bytomirek bytomirek
798
BLOG

Pucka tragedia a polski system opieki nad dziećmi.

bytomirek bytomirek Rozmaitości Obserwuj notkę 2

     Tym razem tekst będzie poważny, bez kpin i - mam nadzieję - ważny. Od kilkudziesięciu godzin żyjemy ze świadomością, że w Pucku doszło do tragedii w rodzinie zastępczej. Rodzice zastępczy, jak wszystko na to wskazuje, dopuścili się... Nie, nie napiszę czego, bo do momentu udowodnienia przed sądem zarzuconych czynów nie jestem w stanie nazwać tych ludzi przestępcami. Piszę z dużą dozą ostrożności i nie chcę ferować żadnych ocen wobec tych ludzi. Będę natomiast rozdawał razy wszystkim innym. Uznałem bowiem, że mam do tego pełne prawo jako osoba zajmująca się dziećmi i młodzieżą objętą tzw. opieką zastępczą. Siedzę w tym od prawie trzydziestu lat, jestem - jak się to fachowo nazywa - trenerem rodzinnej opieki zastępczej, mam za sobą pewnie grubo ponad 1000 godzin różnego rodzaju szkoleń, warsztatów i treningów psychologicznych. Uczestniczyłem w sporej liczbie konferencji. Nie wypadłem więc sroce spod ogona. Do rzeczy.

     W Polsce system opieki nad dziećmi pozbawionymi odpowiedniej opieki rodzicielskiej podzielony jest - najogólniej mówiąc - na opiekę instytucjonalną i opiekę w rodzinnych formach opieki zastępczej. Te rodzinne formy opieki zastepczej to: rodziny adopcyjne, rodziny zastępcze, które dzielą się jeszcze na kilka podrgup, oraz forma pośrednia między rodzinną a instytucjonalną - rodzinne domy dziecka. Formy instytucjonalne, to oczywiście domy dziecka. W naszym kraju domy dziecka funkcjonują jako publiczne i niepubliczne, prowadzone przez na przykład organizacje pozarządowe. Najbardziej znaną i aktywną z nich jest Towarzystwo "Nasz Dom".

     Gdzieś w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku, a więc mniej więcej 20 lat temu w Polsce pojawiło się hasło "Zlikwidować domy dziecka". O ile mnie pamięć nie myli po raz pierwszy usłyszałem je w Programie III Polskiego Radia. Będąc już wtedy pracownikiem takiej instytucji ucieszyłem się, gdyż hasło dawało nadzieję na gruntowną reformę chorego systemu opieki nad dzieckiem. Uważam się za człowieka inteligentnego i potrakotwałem hasło jak na to zasługuje, to znaczy jako wyzwanie dla wszystkich pracujących w systemie do zmiany myślenia o formach opieki nad dziećmi i młodzieżą pozbawioną opieki rodzicielskiej, często dość mocno zdemoralizowanej, mającej na sumieniu również czyny karalne, ale wymagającej przede wszystkim wsparcia i pomocy dorosłych.  Z wielkim zaskoczeniem przyjąłem natomiast to, co później stało się z tym hasłem. Przede wszystkim zaskoczyli mnie dziennikarze. I to nie ci z pism czy radiostacji - powiedzmy - tabloidalnych, bo wtedy jeszcze tabloidów chyba nie było, ale ci z mediów opiniotwórczych. Hasło "Zlikwidować domy dziecka" potraktowali dosłownie a to spowodowało reakcję obronną ludzi pracujących w domach dziecka. W tym okresie znałem już dość dobrze środowisko wychowawców i dyrektorów tzw. placówek opiekuńczo-wychowawczych, gdyż aktywnie uczestniczyłem we wszelkich możliwcyh spotkaniach i szkoleniach. Zarówno lokalnych, na terenie Śląska, jak i ogólnopolskich biorąc kilkakrtonie udział w konfenrecjach organizowanych przez Towarzystwo "Nasz Dom". Większość tych osób, uczestników szkoleń i konferencji była zdecydowanymi zwolennikami gruntownych zmian w systemie opieki nad dziećmi pozbawionymi opieki rodziców naturalnych. Jednak forsowana przez sporą część mediów wizja fatalnie funkcjonujących domów dziecka oraz nieomal zdeprawowanych wychowawców tych placówek powodowała, że reakcją sporej części środowiska była niechęć do zmian. Bodajże w 1997 roku w Waplewie odbyła się kolejna konferencja organizowana przez Towarzystwo "Nasz Dom", której głównym tematem było stworzenie w Polsce profesjonalnej sieci rodzin zastępczych, które mogłoby przejmować stopniowo opiekę nad większością osób umieszczonych w domach dziecka. Jedną z uczestniczących w konferencji osób była Brytyjka polskiego pochodzenia - niestety, nie pamiętam jej nazwiska - będąca koordynatorką brytyjskiego, rządowego programu rozwoju sieci rodzin zastępczych na terenie Wielkiej Brytanii. I tam z jej ust usłyszałem znamienne zdanie. Podczas rozmowy z nią w kuluarach zapytałem, jak długo Brytyjczycy budują system rodzin zastępczych. Odpowiedź była znamienna: budowa tego systemu rozpoczęła się około 1975 roku, (czyli ponad 20 lat wcześniej, przypominam, konfernecja ta odbywała się w 1997 roku) a jesteśmy chyba w połowie drogi ! I to było dla mnie bardzo ważne. Potwierdziło bowiem moje przypuszczenia, że nie ma szans na użycie czarodziejskiej różdżki i stworzenie w Polsce profesjonalnego systemu rodzinnej opieki zastępczej w ciągu 3-5 lat.

     Nikt, podkreślam, nikt z pracujących w domach dziecka nie ma żadnych wątpliwości, iż formy rodzinne są lepsze od instytucjonalnych. Jednak zdecydowana większość z nas wie również, że nie wszyscy mieszkający w domach dziecka znajdą dla siebie jakąś formę rodzinnej opieki zastępczej ! Przyczyny są różne. Wymienię kilka.

  • Zaburzenia z jakimi dzieci i młodzież znalazła się w domach dziecka. Są one czasami tak nasilone, że dzieci te wymagają ogromnej pracy terapeutycznej. Niewiele jest rodzin gotowych przyjąć do siebie dziecko, które na przykład w napadzie złości rozbija głową ścianę lub próbuje wyskoczyć przez zamknięte okno rzucając się całym impetem na szybę ! To oczywiście drastyczny przykład, ale prawdziwy.
  • Złe doświadczenia dzieci ze wcześniejszymi próbami pobytu w rodzinnych formach opieki zastępczej. Duża liczba obecych podopiecznych domów dziecka, to ludzie, którzy trafili tam właśnie z rodzin zastępczych bądź adopcyjnych. Sądzę, że nikt, kto nie zetknął się z takimi dziećmi nie jest sobie w stanie wyobrazić, jak wielką tragedią dla nich jest powtórne odrzucenie przez dorosłych. Pierwszym było oderwanie od rodziny naturalnej, drugie, to odrzucenie przez "nowych rodziców". Ta trauma wywołuje tak katastrofalne skutki w psychice tej młodzieży, że wyjście z niej jest szalenie trudne !
  • Wiek dzieci. Niewiele jest kandydatów do zajęcia się dziećmi starszymi. Pisząc "starszymi" mam na myśli dzieci powyżej 7-8 roku życia. Te dzieci mają niewielką szansę na znalezienie się w rodzinie zastępczej.
  • I dla mnie naważniejsza przeszkoda, z którą wiele rodzin zastępczych nie potrafi się pogodzić. Olbrzymia niechęć rodziców zastępczych do umożliwienia kontaktów dzeci z rodzicami naturalnymi. Ta niechęć, psychologicznie zrozumiała, wynika ze słabego przygotowania osób podejmujących się funkcji rodziny zastępczej. Sam jestem trenerem rodzinnej opieki zastępczej, czyli osobą uprawnioną do szkolenia kandydatów na rodziny zastępcze. W programie szkolenia jest blok mówiącym o obowiązku podtrzymywania przez rodziców zastępczych kontaktu z rodziną naturalną dziecka. Wynika to m.in. z Konwencji o prawach dziecka, gdzie jest wyraźny zapis o prawie do wychowywania się w rodzinie i kontaktów z rodzicami w przypadku rozłączenia z nimi. To jest niezbywalne prawo dziecka, którego nikt nie ma prawa naruszać ! Niestety, mamy z tym problem.

To tylko 4 powody, dla których nie ma szans, aby wszyscy podopieczni instytucjonalnych form opieki mogli znaleźć się rodzinach zastępczych, ale nie miejsce tu, aby wyliczyć wszystkie.

     Jak wspomniałem wyżej, aby system rodzinnej opieki zastępczej był dobry i objął swym działaniem maksymalną liczbę potrzebujących trzeba co najmniej kilkunastu lat jego tworzenie i rozwijania. Rozwijania systematycznego i zaplanowanego, a nie akcyjnego i burzącego co i rusz plany jego rozwoju. A tak, niestety, dzieje się w Polsce. Hasło "Zlikwidować domy dziecka" jest wciąż aktualne, ale dalej - i znów napiszę - niestety, rozumiane opacznie. Kiedy to hasło ukuto i wyartykułowano, a więc przed mniej więcej 20 laty, ówczesne domy dziecka, to były instytucje, gdzie prawa dziecka były czymś iluzorycznym. Najczęściej mieściły się w sporych gmachach, często liczba dzieci oscylowała wokół pół setki, albo i grubo powyżej. Tam nie było miejsca na wychowanie ani na sensowną pracę socjoterapeutyczną. Dzieci będące wychowankami takich biduli były naznaczone. Szkoły nie miały ochoty współpracować z domami, dzieci z biduli były najczęściej traktowane jako te gorsze i złe. To nakręcało spiralę demoralizacji wśród pensjonariuszy placówek opiekuńczo-wychowawczych. Wtedy hasło "Zlikwidować domy dziecka" znaczyło "Przekształcić je w przyjazne dzieciom !" I to się dokonuje ! To hasło należy dalej tak rozumieć ! Przekształcać placówki, aby całkowicie zniknęły funkcjonujące jeszcze gdzieniegdzie wielkie bidule. To nie są dobre miejsca dla dzieci ! Tyle tylko, że takich molochów jest w Polsce coraz mniej ! Coraz więcej natomiast mamy placówek, które zaczynają przypominać rodzinne formy opieki. Tak, są domy dziecka, które działają jak quasirodzinne formy opieki zastepczej. Są to placówki działające w formie zespołów mieszkań dla dzieci. W takich mieszkaniach żyje od 12-17 podpiecznych. Są to mieszkania mieszczące się w różnych punktach miasta, w przeciętnych kamienicach lub blokach. W takich miejscach indywidualizuje się pracę opiekuna w podopiecznym ! Bardzo często opiekunowie pracują tam metodą indywidualną. Znają na przykład psychologiczną teorię więzi i starają się budować więzi ze swoimi podopiecznymi ! Takie domy prowadzi Towarzystwo "Nasz Dom" z Warszawy w różnych częściach Polski: w Mrągowie, Ustce i w kilku innych jeszcze miastach Polski. Takie mieszkania funkcjonują w dużej liczbie na Śląsku: w Siemianowicach Śląskich, Tychach czy Piekarach Śląskich. To są miejsca przyjazne dzieciom. Takich placówek nie należy się bać ani piętnować, wprost przeciwnie - należy o nich mówić, wspierać je i pomagać.

     Dlaczego doszło do tragedii w Pucku ? To pytanie jest teraz zadawane przez dziennikarzy. Odpowiedzi jak zwykle wydają się być proste: brak nadzoru, niekompetentni urzędnicy, leniwi psycholodzy, policjanci pracujący rutynowo. Ja twierdzę, że przyczyny tkwią u samych podstaw systemu rodzinnej pieczy zastępczej ! Wyliczę teraz najważniejsze.

  1. Brak odpowiedniej liczby profesjonalnych trenerów rodzinnej opieki zastępczej. Szkolenia na kandydatów na rodziców zastępczych traktowane są często przez szkolących, jako okazja do zarobienia sporych pieniędzy. I to nie byłoby złe, gdyby poziom tych szkoleń był odpowiedni. Jak można było się dowiedzieć z prasy ludzie z Pucka "zaliczyli" kurs w 3 miesiące ! Kurs, który miał trwać miesięcy 7 ! Kto za to odpowiada ?! Jestem przekonany, że nie tylko oni, mało tego, że nie tylko w Pucku można zaliczyć szkolenie w formie "expresowej" ! To karygodne ! Profesjonalny trener nigdy, by na to nie wyraził zgody ! Teraz trochę prywaty. Sam nie przeprowadziłem ani jednego szkolenia. Dlaczego ? Bo traktowano mnie jak raroga, gdy stawiałem wyraźne żądania dotyczące wymaganej przeze mnie liczby uczestników szkolenia, jego godzin i miejsca przeprowadzenia cyklu. Takie szkolenie winno mieć charkater warsztatowy, a to wymaga odpowiedniego zaplecza. Słyszałem, że mam zawyżone wymagania. Po kilku więc próbach zrezygnowałem i nie szkolę.
  2. Brak wsparcia dla funkcjonujących rodzin zastępczych. Wyjątkowo często się zdarza, że po zawiązaniu rodziny zastępczej rola Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie (PCPR) sprowadza się wyłącznie do tzw. nadzoru. Co gorsza nadzór ten ogranicza się do powierzchownych, ale wyjątkowo nieprzyjemnych kontroli. Jest to na przykład wpadanie do mieszkania o najdziwniejszych porach i bezeceremonialne zaglądanie do lodówki, szaf itp. Tp po prstu naruszanie intymności rodziny ! W moim przekonaniu rzecz niedopuszczalna, jeśli nie ma podstaw do podejrzeeń, iż w rodzinie dzieje się coś złego. Podstawową rolą PCPR-u winno być wsparcie tych rodzin. Wsparcie psychologiczne przede wszystkim. Nikt, kto nie miał doświadczenia w pracy z młodzieżą nie jest sobie wyobrazić kosztów psychologicznych ponoszonych przez osoby zaangażowane w pracę. Te koszty są ogromne. Często kończą się depresją, bardzo często wypaleniem zawodowym. A to znów ma ogromny wpływ na dzieci. Brak wsparcia ze strony PCPR jest częstą przyczyną rezygnacji ludzi z funkcji rodziny zastępczej ! A jeśli ten brak wsparcia łączy się z ciągłymi kontrolami i dodatkowo z niewywiązywaniem się PCPR z umów (np. kierowanie do rodziny większej liczby dzieci niż wynika to z umowy - to bardzo częste przyapdki), to mamy do czynienia z sytuacją sprzyjającą wydarzeniu się tragedii.
  3. Koszty utrzymania dziecka najważniejszym kryterium dla powiatów. Już tylko dwa wyżej przywołane powody, które decydują, iż system rodzinnej opieki zastępczej w Polsce jest w powijakach wystarczą, aby stwierdzić, że praprzyczyną tych problemów jest najordynarniejszy brak kasy. W dyskusji o opiece nad dziećmi, które tej opieki wymagają szermuje się - zwłaszcza w dyskusjach dziennikarskich oraz między politykami - argumentem, że koszty utrzymania dziecka w formach rodzinnych są niższe w formach instytucjonalnych. Kiedy podaje się np. takie dane (te akurat pochodzą z oficjalnego dokumentu z jednego z powiatów): miesięczny koszt utrzymania dziecka w domu dziecka - 3500,00 zł; miesięczny koszt utrzymania dziecka w rodzinie zastępczej - 600,00 zł., to musi to robić olbrzymie wrażenie. I robi, ale na osobach nie mających codziennej styczności z tą dziedziną. Bo ja chciałbym wiedzieć jaką metotodologię przyjął PCPR wyliczając te koszty. Po pierwsze: dom dziecka zatrudnia m.in. psychologa i pedagoga; w rodzinie zastępczej nie ma szans na "bezpłatne" skorzystanie z pomocy tych dwóch specjalistów w każdej chwili. A to jest właśnie to wsparcie. I to wsparcie zarówno dla rodziców, jak i dzieci. Jestem też pewien, że w kosztach mówiących o dzieciach w rodzinach zastępczych nie ma wliczonych uposażeń pracowników merytorycznych PCPR-u, którzy zajmują się tym obszarem działań Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. A do kosztów utrzymania dziecka w bidulu wlicza się pensje jego pracowników. I tak mógłbym jeszcze mnożyć wątpliwości, co do rzetelności i realnej wysokości tych wyliczeń (np. koszty tzw. asysty rodzinnej,  koszty podręczników w domu dziecka a zasiłki celowe dla rodzin zastępczych przy zakupie podręczników szkolnych itd. itp.). Są jeszcze znaczne różnice związane z tym czy rodzina zastępcza to tzw. rodzina zawodowa czy spokrewniona. I wiele wiele innych uwarunkowań.

     Kto z czytelników dotrwał do tego momentu może być już spokojny. Będę kończył. Chcę zakończyć tę notkę apelem. Apelem do polityków, dziennikarzy i wszystkich, którym dobro dzieci leży na sercu.

Wychowanie dzieci, to inwestycja w przyszłość Polski. Wsparcie tych dzieci, które spotkała tragedia oderwania od rodziców naturalnych, to inwestycja przede wszystkim w przyszłość tych dzieci, które bez wsparcia kompletnie nie dadzą sobie rady w samodzielnym życiu i same będą wymagała pomocy jako dorośli. Dyskutując o tych problemach nie sprowadzajmy wszystkiego do sensacji i pieniędzy !                      I najważniejsze - większość obecnych domów dziecka to już nie są molochy, a miejsca, gdzie dzieci traktuje się podmiotowo i poświęca się im wiele uwagi traktując je indywidualnie !

 

bytomirek
O mnie bytomirek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości