Johnny Pollack Johnny Pollack
360
BLOG

WRÓŻBITA MACIEJ MENEDŻEREM NARRACJI

Johnny Pollack Johnny Pollack Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Wiemy zatem, że historia jest przede wszystkim propagandą. Wiemy, że narracje historyczne mają przykryć to co naprawdę ważne i skierować naszą uwagę na głupoty. Wszystko po to, aby pozycja i majątek tych, w interesie których czyni się owe zabiegi, pozostała niewzruszona lub powiększyła się. Kim są ci oni?

Uczymy się historii przez pryzmat wybitnych jednostek – królów i wodzów, uczymy się jej także w oparciu o dzieje państw lub narodów. Oddzielnie uczymy się historii politycznej – przedstawianej jako najważniejsza, a oddzielnie historii gospodarczej, jeśli w ogóle ktoś nam coś o niej zechce opowiedzieć, a na zupełnym marginesie mamy np. historię Kościoła i świętych. Tzn. niezupełnie, o Kościele opowiada się nam dużo bajek ubranych w szaty naukowe, o jego chciwości, zachłanności, wyuzdaniu, pedofilii itp. Ja mam jednak na myśli historię prawdziwą, a nie ową propagandę właśnie. Weźmy jednak na tapetę tę historię polityczną. Ileż to atramentu i tuszu do drukarek zużyto, aby opisać te zawiłe dzieje państw i rządzących nimi królów, kto i dlaczego podejmował takie a nie inne decyzje, skąd mu się w głowie brały takie a owakie wizje polityczne, na jakich przesłankach filozoficzno – religijnych opierał swoje panowanie itp. bzdury. Tak tak, drodzy Państwo bzdury, albowiem w dziewięciu na dziesięć przypadkach, za podjęciem takiej a nie innej decyzji politycznej stała nie filozofia, tylko budżet! Budżet będący własnością kogoś, kto owego króla, dany rząd lub parlament owinął sobie dzięki tej kasie wokół palca. I którego celem było ów budżet powiększyć, do czego potrzebna mu było stosowna ekspozytura polityczna. Bardzo często ów budżet oparty jest o np. surowce wydobywane tu i ówdzie, a przetwarzane jeszcze gdzie indziej i stąd to rozdzielenie historii politycznej od gospodarczej, żebyśmy przypadkiem nie zaczęli kojarzyć, gdzie i kiedy wyrosła dana fortuna. O handlu nie wspominając! Dlatego eksponuje się nam króla, który dokonuje wielkich czynów, wypowiada wojnę wrogom swego kraju, wyrusza na nią i wygrywa (lub przegrywa) bitwy, bo ów wróg splamił jego honor, wyraził pretensję do korony, albo uwłaczał jego matce. A w rzeczywistości grono osób, które usadowiło owego króla na tronie, zainwestowało w tę wojnę swoje pieniądze, widząc w niej własny interes, żadna wojna bowiem, nawet święta nie odbędzie się bez dużego budżetu, który trzeba w nią zainwestować inaczej nikt, ani rycerz, ani jego koń nie ruszy się z miejsca. I dotyczy to wszystkich tzw. kręgów cywilizacyjnych pod słońcem, i tego łacińskiego i turańskiego. Zdarzają się wyjątki od tej reguły, ale jak wiemy wyjątek potwierdza regułę.

Skąd możemy zaczerpnąć takie informacje? Ano, jak pisałem, szamani oddelegowani na rynek słów i idei od czasu do czasu coś chlapną. I wtedy trzeba pruć. Oto mamy np. biografię królowej Elżbiety I pt. „Najcenniejszy klejnot” Georga Bidwella. Ileż to ważnych informacji na temat tej postaci można tam znaleźć. Czytelnik przedziera się przez gąszcz wstrząsających wydarzeń, traktujących o sferach natury emocjonalno – obyczajowej, kartkuje już trzechsetną stronę i ma zamiar zaprzestać lektury bo od nadmiaru wrażeń skacze mu ciśnienie, gdy nagle ni z tego ni z owego, jego oczom ukazuje się zdanie następującej treści (cytuje niedosłownie): „W ciągu pierwszych dziesięciu lat panowania królowa Elżbieta spłaciła większość długów zaciągniętych przez jej ojca”. I tyle. Autor owej biografii nie drąży już tematu owych długów, tylko wraca do tego co naprawdę ważne w życiorysie owej wybitnej władczyni, czyli np. jakie emocje towarzyszyły jej podczas flirtowania z kręcącymi się na dworze aferzystami większego lub mniejszego kalibru. A tak nieistotne kwestie jak długi zaciągnięte wobec „niewiadomokogo” przez jej ojca pozostawia bez komentarza. I to jest właśnie owa niteczka Drodzy Czytelnicy, za którą śmiało możemy pociągnąć, aby rozpruć ten utkany z kłamstwa gruby sweter. Wiemy bowiem, że ojciec królowej Elżbiety I to nikt inny tylko słynny Henryk VIII, ten od wielu żon, co tak mocno jest eksponowane w narracji historycznej. Kwestie matrymonialne i łóżkowe bowiem dominują w oficjalnym przekazie popularnym, nikt nie interesuje się sprawą owych henrykowych długów, a przecież skoro miał tyle żon, to i nic dziwnego, że potrzebował dużo pieniędzy. Pytanie tylko, od kogo pożyczył, jaką kwotę i na jaki procent? Ja teraz tych kwestii nie będę rozstrzygał, chodzi o ukazanie kierunku marszu właśnie. Bo z czego spłacała te długi jego córka możemy się z grubsza domyślić – z rabunku. Z rabunku własnych poddanych oraz obcych, którzy znaleźli się niefortunnie na morzu w zasięgu piratów, pływających z inspiracji Jej Królewskiej Mości i na chwałę królestwa. Piratów, którzy rabowali obce okręty, a potem odpalali dolę Królowej – Dziewicy. Taki bowiem imidż stworzyli jej ówcześni szamani od pijaru, którzy w interesie i za pieniądze owych kredytodawców Henryka VIII, zainstalowali Elżbietę na angielskim tronie, aby te długi jej ojca pospłacała. Kim byli ci szamani? Niektórych znamy – to np. słynny czarownik, alchemik i wróżbita John Dee. Czyli ktoś kogo dzisiaj nazwalibyśmy menedżerem. Człowiek od zadań specjalnych, to on między innymi przybył do króla Stefana Batorego, aby złożyć mu tzw. propozycję nie do odrzucenia – możemy się tylko domyślać, że chodziło o odstąpienie od wojny z Moskwą, którą po trzech słynnych wyprawach, Batory miał zamiar w jakiejś formie kontynuować. A Moskwa była w tym czasie ekspozyturą Londynu, kierowaną przez Kompanię Moskiewską. Batory walcząc z Moskwą, walczył z Londynem. Ponieważ polski król nie przyjął „propozycji” alchemika z Albionu, ten rozpoczął działania zmierzające do likwidacji króla Stefana. Cała wizyta Johna Dee (któremu towarzyszył wtedy inny „menedżer” z Anglii – Edward Kelley) w Polsce opisywana była jako wizyta wróżbity, który zorganizował Batoremu seans spirytystyczny. Król bowiem, jak głosi narracja, chorował już i jak to przed śmiercią monarchów bywa, popadł w coś co fachowo nazywa się mistycyzmem. Tak pisał o tych sprawach w XIX wieku historyk Aleksander Kraushar, a po nim spopularyzował tę wersję w naszych czasach Waldemar Łysiak w powieści „Milczące Psy”. 

Jak widzimy wątków wiele, a wszystkie się przeplatają. Mamy zatem jakiś spory budżet i jego dysponentów, kupców lub bankierów z wielkich miast, którzy wynajmują sobie menedżerów do zadań specjalnych, takich jak instalacja królów na tronach, albo ich nagłe ściągnięcie stamtąd jeśli zawadzają w procesie pomnażania owego budżetu. A my ekscytujemy się królewskimi romansami, albo filozoficzno - religijnymi podstawami ich panowania, którymi to karmią nas autorzy popularnych książek, niektórzy nawet z tytułami profesorskimi. Ale o tym następnym razem…


 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura