Piotr Jaroszewicz to pochodzący z Nieświeży (dzisiejsza Białoruś) syn księdza, polski dygnitarz, premier PRL od 1970 do 1980 roku. Którego kariera niczym szczególnym nie wyróżniłaby się na tle innych komunistycznych prominentów, gdyby nie tajemnicza śmierć i informacje, jakie zabrał do grobu.
Było rok 1945, kiedy jako pułkownik Ludowego Wojska Polskiego dotarł do Radomierzyc, gdzie w zabytkowym dworze miał odnaleźć archiwum Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy. Znajdowywać się tam miały kompromitujące wysokich przedstawicieli zachodniej Europy teczki. Przede wszystkim mowa tu o rodzinie niemieckich Żydów, rodzinie Rothschildów. W Polsce mało komu znani, prawdopodobnie najbogatszy ród na Ziemi, który swoje wpływy i pieniądze powiększa już od kilku stuleci. Głównie inwestują w sektorze bankowym.
Najbardziej istotne dokumenty miały dotyczyć kolaboracji Francji z hitlerowskimi Niemcami. Co mogło być wykorzystane w polityce międzynarodowej do kompromitacji Francuzów przez obce, nieprzyjazne mocarstwa – zawłaszcza Rosje sowiecką. Zresztą archiwum miało być ostatecznie wywiezione do ZSRR, aczkolwiek niekompletne, bo kilka dokumentów miał zachować Jaroszewicz.
Mord miał miejsce nocą z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku. Jaroszewicz został przywiązany do krzesła, torturowany, a następnie uduszony. Żona początkowo skrepowana, zamknięta w łazience, nad ranem wykończona od strzału w tył głowy.
Teoria, która miała wiazać śmierci Jaroszewicza, z tajemniczymi aktami umacniają zgony Tadeusza Stecia i Jerzego Fonkowicza innych świadków wydarzeń z Radomierzyc. Obaj także w bestialski sposób zamordowani.
Śledztwa, te które zostało przeprowadzone tuż po zdarzeni, te wznawiane w późniejszym czasie nie wykryły sprawców, jak i nie wskazały ostatecznie motywu zbrodni. Pozostawiły tylko hipotezy.
*Przedstawiłem tylko jedną z teorii dotyczącej tej, do dziś nierozwiązanej sprawy.