdania. Może będę je mieć jutro. Może za miesiąc.

 

Jestem też na Twitterze: @czlowiek_bobr

Interesuję się wszystkim... prawdopodobnie nie znam się na niczym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka