W rodzinie Franka K. mówiono o niej – tamta kobieta, zaś w myślach przywoływano obraz wiszącego na lince holowniczej faceta, w którego tle rysowała się butelka wyborowej wódki i ostygła pizza.
Zanim Franek K. wlazł na kuchenny stołek, rankiem odprowadził na parking firmowego tira, w południe wyłożył na stół wszystkie życiowe papiery, a wczesnym popołudniem wywiesił na drzwiach swojego pokoju kartkę z napisem NIE WPUSZCZAĆ DZIECI.
W chwili śmierci Franka G., tamta kobieta obgryzała skórki w mieszkaniu matki. Nie miała pojęcia, że po drugiej stronie osiedla Franek G. połyka ostatni kęs salami. Gdyby wiedziała, pewnie odwróciłaby twarz od okna i włączyłaby telewizor.