Janko Krytykant Janko Krytykant
234
BLOG

O dwóch deportowanych rodzinach

Janko Krytykant Janko Krytykant Polityka Obserwuj notkę 2

Głośno się ostatnio zrobiło o rozpoczęciu w Krakowie deportacji rodziny pochodzenia mongolskiego. Zajął się tym już zresztą w szerszym kontekście ewaryst fedorowicz. warto jednak zwrócić uwagę, że historia ta jest tylko przykładem bardzo dziwnego zachowania władz naszego kraju dotyczącego polityki migracyjnej.
 
Prawdopodobnie, każdy z nas potrafiłby przytoczyć jakiś konkretny przypadek, potwierdzający tezę postawioną przed chwilą. Pozwolę sobie zatem to zrobić. Rodzina, o której chcę napisać parę zdań składa się z czterech osób. Rodzice około czterdziestu lat i dwoje dzieci, starsza córka w gimnazjum, młodszy syn w szkole podstawowej. Rodzina pochodzi z Ukrainy, mieszka w Polsce od lat kilkunastu, córka urodziła się jeszcze tam, syn już tu. Tak, jak i w przypadku najmłodszej latorośli tej mongolskiej rodziny, syn praktycznie nie mówi po ukraińsku, córka słabo, ale w jej polszczyźnie nie słychać nawet charakterystycznej dla osób zza wschodniej granicy intonacji. Ci ludzie nie żerowali na państwie polskim stojąc w kolejkach po zasiłki, wręcz przeciwnie, po zarejestrowaniu firmy remontowej dawali pracę naszym współobywatelom.
 
Nagle, mniej więcej tuż przed letnimi wakacjami w 2010 okazało się, że organy podległe wojewodzie łódzkiemu nie przedłużyły tej rodzinie prawa pobytu na terenie RP. Ponieważ, w przeciwieństwie do licznej pewnie grupy „nielegałów”, oni chcieli postępować zgodnie z prawem RP, pomimo starań o zmianę decyzji, wyjechali. Od tego czasu nauczyciele (bo stąd znam tę historię) nie mieli żadnej informacji o losie uczennicy.
 
Co łączy obie te historie. W obu przypadkach nasze „dura lex” dosięgło osób praktycznie całkowicie w Polsce zasymilowanych. Jedna, kompletnie bezmyślna decyzja jakiegoś urzędasa, potwierdzona przez jego superważnego przełożonego prowadzi do sytuacji, gdy pozbywamy się z kraju tych, dla których Polska stała się już nie drugą , ale tą pierwszą ojczyzną. To są może wielkie słowa, ale odnoszą się do osobistych dramatów pojedynczych osób, które przegrywają, zmielone przez tryby bezdusznej, bezmyślnej biurokratycznej maszyny. Zapewne niedługo usłyszymy jeszcze pochwały dla służb odpowiedzialnych za politykę migracyjną za sprawne działanie i skuteczność w usuwaniu z RP elementów niepożądanych. Wszak łatwiej wyrzucić kogoś, kto się nie ukrywa, niż nauczyć się rozpoznawać Wietnamczyków pod stadionem.
 
Co natomiast dzieli obie historie. Losem krakowian zajęły się media. Nawet te najczęściej oglądane kanały telewizyjne w swoich programach informacyjnych. I to jest dla nich jakaś nadzieja. Na to, że naciski medialne, może społeczne, a może jakaś akcja poselska pomoże zakończyć tę sprawę w sensowny sposób. Druga rodzina nie wzbudziła takiego zainteresowania. Może to i normalne, wszak gdyby chcieć mówić na forum ogólnopolskim o każdej takiej lub podobnej sprawie, to programy informacyjne byłyby tworzone tylko z takich materiałów interwencyjnych.

Widać jednak, że w kolejnej sytuacji objawia się słabość polskiego prawa, zawarta bądź to w jego treści bądź w możliwości jej interpretacji. Tej słabości nie da się uleczyć pojedynczą akcją, w wyniku której całkowicie spolonizowani ludzie nie zostaną deportowani z naszego kraju. Ale czy w ogóle ktoś z osób odpowiedzialnych ma chęć i znajdzie czas, żeby się tym zająć.

Gdyby jednak ktoś chciał się zająć, służę danymi dotyczącymi tego drugiego przypadku.

 

I oto idą, zapięci szczelnie, Patrzą na prawo, patrzą na lewo. A patrząc - widzą wszystko oddzielnie: Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo... (J.Tuwim)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka